x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Dużo słyszałam o tej mandze, zanim ją zaczęłam czytać, odstraszała mnie trochę liczba tomów (na ten moment 28+), ale zachęcona dobrymi opiniami w końcu się zabrałam.
Po kilkunastu rozdziałach bardzo mnie wciągnęła, czyta się szybko i przyjemnie. Historia jest ciekawa, bohaterowie co chwila pakują się w coś nowego i nie sposób się nudzić ;)
kliknij: ukryte Po odnalezieniu smoków wędrują po kraju i poza granicami, rozwiązując różne problemy poszczególnych klanów. Poznajemy całą Koukę, poszczególnych przywódców, klany i ich problemy (np. nierówności społeczne, czy nielegalny handel). Ten aspekt mangi bardzo mi się podobał, wątki społeczno‑polityczne są tu dużym plusem. Yona jako księżniczka Kouki, choć wygnana z zamku, pragnie dbać o swój kraj.
Główni bohaterowie są bardzo sympatyczni i wszystkich da się lubić. Yona z czasem zmieniła się bardzo na plus, choć nie była to radykalna zmiana – dalej jest tą samą dziewczyną, tylko znacznie silniejszą i bardziej świadomą. Cztery smoki może nie są zbyt oryginalne, aczkolwiek bardzo ich polubiłam, tak jak i Haka. Razem wszyscy tworzą fajna „rodzinę” ;)
Najbardziej intrygującą postacią jest Soo‑won – z jednej strony bywa bezwzględny, z drugiej jest dobrym władcą, chce dla Kouki jak najlepiej.
Jeśli chodzi o minusy, to zdecydowanie przeszkadzał mi wolny rozwój romansu – po ponad 100 rozdziałach Yona uświadomiła sobie że kocha Haka, gdy wreszcie w 137 go pocałowała, to zaraz wymyśliła wymówkę. Po 150 Hak jej wyznał miłość, to zamiast mu odpowiedzieć, do tej pory nie może z siebie nic wydusić. Ile można czekać, żeby normalnie porozmawiali ;) Bardzo ich lubię razem i trochę staje się już męczące to oczekiwanie.
Drugim minusem to trochę powolny rozwój głównego wątku, dotyczący Yony, Soo‑Wona i Króla Ila. Jest jeszcze wiele niewiadomych – co się dokładnie stało kilkanaście lat temu, dlaczego Król Il zabił brata, jakie były ich relacje. Co jakiś czas są krótkie informacje – np. że Soo‑won miał zakaz bawienia się przy grobowcu Hiryuu, czy że matka Yony wiedziała o jej czterech smokach – ale ten wątek jest wciąż spychany na dalszy plan.
Mam nadzieję że te wątki zostaną niedługo poruszone, bo w sumie większość spraw wewnętrznych i zewnętrznych została rozwiązana, myślę że po konflikcie z państwem Kai powinno coś ruszyć w tych kwestiach. Przygody bohaterów i kolejne intrygi są ciekawe, aczkolwiek chętnie bym poczytała o ich relacjach, Haku i Yonie, Soo‑wonie i przeszłości (swoją drogą bardzo lubię wspomnienia, jak byli razem we trójkę). Ogólnie bardzo polecam mangę, dobre przygodowe fantasy ;)
M
Sia
1.12.2018 19:24 manga
To, że manga jest dobra – to już wszyscy wiemy.
Pytanie brzmi – dlaczego nie ma jej jeszcze w polskim wydaniu? Do tej pory tytuł ten ukazał się w angielskim, hiszpańskim, włoskim, niemieckim i francuskim wydaniu.
U nas miało niedawno temu wydać Yonę Waneko, ale podobno przegrało walkę z innym wydawnictwem i tyle w temacie.
Największa konkurencja Waneko, czyli Studio JG dopiero co ogłosiło kilka (jak dla mnie nudnych, ale to bez znaczenia)nowych tytułów, ale żaden z nich nie był ani Yoną, ani shoujo, a kolejne zapowiedzi dopiero w styczniu.
Moje pytanie zatem brzmi – kto w końcu wyda u nas ten tytuł i kiedy go ogłosi? Na co czeka? Fani nieustannie pytają o Yonę – a tu cisza.
Tyle czasu wszyscy na tą mangę czekali, że większość ma już trochę tomów po angielsku – bo czy tytuł ogłosi JG, czy JPF (oby nie, bo to jeszcze gorsza opcja) to manga będzie się ukazywać nieregularnie, latami, a nawet – może znienacka zniknąć, w trakcie serii (vide Zakuro).
Uważam, że nie ma już na co czekać, bo ktokolwiek tego u nas nie ogłosi – to patrz wyżej. A po angielsku jest już 14 tomów. Pozdrawiam wszystkich fanów :)
Daje ten wnerwiający mały format. A shoujki mają sporo tekstu… Odpuściłam przez to Ourana. Acha. Wolę też obwoluty.
I.
3.12.2018 17:37 Re: manga
Dzięki za odpowiedź :) Dawno już kupiłam jakiś komiks od JPF i myślałam, że spadła jakość tłumaczenia albo druku.
W sumie nigdy się nad formatem nie kierowałam przy kupnie, ale jak teraz patrzę na resztki mojej mangowej półeczki… Nie mam już komiksów JPF do porównania, ale chyba rzeczywiście były wielkości Vanitasa czy Murcielago. Pamiętam, że Ourana zebrałam i przeczytałam w całości, ale to było kilka lat (i dioptrii) temu.
Obwoluty… Zawsze się boję, że je podrę przy czytaniu, więc zdejmuję, a potem boję się rozdarcia przy zakładaniu :P' Zwykle leżą na szczycie rządku mang.
Nie mam już komiksów JPF do porównania, ale chyba rzeczywiście były wielkości Vanitasa czy Murcielago.
Vanita jeszcze nie mam, ale pewnie jest wielkości Pandory. To się mylisz. Jest jeszcze mniejszy.
I. napisał(a):
Obwoluty… Zawsze się boję, że je podrę przy czytaniu, więc zdejmuję, a potem boję się rozdarcia przy zakładaniu :P' Zwykle leżą na szczycie rządku mang.
Mi się obwoluty nie niszczą jak w przypadku okładek JPF‑u. Nie zdejmuję podczas czytania, bo mi to nie przeszkadza.
Możliwe, że na Pyrkon. Zawsze Studio JG zapowiadało hity mangowe na konwencie.
SIa napisał(a):
Pytanie brzmi – dlaczego nie ma jej jeszcze w polskim wydaniu?
Myślisz, że pozyskanie licencji to takie hop siu? Podobno Studio JG starało się o 2 lata na licencję „Shigatsu wa kimi no uso” Należy też wziąć pod uwagę, że u nas jest mały rynek. Nam mogą odmówić, bo nie liczymy się tak jak w innych większych krajach, gdzie mają o wiele większą grupę odbiorców.
Sia
3.12.2018 19:22 Re: manga
Tak, możliwe, że ogłoszą w styczniu, aby zabłysnąć na konwencie. Ale zabłysną może na krótką chwilę, dopóki nie będzie sytuacji (kolejnej tego rodzaju)że po cyklu na przykład sześciotygodniowym coś znowu pójdzie nie tak i manga będzie ukazywać się co pół roku.
Co do JPF – to wydawnictwo szanowałam lata temu, ale niestety, zawiedli moje oczekiwania (nie takie znowu wygórowane). Zepsuli wydanie Kaichou wa maid‑sama, oraz Ouran high school (a te ich tłumaczenia to już w ogóle, ech, szkoda słów), więc kupiłam sobie po angielsku :)
Jestem mimo wszystko ciekawa, jak Studio JG wyda Yonę (bo raczej to oni ją zapowiedzą, JPF ostatnio tylko nieciekawe shouneny wydaje) i czy nie schrzanią tej mangi.
Mogliby tylko nie czekać na styczeń i ogłosić przed Gwiazdką. Pozdrawiam :)
Tak, możliwe, że ogłoszą w styczniu, aby zabłysnąć na konwencie.
Jaki styczeń? W kwietniu jest Pyrkon.
Sia napisał(a):
Ale zabłysną może na krótką chwilę, dopóki nie będzie sytuacji (kolejnej tego rodzaju)że po cyklu na przykład sześciotygodniowym coś znowu pójdzie nie tak i manga będzie ukazywać się co pół roku.
Tutaj się zgodzę. Zawsze mają problemy przed zdążeniem na konwent. A potem ich cykl wydawniczy jest rozwalony. ;/
Sia napisał(a):
– może znienacka zniknąć, w trakcie serii (vide Zakuro).
Poprostu przeoczyłaś ogłoszenia Studia na fejsie gdzie napisali, że porzucają Zakuro. Niestety też nad tym ubolewam. Miałam już 2 tomy i chciałam szybko dogonić nasze wydanie. Y_Y A tu lipa.
Heh, może to trochę przedwczesny osąd, bo to dopiero pierwszy rozdział po epizodzie z sąsiednim królestwem, ale nie ukrywam, że jestem nieco zawiedziona takim rozwojem wydarzeń… Dwadzieścia pięć tomów przygód, intryg i tajemniczych przepowiedni, a teraz… TO. Znaczy, w sumie nie powinnam się dziwić, w końcu to jednak jest shoujo, ale kurczę, nieźle się maskowało przez ten cały czas i miałam nadzieję, że wszystkie elementy fabuły zostaną przedstawione w sposób, który nie jedzie na kilometr sztampą i kiczem, że bohaterowie dojrzewają wraz z fabułą, a nie wybiórczo według romantycznych schematów. Cóż… Dostajemy typowy cyrk kliknij: ukryte niedokończonych podsłuchów i niedopowiedzeń, bo postaci oczywiście potrafią rozmawiać ze sobą prawie o wszystkim, ale broń bora nie o uczuciach, praktykując bardzo okrężny taniec godowy, chyba tylko po to, aby nie kończyć jeszcze mangi. Swoją szosą, tak się zastanawiam, bo Akatsuki no Yona ma do zaoferowania morze przeróżnych wątków i czy takie straszne byłoby prowadzenie fabuły z parą głównych bohaterów, która jest świadoma swoich uczuć i czerpie z nich siłę i motywację do innych wielkich działań? Nope, musimy się bawić do końca. Jakie to… typowe? Tak czy siak, jestem wyjątkowo niepocieszona, bo przez to zapowiada się długi i durny wątek a la romans szkolny, a cały rozwój relacji między bohaterami cofnął się do epoki kamienia łupanego… Ok, może trochę przesadzam, bo zarówno Hak i Yona mają mnóstwo innych rzeczy na głowie, ale całkowite odcinanie tego wątku od pozostałych wypada bardzo sztucznie. Aczkolwiek jeśli sprawa rozwiąże się w przeciągu kilku najbliższych rozdziałów, to przestanę narzekać, a tak to na razie chyba daruję sobie lekturę kilku kolejnych epizodów… Przynajmniej na jakiś czas.
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak się podpisać pod tą wypowiedzią. A poza tym niby się dużo dzieje, ale mam jednak wrażenie, że to zapchaj‑dziury wszystko i nie widzę celu w tym.
Również zgadzam się z tym, to podsłuchiwanie i nieporozumienia mnie nieco zdenerwowały, dobrze że niedługo potem kliknij: ukryte Hak w końcu wyznał swoje uczucia, ale nie rozumiem na co teraz czeka Yona i czemu nic wtedy nie powiedziała. Aktualnie zostali rozdzieleni znowu, mam wrażenie że to wszyscy jest celowe opóźnianie…
M
Lenneth
29.12.2016 20:29 Przyjemna, nawet jeśli momentami monotona
Na ogół nie gustuję w gatunku shoujo, ale „Akatsuki no Yona” okazała się dla mnie przyjemnym czytadłem.
Fabularnie jest całkiem nieźle i epicko, zwłaszcza jak na shoujo. Początkowe założenia, tj. morderstwo, zdrada ze strony najbardziej zaufanej osoby, ucieczka, konieczność ukrywania twarzy i tożsamości itp. bardzo przypadły mi do gustu. Podczas szukania smoków, akcja minimalnie siada, ale potem robi się jeszcze dziwniej – liczyłam na kliknij: ukryte dalsze gromadzenie armii/zwolenników i jakąś epicką konfrontację z kuzynem‑uzurpatorem, tymczasem dostałam rozdziały o wesołym życiu Robin Hoodów, IMO jedne z najsłabszych, przynajmniej dopóki nie wmieszał się kliknij: ukryte Kan Tae‑Jun. Sama nazwa „Happy Hungry Bunch” była dla mnie na tyle durna i nieśmieszna, że prawie rzuciłam lekturę; na szczęście szybko gdzieś się zgubiła, a Yuna i koledzy zajęli się czymś bardziej konstruktywnym. Wprawdzie wciąż mam wrażenie, że mimo nakreślonej z grubsza motywacji głównej bohaterki, snuje się ona po świecie bez wyraźnego celu czy planu, ale mniejsza o to. Bardzo, bardzo doceniam to, że manga nie skupia się tylko na wałkowaniu relacji między postaciami, że bohaterowie są aktywni, podróżują i poznają świat, i że znalazło w tym świecie miejsce dla wojen, rebelii i polityki, nawet jeśli w mocno uproszczonym wydaniu.
Co mnie czasem w tej mandze drażni, to że ten cały kraik jest taki mały. Bohaterowie wszędzie łażą na piechotę i docierają tam błyskawicznie. Za granicami są praktycznie nierozpoznawalni – wszyscy mówią tym samym językiem, ba, nawet akcent nikogo nie zdradza. Żal mi też potraktowanych po macoszemu bitew (no cóż, shoujo) oraz absurdalnie przepakowanych postaci, które potrafią własnoręcznie wycinać w pień armie złożone z tysiąca żołnierzy (sic!).
Wspomniane już postacie wypadają różnie. Nie sposób nie docenić Yony, która od naiwnej, infantylnej dziewuszki przechodzi długą i wiarygodną drogę do silnej, zaradnej bohaterki. Na szczęście nie zmienia się przy tym w żadnego babochłopa, wciąż pozostaje szesnastoletnią dziewczyną o wrażliwym sercu, ale potrafi też, jeśli trzeba, zaplanować akcję, uratować towarzyszy czy posłać wrogowi strzałę prosto w oko. Fakt, zwykle to ją trzeba ratować, ale to nie przeszkadza, bo nawet wtedy Yona nie zamienia się z powrotem w bezradną, bezwolną mimozę. Podoba mi się, że bohaterka nadal często się boi, płacze, przeżywa chwile zwątpienia, ale raz, to jest w jej sytuacji całkiem normalne, a dwa, Yona sobie z tymi trudnościami wspaniale radzi, czy to sama, czy to z pomocą haremu/przyjaciół.
Harem ten, niestety, nie dorasta jej do pięt, głównie dlatego, że niewiele się różni od zbioru chodzących klisz, definiowanych przez stały, ograniczony zestaw cech. Dobranych oczywiście tak, by każda czytelniczka mogła znaleźć swój ulubiony typ i dla niego przewracać kolejne kartki. Mnie żaden ze smoków nie porwał, tzn. zdali mi się sympatyczni, ale, o zgrozo, średnio atrakcyjni wizualnie, a przede wszystkim mało ciekawi. Praktycznie cały czas dogadują się między sobą świetnie, a tam, gdzie nie ma tajemnicy czy konfliktu, robi się nudno.
Hak był w porządku, może dzięki temu, że dostał najwięcej czasu i miejsca, plus między nim, Yoną a Soo‑wonem ciągle iskrzyło od świetnie budowanego napięcia, nie tylko romantycznego. Wszystkie momenty poświęcone relacjom tej trójki bardzo mi się podobały. Cieszę się, że jego relacja z Yoną kliknij: ukryte przynajmniej minimalnie ruszyła z miejsca po ponad stu rozdziałach stagnacji. Lubię czytać o tym, jak ludzie dopiero dochodzą do tego, że mogą i chcieliby wspólnie zbudować jakiś związek, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie zniosłabym kolejnych stu rozdziałów frustracji czy niezorientowania w wykonaniu obu postaci.
Główny antagonista – o ile można go w ogóle tak nazywać – to natomiast, jak dla mnie, bezsprzecznie najlepszy element tej mangi. Świetna, niejednoznaczna, porządnie wykreowana postać. Człowiek niepozbawiony sumienia, o szlachetnych intencjach, ujmująco grzeczny i charyzmatyczny, a jednocześnie błyskotliwy, racjonalny i bezwzględny (przynajmniej we wszystkim, co nie tyczy się Yony czy Haka). Uwielbiam to, w jaki sposób balansuje między miękkim, dyplomatycznym, a twardym i agresywnym załatwianiem spraw, jak potrafi celowo sprawiać wrażenie beztroskiego lekkoducha, a jednocześnie niezwykle skutecznie pociągać za cudze sznurki.
W sumie to zabrałam się za mangę głównie dla niego samego oraz po to, żeby dowiedzieć się, jak co się właściwie stało między Yun‑honem, jego ojcem, a Królem Ilem. Odpowiedź kliknij: ukryte póki co pozostaje w sferze spekulacji, ale mam nadzieję, że autorka albo wszystko wyjaśni, albo przynajmniej nie zepsuje dotychczasowych teorii.
Ponizej znajduja sie moje mysli na temat Krola Il'a, co poniektorych luznych watkow serii, oraz to w jaki sposob moga one byc powiazane. Poprzedzone to jednak jest lista faktow, o ktorych wiemy z mangi/anime. Z powodow oczywistych, wszystko to walne w jedna wielka, tlusciutka znikajke.
To, co wiemy:
kliknij: ukryte 1. Krol Il wcale nie byl taki prostoduszny i tchorzliwy jak by sie moglo na pierwszy rzut oka wydawac.
2. Krol Il zostal wybrany na krola przez ich (tzn jego i jego brata) ojca, pomimo tego, ze jego brat byl ewidentnie o wiele lepszym kandydatem.
3. Krol Il wstapil na tron dopiero po narodzinach Yony.
4. Krol Il byl kategorycznie przeciw Yonie hajtajacej sie z Soo‑Won'em.
5. Krol Il byl rownie kategorycznie przeciw Yonie chocby dotykajacej jakiegokolwiek rodzaju broni.
6. Krol Il zabil ojca Soo‑Wona i.e. swojego brata (tylko wedlug Soo‑Wona, jednak ja to widze jako wysoce wiarygodne).
7. Ojciec Soo‑Won'a zbanowal ksiege mitow o zalozeniu krolestwa Kouki, Hiryuu i jego smokach.
8. Yona jest reinkarnacja Hiryuu.
Jak ja to widze:
Zarowno obaj bracia (Krol Il oraz ojciec Soo‑Won'a), jak i ich ojciec zdawali sobie sprawe z faktu ze Yona jest reinkarnacja Hiryuu (moze bylo to przepowiedziane przed jej narodzinami, a moze wyszlo dopiero 'po fakcie'). I wlasnie TO bylo powodem, dla ktorego to Il zostal wybrany na krola (dopiero po narodzinach Yony), pomimo bycia ewidentnie o wiele gorszym kandydatem. Ojciec Soo‑Wona nie chcial jednak sie z tym pogodzic, mozliwe ze zaczal nawet myslec o zamordowaniu Yony. W miedzyczasie zbanowal ksiege mitow Kouki, myslac ze to pomoze ukryc prawde (przed ludzmi, Yona?). Powiedzial tez Soo‑Won'owi, ze wcale nie przeszkadza mu to ze nie jest krolem – poniewaz myslal, ze bedzie mogl ten tron odebrac.
Jak to sie jednak czesto dzieje, plany wylazly na wierzch i Krol Il dowiedzial sie o wszystkim. (Tutaj chce zaznaczyc, ze to, o czym Il sie dowiedzial moglo byc planem jego brata dotyczacym morderstwa Yony, ale moglo tez byc wyolbrzymione przez Il'a, przez jego strach o swoja corke w momecie gdy jego brat po prostu planowal ozenic Yone z Soo‑Wonem na przyklad.) Tak wiec, w imie bezpieczenstwa swojej corki, Krol Il zamordowal swojego brata.
O czym Soo‑Won sie dowiedzial (jednak to wszystko – nie mial zielonego pojecia o jego motywie). Wiedze ta (cokolwiek niepelna) gleboko ukryl.
Z czasem, Krol Il zaczal coraz i coraz bardziej bac sie o bezpieczenstwo Yony (pomimo tego, ze glowne 'zagrozenie' przeminelo, co sklania mnie w strone jego obaw bedacych niejako wyolbrzymionych). Tak wiec surowo zakazal jej nawet dotykac jakiegokolwiek rodzaju broni (moze z obawy ze to pomoglo by jej 'przeznaczeniu' sie obudzic). Postawil tez Hak'a jako jej ochroniarza. Nigdy niczego Yonie nie odmawial, jednak kategorycznie wzbronil jej hajtniecia sie z Soo‑Wonem (mozliwe ze ze strachu przed tym, ze Soo‑Won dowie sie prawdy i bedzie chcial sie pozbyc Yony podobnie jak jego ojciec). Strach o dobro Yony mogl tez byc powodem dla ktorego Il pozwolil aby zamek istnial jako swego rodzaju banka muydlana – zawsze szczesliwy, bezpieczny, do kad nie docierala wiesc o nieszczesciach dziejacych sie w kraju, jak rowniez powodem dla ktorego Il nawet za cene dobrobytu i honoru swojego kraju unikal jakiegokolwiek konfliktu zagranicznego. Wszystko po to, zeby Yona zyla w bezpiecznym, stabilnym srodowisku, zeby myslala ze wszystko na swiecie jest wporzadku. Co jest niezwykle egoistyczna, okrutna rzecza do zrobienia, jednak nadzwyczajnie mi to pasuje do Krola Il'a, ktory dla dobra swojej corki zrobi (oraz poswieci) wszystko – swoja godnosc (grajac naiwnego, tchorzliwego wladce), swoj kraj, czy swojego brata.
Pasuje mi to wszystko poniewaz historia ta uwielbia wykrzywiac swoje postaci, biorac popularne, zdawac by sie moglo oczywiste charaktery, i brutalnie wypychajac je daleko poza granice ich wytrzymalosci, zmieniajac je, poglebiajac oraz, wlasnie, deformujac.
Wiele tu przypuszczen oraz gdyban, nie przecze. Mozliwe ze mam duzo racji, prawdopodobnie jakas czesc sie zgadza, a przypuszczalnie bredze zupelnie. Zebralo mi sie jednak z czasem dosyc duzo luznych watkow i moja proba splecienia ich ze soba dala powyzsza makatke. Tok mysli, przyznaje, jest wysoce subiektywny, jako ze lubuje sie we wszelkiego rodzaju deformacjach psychicznych, wiec bierzcie to jak chcecie.
Ewidentnie widać, że te postaci nie są albo białe albo czarne ale z odcieniami szarości. Dlatego seria jest dużo ciekawsza. Król Il, wydaje mi się, że to był taki „cwaniak” i dla swojej rodziny był dobry i uchodził za dobrodusznego a jak przyszło co do czego to stać go było na różne okropne rzeczy. Ale czyż tak nie zachował się również Soo‑Won? Wiadome od zawsze, że ofiary zawsze jakieś będą podczas czyjegoś panowania.
Fandom zagraniczny zastanawia się, czy na przykład powodem morderstwa Yu‑Hona (ojca Soo‑Wona) nie było fakt, że kliknij: ukryte Yu‑Hon miał romans z matką Yony, którego owocem była właśnie Yona… :D
Wyjaśniałoby to po trosze kategoryczny zakaz Ila co do małżeństwa Yony i Soo‑Wona, w końcu byliby z jednej matki… :D Oczywiście to tylko spekulacje, bo nigdzie nie ma nawet najmniejszych sugestii, że coś takiego miało miejsce.
Nie wiem, o co chodzi z tymi „deformacjami psychicznymi”, ale teoria brzmi sensownie.
I tylko nie bardzo wiem, jakim cudem chowanie Yony pod kloszem miałoby ją uchronić przed czymkolwiek – Il chyba zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie żył wiecznie (Yona w końcu obejmie rządy, kompletnie na to nieprzygotowana), a osłabiony kraj w końcu przyciągnie kolejnych wrogów, zewnętrznych czy wewnętrznych. Ale może nie bardzo, może był aż tak słabym królem albo, jak piszesz, strach o córkę zaćmił mu umysł. Przychodzi mi jeszcze do głowy, że Il, zamykając Yonę w pałacu, z dala od broni etc., mógł chcieć ją ochronić przed choćby przypadkowym kontaktem ze smokami i „aktywowaniem” przepowiedni.
(Znaczy, wiem, że nie na tym ta przepowiednia polegała, ale kto wie, co tam sobie myślał opiekuńczy ojciec).
Co do zakazu poślubienia Soo‑wona, mogło chodzić nie tylko o ochronę Yony przed morderstwem. Jeśli Il nie zgadzał się z metodami swojego brata (a nie zgadzał się mocno, vide np. kliknij: ukryte akcja z wyrżnięciem jeńców), a Soo‑won był już wcześniej postrzegany jako godny następca swojego ojca, to Il mógł po prostu nie chcieć, żeby ten następca zasiadł na tronie poprzez małżeństwo z Yoną. Równie dobrze mogła go tu motywować troska o los kraju pod rządami Soo‑wona.
Przychodzi mi jeszcze do głowy, że Il, zamykając Yonę w pałacu, z dala od broni etc., mógł chcieć ją ochronić przed choćby przypadkowym kontaktem ze smokami i „aktywowaniem” przepowiedni.
Dokladnie. Szczegolnie, ze smoki same wiedza (wiec moze to wlasciwie *jest* czescia legendy?) ze mniej wiecej 'poznaja Hiryuu kiedy go zobacza twarza w twarz', co tez napedza ich – jak to celnie ujelas – 'aktywacje'.
Nie glupio by bylo zatem zalozyc, ze inni (jak na przyklad krol Il) o tym tez wiedza.
to Il mógł po prostu nie chcieć, żeby ten następca zasiadł na tronie poprzez małżeństwo z Yoną. Równie dobrze mogła go tu motywować troska o los kraju pod rządami Soo‑wona.
Rozumiem o co ci chodzi, mozliwe ze masz racje. Jednak jak ja na to patrze, na zachowanie Krola Il'a znaczy, to wszystko cokolwiek on robi jest dla Yony, nie dla krolestwa. Pokazany nam zostal niekompetentny krol, naiwny, slaby, ten ktory wrecz niszczy swoj wlasny kraj przez zaniedbanie. I moglo sie na tym skonczyc. Jednak jest nam specjalnie pokazane ze on wcale nie jest ani tchozliwy, ani miekki; moze i bronic i postawic na swoim. A jako ze akcja mogla tak samo dobrze truchtac do przodu i bez tych wstawek, ich obecnosc przekonuje mnie ze jest nam dawane do zrozumienia ze cos jest na rzeczy.
Teoria wydaje się ciekawa, choć mamy za mało informacji, by być czegokolwiek pewnym.
Również podejrzewam, że Król Il zdawał sobie sprawę z faktu, że Yona jest inkarnacją Hiryuu. Jako pacyfista chciał uniknąć jej przeznaczenia, więc zamknął ją w mydlanej bańce, nieświadomą trudów państwa i bez prawa do sięgania po broń. To jest wręcz bardzo prawdopodobne i dobrze komponowałoby się z faktem, że zakazał on rozprzestrzeniania legendy o Hiryuu i smokach, co w oderwaniu od tego kontekstu jest o tyle dziwne, że jest to praktycznie mit założycielski Kouki.
Byłoby to sensowne również z tego powodu, że to on został wybrany na króla, a nie Yu‑Hon, choć ten miał większe predyspozycje. Pytanie, czemu Il zabił swojego brata? Uważam, że wyznanie Yu‑Hona wobec syna (o tym, że nie zależy mu na tronie, tylko na Kouce) było szczere i ten naprawdę w to wierzył. Co jednak poszło nie tak?
Mianowicie z Soo‑Wonem jest jeden problem- posiada aurę przypominającą aurę Yony. Między innymi dlatego Kija nie był w stanie go zranić. Różni się to od tego, co wywołuje w smokach Yona, ale jednak ewidentnie jest coś na rzeczy. No i kwestia upewniająca mnie w mojej teorii (którą zaraz przedstawię), to Zeno, który zadał pytanie Soo‑Wonowi: „Czy planujesz użyć Smoków?”, na co ten odpowiedział, że nie, nie bardzo, po czym Zeno się uśmiechnął i powiedział „To dobrze” (jakoś tak to leciało, już dokładnie nie pamiętam, ale sens zachowałem).
Moja teoria (uważam, że mamy podstawy do takich podejrzeń) polega na tym, że Hiryuu odrodził się w dwóch osobach: w Yonie i w Soo‑Wonie. Różnice są ewidentne- to Yona przebudziła smoczą krew, to Yony narodziny wyczuwał Zeno (tego jestem prawie pewien, choć nie pokazano tego dosłownie), to Yona odziedziczyła po Hiryuu szkarłatne włosy i boską charyzmę. Nie wiem, jaka różnica występuje między nią, a Soo‑Wonem, ale również on wydaje się posiadać cechy króla Hiryuu.
Co to wszystko znaczy? Otóż Yu‑Hon mógł uświadomić sobie ten fakt. To, oraz polityka Il'a sprawiły, że brat stanął przeciw bratu. Yu‑Hon słynął ze swojej brutalności i bezkompromisowości. Początkowo zapewne tolerował rządy brata, nawet jeśli pogarszały sytuację Kouki, ale kiedy uświadomił sobie, że jego syn również może być inkarnacją Hiryuu, zaczął mieć pretensje do tronu. Il- jako pacyfista posiadający w rękach moc do realizacji pokoju nawet kosztem swojego kraju, dodatkowo ojciec dziewczynki, której przeznaczeniem jest walka i noszenie broni, postanowił zabić brata oraz nie dopuścić do małżeństwa Yony i Soo‑Wona, ponieważ przeznaczenie musiałoby się zrealizować. Możliwe też, że sam Yu‑Hon może i nie chciał tronu, ale żądał zapewnienia, że Yona oraz Soo‑Won się zaręczą i jego syn obejmie tron, co przeraziło brata.
Myślę też, że polityka Il'a nie tylko była, jaka była, z powodu troski o Yonę (choć może to przede wszystkim), ale z powodu jego ideałów. Nienawidził wojen i walk, więc rozpoczął ugodową politykę względem sąsiadów. Z tej ideologii również wynika obawa o los Yony i chowanie jej pod kloszem. Z tego też powodu nie chciał oddać tronu Soo‑Wonowi, który- jako również inkarnacja Hiryuu- nie tylko silą rzeczy zwiększyłby prawdopodobieństwo, że Yona stanie się wojownikiem, ale też wznowiłby politykę opartą na sile militarnej. Il chciał wydać Yonę za Haka. Hak jest wspaniałym wojownikiem i użytkowanie broni mu nieobce, ale jest to chłopak o czystym sercu i król mógł zdawać sobie sprawę, że Hak nie pozwoli Yonie sięgnąć po broń i być może będzie kontynuatorem „pokojowej” polityki Kouki.
7. Ojciec Soo‑Won'a zbanowal ksiege mitow o zalozeniu krolestwa Kouki, Hiryuu i jego smokach.
W jakim momencie było coś powiedziane na ten temat? Przeczytałam wszystkie rozdziały, które wyszły jak do tej pory (168) i nie pamiętam tego. Z góry dzięki za odpowiedź ;)
Rozdziału nie pamiętam, a nie przekopię się teraz przez te dotychczasowe 168 (już 171), ale w anime to jest na samym początku odcinka dziewiątego, kiedy Soo‑Won rozmawia z Kye‑Sookiem.
Z tym, że w angielskim fansubie jest błąd i z napisów wynika, że książek zakazał Il, choć Kye‑Sook wyraźnie mówi o Yu‑Honie: „Heika, sore wa katsute naki YuHon‑sama kinsho ni nasareta.”
W polskim fandubie na CDA identyczny błąd, bo pewnie tłumaczyli z angielskiego.
M
DDT
3.03.2015 10:28 dla kumatych
Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać: Soo‑Won rzucił do boju batalion Panzerkapmfwagen VI! No sorry, ale tak to właśnie odbieram, jak zastosowanie nowej wunderwaffe na Łuku Kurskim (chociaż tam Hitler rzucił do boju akurat Panzerkapmfwagen V, co zresztą też dałoby się „symbolicznie narysować ;)
Huh? O który dokładnie fragment mangi Ci chodzi, bo nie kojarzę?
DDT
3.03.2015 22:33 Re: dla kumatych
Rozdział 71 albo 72: kliknij: ukryte Soo‑won posyła do walki jeźdźców na tygrysach (sic!). Dopiero po chwili okazuje się, że to tylko konie przebrane za tygrysy. To pewnie miało być nawiązanie do Hannibala i paniki jakie siały jego słonie w szeregach przeciwników, ale po pierwsze: Hannibal miał prawdziwe słonie, a nie konie przebrane za słonie. Po drugie, z dużej odległości, w bitewnym kurzu, nie sposób dostrzec co dokładnie jeźdźcy ujeżdżają. A z kolei z bliska nie sposób pomylić konia z tygrysem. Poza tym konie panicznie bałyby się zapachu prawdziwych tygrysów, więc skoro nie same nie wpadły w panikę, to i jeźdźcy nie mieli powodu. Męczą mnie już kolejne tanie chwyty, które mają pokazać jakim to Soo‑won jest wybitnym strategiem i przebiegłym wodzem, a tak naprawdę są to fortele mające niewiele wspólnego z realną wojną (a w tym rozdziale jest dużo więcej podobnych kwiatków).
Well, masz rację, tym niemniej ja nie przywiązywałem do tego aż takiej wagi, bo to było moim zdaniem coś bez większego znaczenia. O wyniku bitwy zadecydował kliknij: ukryte nie fortel z tygrysami, a atak oddziałów Gun‑taego na tyły wroga.
LKao
8.04.2015 17:14 Re: dla kumatych
Wiesz nie do konca tak z tymi tygrysami, jak bywam na szkoleniach z psycholigii oddzialywania na tlum -- samo wyobrazenie daje efekty.
W koncu w glownej mierze to mozg steruje naszymi zachowaniami i nie rozroznia, czy tygrys jest prawdziwy.
Jesli pojdziesz w nasze gory i zobaczysz slady/odciski niedzwiedzich albo wilczych lap to zareagujesz i nie bedziesz sie zastanawial, czy to odcisnal czlowiek dla zartu, czy tez byl tu albo siedzi gdzies w poblizu niedzwiedz…
Byly tu blisko za nasza wschodnia granica plemiona ktore wykorzystywywaly niedzwiedzie do pracy w polu…
wiec skoro mozna niedzwiedzie toczemu nie tygrysy?
Znajoma tresuje cudze koty: siad, lezec, czekaj, podaj lape, do mnie, na miejsce itp. Chodza na zawolanie, jedza i wykonuja jej polecenia po 2 zaledwie m‑cach tresury. A ponoc koty trudniej ;))
Nie byłabym tego taka pewna. Na plac boju nigdy nie wysyłano koni, które boją się własnego cienia. Wierzchowce selekcjonowano bardzo skrupulatnie pod względem odwagi i, co nie zostaje pokazane nigdy, przyzwyczajano stopniowo do ekstremalnych warunków. W tym wypadku mogło być tak samo. Z resztą, sam człowiek pachnie koniowi jak drapieżnik, a jednak udało mu się go ujeździć, więc fortel ze skórami mógł udać się w podobny sposób, jak ze skrzydłami polskiej Husarii. Wojna to nie tylko nawalanka czym popadnie, to również (a może przede wszystkim) gra psychologiczna.
DDT
22.03.2015 23:17 Re: dla kumatych
Na plac boju nigdy nie wysyłano koni, które boją się własnego cienia. Wierzchowce selekcjonowano bardzo skrupulatnie pod względem odwagi i, co nie zostaje pokazane nigdy, przyzwyczajano stopniowo do ekstremalnych warunków.
Ale zmyślasz! Polska husaria w latach świetności nie miała żadnych przytroczonych do siodła skrzydeł, a konie boją się chociażby wielbłądów i każdych innych zwierząt z których zapachem nie są zaznajomione. A już wilków czy tygrysów w szczególności!
Gdyby nie było tak, jak pisałam, żadna armia nie mogłaby używać wierzchowców na placu boju. Konie, zamiast nacierać na wroga, uciekałyby w popłochu. Nieprzyzwyczajony do ekstremalnych warunków koń jest bezużyteczny dla wojska.
My tego nie wiemy, czy ten fortel ze skórami nie był przygotowywany od dłuższego czasu, możemy jedynie snuć domysły. Skoro koń przyzwyczaił się do zapachu jednego z czołowych drapieżników, jakim dla niego był człowiek, zanim rozpoczęła się historia hippiki, to do zapachu innych zwierząt też mogły być stopniowo przyzwyczajane, zwłaszcza jeżeli widziały, że obiekt wydzielający ten zapach nie goni ich w celu schwytania i zabicia. Poza tym, to tylko baśń. Nie można wszystkiego brać na serio.
DDT
23.03.2015 16:38 Re: dla kumatych
Konie, zamiast nacierać na wroga, uciekałyby w popłochu.
I wielokrotnie w historii tak się właśnie działo:
[link]
Bredzisz, chłopie, jak potłuczony. Jest udokumentowane przez historyków stosowanie przez Husarię skrzydeł, przytroczonych do siodła. Nie używała ich cała kawaleria, najczęściej stosowane były przez jeźdźców z pierwszego rzędu formacji, w celu nastraszenia koni przeciwnika. Do tego celu stosowano również proporce, przytwierdzone do końcówki 6‑cio metrowej kopii. Szeleszcząc na wietrze, proporce również miały za zadanie spłoszyć konie przeciwnika. Wojna to nie tylko nawalanka, ale przede wszystkim gra strategiczna i psychologiczna. Jeździec, który nie mógł opanować swojego konia, był bezbronny i głównie na tym bazowała strategia Husarzy w walce z kawalerią wrogich oddziałów. Gdyby nie sprawdzała się w boju, nie stosowano by jej.
Żeby było śmieszniej, na pohybel osobom, dla których odziane w
skóry tygrysie konie żołnierzy Soo‑Wona, wydają się ekstremalną głupotą, dodatkowo w skład „odzienia” Husarza wchodziła zwierzęca skóra, pozyskana z tygrysa, lamparta, ocelota, itd. (czyli same drapieżniki), zarzucona przez ramię, która również miała oddziaływać na psychikę przeciwnika. Do niej także biedny rumak musiał się przyzwyczaić, czy tego chciał czy nie.
Konie husarskie były pieczołowicie selekcjonowane do walki z dwóch powodów: pierwszy – były piekielnie drogie. Każdy Husarz posiadał co najmniej 2 konie na wypadek, gdyby jeden z nich zginął, musiał zastąpić go drugi. Sam koń stanowił największy wydatek, jaki ponosił rycerz, w stosunku do ceny całego oręża, więc nie mógł to być koń byle jaki, niezdatny do walki w każdych warunkach. Drugi powód był taki, że dobry i dobrze wyszkolony koń stanowił połowę sukcesu w boju. Nie mógł on wystraszyć się byle wystrzału, dziwnego dźwięku czy niespodziewanego ruchu. Miał za zadanie szarżować w kierunku wroga i tylko to miało go obchodzić. Koń nie mógł zawieść, gdyż oznaczałoby to utratę życia Husarza i klęskę w walce, a jak wiadomo, Husaria była niezwyciężona przez przeszło 100 lat, więc proszę Cię o to, byś nie pieprzył takich farmazonów, że nie da się przyzwyczaić konia do określonych sytuacji, dźwięków czy zapachów. Sam człowiek przecież pachnie koniowi drapieżnikiem. Jakoś udało się człowiekowi oswoić i udomowić konie, bez których nasza cywilizacja nie miałaby racji bytu. Przez tysiące lat konie były naszym głównym środkiem transportu, zanim nastała era motoryzacji, więc nie próbuj mi wmówić, że konia nie da się oswoić z sytuacjami, które normalnie wywołują u niego strach lub co najmniej dyskomfort. Gdyby w istocie było tak, jak piszesz, żadnemu człowiekowi nigdy nie udałoby się wsiąść na koński grzbiet.
DDT
7.11.2015 10:16 Re: dla kumatych
Uprzejmie uprasza się moderację, o usunięcie w całości tego chamskiego i obraźliwego komentarza. Jeśli ktoś używa argumentów w rodzaju:
Najpierw trzeba mieć pojęcie o temacie, żeby móc prowadzić merytoryczną polemikę.
Nie przeczę, że konie to płochliwe stworzenia z racji tego, że stoją najniżej w łańcuchu pokarmowym zaraz przed zieleniną, ale są również stworzeniami, które uczą się nowych sytuacji i zachowań. To nie jest kalkulator, w którym obliczysz procenty, ale nie pograsz w WoWa czy nie obejrzysz filmu, bo po prostu nie da się ze względu na ograniczenia, których fizycznie nie da się przeskoczyć. Początkowo każdy koń jest płochliwy, dlatego oswajanie zaczyna się metodą małych kroków. Młody koń nie toleruje choćby rzędu, który służyć ma za pomoc jeźdźcowi do końca życia konia, nie mówiąc już o samym jeźdźcu, którego koń próbuje pozbyć się za wszelką cenę. Próbuje zrzucić z grzbietu wszystko, co zanjduje się na nim, włącznie z siodłem. Dlatego nieprzyzwyczajony do dyskomfortu koń wymaga ujeżdżenia. Konie wojskowe dodatkowo odczulane są na wystrzały, błyski i gwar, który ma miejsce w trakcie walki. Ta samo można przyzwyczaić konia do obcych zapachów, włącznie z zapachem drapieżnika, którego normalnie bałby się, gdyby nie przeszedł odpowiedniego treningu. Dlatego uważam, że fortelu ze skórami tygrysa nie należy traktować jako fikcji oderwanego od rzeczywistości wariata, który konia widział jedynie na zdjęciu, a o strategii wojennej ma tyle pojęcia, co przedszkolak na temat zderzacza hadronów.
Zachęcona ciekawym anime i głodna „co dalej” sięgnęłam po mangę. I jest mi z tym źle… ale tylko dlatego, że dobiłam do momentu, w którym muszę czekać na więcej. Bo jak już się dossałam, to w kilka dni 101 rozdziałów pochłonęłam.
Im dalej w las, tym historia nabiera coraz większy rozmach. W anime myślałam, że po zebraniu czterech smoków reszta pójdzie dosyć szybko ku zakończeniu, takiemu czy innemu… teraz mam wrażenie, że wprost przeciwnie – to był dopiero sam początek. Dopiero teraz zaczynamy mieć sensowny wgląd w wewnętrzną politykę, intrygi, relacje z innymi krajami, wędrujemy po różnych zakątkach kraju i nawet poza. Dopiero teraz historia nabiera rumieńców.
Bohaterowie są przesympatyczni. Ich relacje są ukazane w niezwykle przemyślany sposób, są dosyć zawiłe. Każdy ma zupełnie inne motywacje – i zdecydowanie nie sprowadzają się do zalecania się do głównej bohaterki. Szanują się, wspierają – ale jak jedna rodzina, przyjaciele. Na dobrą sprawę wątek romantyczny jest jeden i też dobrze wpleciony. A że kibicuję im, to czasem woooolny rozwój trochę irytujący, ale ma w sobie mnóstwo uroku. W końcu Yona ma dopiero 16 lat.
kliknij: ukryte Oczywiście dla mnie jedynym słusznym pairingiem romantycznym tutaj jest Yona i Hak. On od dawna w niej zakochany po uszy, ale dosyć opornie aczkolwiek zgadza się na zakopanie we friendzonie. Księżniczka kompletnie nie postrzegała go w kwestiach poza „przyjacielem z dzieciństwa”, ale powoli, powolutku… zaczyna dostrzegać, że to on zawsze przy niej jest, broni ją i może jednak nie tylko z rozkazu ojca jest przy jej boku. Każda drobna zmiana, kroczek, rumieniec jest uroczy hahaha. Choć trochę mi żal Haka, ale jest spora szansa, że jeśli przeżyją, to w końcu oboje sobie wyznają uczucia. Co do Yony i Soo‑wona, to ten pairing istniał tylko jak bańka mydlana – ot dziecięca miłość Księżniczki, wyidealizowany książę. Soo‑won zabijając na jej oczach króla trafił na ścieżkę bez odwrotu… Późniejsze ich spotkania tylko mnie umocniły w przekonaniu, że on traktował ją nie więcej jak serdeczną przyjaciółkę, której nie chciał skrzywdzić, ale nie miał nic przeciwko manipulowaniu jej zachowaniem by móc osiągnąć własne cele. Ale kompletnie nie widzę ich ze sobą razem. Aczkolwiek ucieszyłabym się – i uważam, że jest na to spora szansa – ostatecznie we troje dojdą do porozumienia i zostaną przyjaciółmi. Co tu dużo mówić, nie mogę się doczekać dalej – a pewnie sporo czasu minie zanim manga się skończy. Smuteczek. Zarzekam się (na tę chwilę), że basta z mangami, które wciąż się ukazują. Tak się nie da…
Co do Yony i Soo‑Wona.
kliknij: ukryte Ja na to patrze troszeczke inaczej – dla mnie Soo‑Won praktycznie graniczy na rozdwojeniu osobowosci. Z jednej strony od dziecka nienawidzil Krola Ila, ktory zabil jego ojca. Z drugiej strony spedzil duza czesc swojego zycia z Yona i Hakiem, ktorych kompletnie – i swiadomie – odseparowal od nie tylko swoich poczynan, ale nawet od siebie – od mrocznej strony swojej osobowosci, jego cierpienia, planow, nienawisci. Zostawil im tylko i wylacznie swoja niewinna, promienna strone, prawdopodobnie traktujac swoj czas z nimi jako swojego rodzaju banke mydlana, ktora pozwala mu bawic sie w niewinnego dzieciaka. Dorastajac w ten sposob nie jest trodno sobie wyobrazic Soo‑Wona niejako rozbijajacego sie na dwoje: bezwzglednego, mogacego poswiecic wszystkich i wszystko wladce oraz cieplego, czasem wrecz frywolnego Soo‑Wona. Z rozwoju akcji oczywiste jest, ze ta pierwsza osobowosc jest ta dominujaca, sterujaca jego zyciem, sa jednak chwile, ktore pozwalaja mi mniemac, ze delikatny balans, ktory udaje mu sie w tej chwili jeszcze utrzymac w koncu runie. Mowie tu o momentach takich jak ponowne spotkanie z Yona w, uh, tym miescie portowym. Gdy mowi jej, ze nie moze umrzec, bo ma jeszcze duzo do zrobienia, tak w mandze jak i w anime widac jego oczy – na moment jakby szalone, skupiajace sie desperacko na jakims nieznanym celu. Ze dla owego celu, wszystko – lacznie z Yona – moze zostac poswiecone. Wiec mysle, ze to jest nie tyle to ze Soo‑Won traktuje Yone jako przyjaciolke, ktora moze jednak manipulowac. Uwazam, ze jego czesc naprawde, szczerze ja kocha. Jego reszta jednak byla w stanie zabic ja na miejscu, jesli mialaby ona zagrozic jego planowi. Z jednej strony mamy wiec to stracencze podejscie (skoro zjadles trucizne, mozesz rownie dobrze wylizac talerz), gdzie Soo‑Won jest przygotowany zaakceptowac jakie kolwiek konsekwencje swoich czynow wzgledem Yony I Haka (jak jego chwilowa chec przyjecia na siebie calej wscieklosci Haka), co pewnie doprowadzi do jego smierci. Z drugiej jednak jest zdeterminowany trzymac sie zycia – oraz zrobic wszystko co musi – dopuki jego plan nie zostanie ukonczony. Jego dzika determinacja jest w tej chwili jedynym, co chroni go przed poddaniem sie poczuciu winy. Czy jednak bedzie on wystarczajaco silny, zeby ta determinacje w sobie utrzymac? Tak czy siak, w kosciach czuje tragedie raczej niz komedie.
A tak bardziej ogolnie – rozumiem cie doskonale. Sama rzucilam sie na mange, jak tylko ed ostatniego epa anime przeminal. Widzialam ze manga nadal wychodzi, wiedzialam lepiej niz sie za nia zabierac pomimo tego… a jednak. Peklam jak ta schodzona gumka na babcinych pantalonach. Podobnie jak ty, ja rozniez naiwnie myslalam, ze znalezienie smokow to bedzie to. Ha‑ha. Ha. I teraz bede tak wisiec, przez cholera wie ile lat, z wywieszonym ozorem. Sigh. Chociaz w sumie, tak miedzy nami, ta historia jest na tyle dobra, ze w glebi ducha nawet to mi nie przeszkadza.
Jedna z lepszych przygodowych mang shoujo, jakie dorwałam. Przede wszystkim, siła mangi nie opiera się w głównej mierze na bishach. Bishe tutaj są, że tak to ujmę, miłym i dobrym dodatkiem do całej reszty.
Manga ma wciągającą i dobrą fabułę, konkretną i porządną główną bohaterkę, która z czasem zmienia się tylko na lepsze (a taką bohaterkę ciężko znaleźć w ostatnich mangach shoujo…), ciekawy i rozbudowany świat, jak również oryginalnych bohaterów. Jeśli miałabym to do czegoś porównać, to taka lepsza wersja Fushigi Yuugi, która bardziej opiera się na akcji niż na romansie.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić tę mangę z czystym sercem.
Mam pomysł, jeżeli w najbliższym czasie, któreś z wydawnictw poprosi o zaproponowanie ciekawych tytułów do wydania, to piszemy wszyscy „Akatsuki no Yona”!
Fajne shoujo, w którym heroina nie jest jakąś totalnie bezmózgą cizią. :)
Na prawdę dobry humor, przyjemna kreska i ciekawe historie, które przydarzają się głównym bohaterom.
Zdecydowanie polecam!
Anime bardzo mi się podoba, chętnie sięgnęłabym po mangę. Polskiego wydania wiadomo nie ma, ale czy jest gdzieś do kupienia w naszym kraju wydanie angielskie? Czy takie w ogóle się ukazało?
Niestety muszę Cię rozczarować nawet Amerykanie nie wykupili licencji na ten tytuł, dostępna jest jedynie anglojęzyczna fanowska wersja, choć polska też za pewne się pojawi biorąc pod uwagę popularność tytułu, to tylko kwestia czasu.
Wiadomo, chociaż 19 rozdziałów to i tak dużo biorąc po uwagę, to kiedy anime się pojawiło, grupa zabrała się za mangą, więc tyle rozdziałów w tak krótkim czasie to tak sukces. Masz pojęcie ile pracy to wymaga?
Wiem,bo sama tłumaczyłam piosenki. Zdaję sprawę ile pracy trzeba w to włożyć,nie potrzebuję pouczenia. Powiedziałam tylko swoje zdanie,że jest mi szkoda.
Polecam
Po kilkunastu rozdziałach bardzo mnie wciągnęła, czyta się szybko i przyjemnie. Historia jest ciekawa, bohaterowie co chwila pakują się w coś nowego i nie sposób się nudzić ;)
kliknij: ukryte Po odnalezieniu smoków wędrują po kraju i poza granicami, rozwiązując różne problemy poszczególnych klanów. Poznajemy całą Koukę, poszczególnych przywódców, klany i ich problemy (np. nierówności społeczne, czy nielegalny handel). Ten aspekt mangi bardzo mi się podobał, wątki społeczno‑polityczne są tu dużym plusem. Yona jako księżniczka Kouki, choć wygnana z zamku, pragnie dbać o swój kraj.
Główni bohaterowie są bardzo sympatyczni i wszystkich da się lubić. Yona z czasem zmieniła się bardzo na plus, choć nie była to radykalna zmiana – dalej jest tą samą dziewczyną, tylko znacznie silniejszą i bardziej świadomą. Cztery smoki może nie są zbyt oryginalne, aczkolwiek bardzo ich polubiłam, tak jak i Haka. Razem wszyscy tworzą fajna „rodzinę” ;)
Najbardziej intrygującą postacią jest Soo‑won – z jednej strony bywa bezwzględny, z drugiej jest dobrym władcą, chce dla Kouki jak najlepiej.
Jeśli chodzi o minusy, to zdecydowanie przeszkadzał mi wolny rozwój romansu – po ponad 100 rozdziałach Yona uświadomiła sobie że kocha Haka, gdy wreszcie w 137 go pocałowała, to zaraz wymyśliła wymówkę. Po 150 Hak jej wyznał miłość, to zamiast mu odpowiedzieć, do tej pory nie może z siebie nic wydusić. Ile można czekać, żeby normalnie porozmawiali ;) Bardzo ich lubię razem i trochę staje się już męczące to oczekiwanie.
Drugim minusem to trochę powolny rozwój głównego wątku, dotyczący Yony, Soo‑Wona i Króla Ila. Jest jeszcze wiele niewiadomych – co się dokładnie stało kilkanaście lat temu, dlaczego Król Il zabił brata, jakie były ich relacje. Co jakiś czas są krótkie informacje – np. że Soo‑won miał zakaz bawienia się przy grobowcu Hiryuu, czy że matka Yony wiedziała o jej czterech smokach – ale ten wątek jest wciąż spychany na dalszy plan.
Mam nadzieję że te wątki zostaną niedługo poruszone, bo w sumie większość spraw wewnętrznych i zewnętrznych została rozwiązana, myślę że po konflikcie z państwem Kai powinno coś ruszyć w tych kwestiach. Przygody bohaterów i kolejne intrygi są ciekawe, aczkolwiek chętnie bym poczytała o ich relacjach, Haku i Yonie, Soo‑wonie i przeszłości (swoją drogą bardzo lubię wspomnienia, jak byli razem we trójkę).
Ogólnie bardzo polecam mangę, dobre przygodowe fantasy ;)
manga
Pytanie brzmi – dlaczego nie ma jej jeszcze w polskim wydaniu? Do tej pory tytuł ten ukazał się w angielskim, hiszpańskim, włoskim, niemieckim i francuskim wydaniu.
U nas miało niedawno temu wydać Yonę Waneko, ale podobno przegrało walkę z innym wydawnictwem i tyle w temacie.
Największa konkurencja Waneko, czyli Studio JG dopiero co ogłosiło kilka (jak dla mnie nudnych, ale to bez znaczenia)nowych tytułów, ale żaden z nich nie był ani Yoną, ani shoujo, a kolejne zapowiedzi dopiero w styczniu.
Moje pytanie zatem brzmi – kto w końcu wyda u nas ten tytuł i kiedy go ogłosi? Na co czeka? Fani nieustannie pytają o Yonę – a tu cisza.
Tyle czasu wszyscy na tą mangę czekali, że większość ma już trochę tomów po angielsku – bo czy tytuł ogłosi JG, czy JPF (oby nie, bo to jeszcze gorsza opcja) to manga będzie się ukazywać nieregularnie, latami, a nawet – może znienacka zniknąć, w trakcie serii (vide Zakuro).
Uważam, że nie ma już na co czekać, bo ktokolwiek tego u nas nie ogłosi – to patrz wyżej. A po angielsku jest już 14 tomów. Pozdrawiam wszystkich fanów :)
Re: manga
Re: manga
Re: manga
W sumie nigdy się nad formatem nie kierowałam przy kupnie, ale jak teraz patrzę na resztki mojej mangowej półeczki… Nie mam już komiksów JPF do porównania, ale chyba rzeczywiście były wielkości Vanitasa czy Murcielago. Pamiętam, że Ourana zebrałam i przeczytałam w całości, ale to było kilka lat (i dioptrii) temu.
Obwoluty… Zawsze się boję, że je podrę przy czytaniu, więc zdejmuję, a potem boję się rozdarcia przy zakładaniu :P' Zwykle leżą na szczycie rządku mang.
Re: manga
Re: manga
Re: manga
Co do JPF – to wydawnictwo szanowałam lata temu, ale niestety, zawiedli moje oczekiwania (nie takie znowu wygórowane). Zepsuli wydanie Kaichou wa maid‑sama, oraz Ouran high school (a te ich tłumaczenia to już w ogóle, ech, szkoda słów), więc kupiłam sobie po angielsku :)
Jestem mimo wszystko ciekawa, jak Studio JG wyda Yonę (bo raczej to oni ją zapowiedzą, JPF ostatnio tylko nieciekawe shouneny wydaje) i czy nie schrzanią tej mangi.
Mogliby tylko nie czekać na styczeń i ogłosić przed Gwiazdką. Pozdrawiam :)
Re: manga
Re: manga
Epoka kamienia łupanego
Re: Epoka kamienia łupanego
Re: Epoka kamienia łupanego
Przyjemna, nawet jeśli momentami monotona
Fabularnie jest całkiem nieźle i epicko, zwłaszcza jak na shoujo. Początkowe założenia, tj. morderstwo, zdrada ze strony najbardziej zaufanej osoby, ucieczka, konieczność ukrywania twarzy i tożsamości itp. bardzo przypadły mi do gustu. Podczas szukania smoków, akcja minimalnie siada, ale potem robi się jeszcze dziwniej – liczyłam na kliknij: ukryte dalsze gromadzenie armii/zwolenników i jakąś epicką konfrontację z kuzynem‑uzurpatorem, tymczasem dostałam rozdziały o wesołym życiu Robin Hoodów, IMO jedne z najsłabszych, przynajmniej dopóki nie wmieszał się kliknij: ukryte Kan Tae‑Jun. Sama nazwa „Happy Hungry Bunch” była dla mnie na tyle durna i nieśmieszna, że prawie rzuciłam lekturę; na szczęście szybko gdzieś się zgubiła, a Yuna i koledzy zajęli się czymś bardziej konstruktywnym. Wprawdzie wciąż mam wrażenie, że mimo nakreślonej z grubsza motywacji głównej bohaterki, snuje się ona po świecie bez wyraźnego celu czy planu, ale mniejsza o to. Bardzo, bardzo doceniam to, że manga nie skupia się tylko na wałkowaniu relacji między postaciami, że bohaterowie są aktywni, podróżują i poznają świat, i że znalazło w tym świecie miejsce dla wojen, rebelii i polityki, nawet jeśli w mocno uproszczonym wydaniu.
Co mnie czasem w tej mandze drażni, to że ten cały kraik jest taki mały. Bohaterowie wszędzie łażą na piechotę i docierają tam błyskawicznie. Za granicami są praktycznie nierozpoznawalni – wszyscy mówią tym samym językiem, ba, nawet akcent nikogo nie zdradza. Żal mi też potraktowanych po macoszemu bitew (no cóż, shoujo) oraz absurdalnie przepakowanych postaci, które potrafią własnoręcznie wycinać w pień armie złożone z tysiąca żołnierzy (sic!).
Wspomniane już postacie wypadają różnie. Nie sposób nie docenić Yony, która od naiwnej, infantylnej dziewuszki przechodzi długą i wiarygodną drogę do silnej, zaradnej bohaterki. Na szczęście nie zmienia się przy tym w żadnego babochłopa, wciąż pozostaje szesnastoletnią dziewczyną o wrażliwym sercu, ale potrafi też, jeśli trzeba, zaplanować akcję, uratować towarzyszy czy posłać wrogowi strzałę prosto w oko. Fakt, zwykle to ją trzeba ratować, ale to nie przeszkadza, bo nawet wtedy Yona nie zamienia się z powrotem w bezradną, bezwolną mimozę. Podoba mi się, że bohaterka nadal często się boi, płacze, przeżywa chwile zwątpienia, ale raz, to jest w jej sytuacji całkiem normalne, a dwa, Yona sobie z tymi trudnościami wspaniale radzi, czy to sama, czy to z pomocą haremu/przyjaciół.
Harem ten, niestety, nie dorasta jej do pięt, głównie dlatego, że niewiele się różni od zbioru chodzących klisz, definiowanych przez stały, ograniczony zestaw cech. Dobranych oczywiście tak, by każda czytelniczka mogła znaleźć swój ulubiony typ i dla niego przewracać kolejne kartki. Mnie żaden ze smoków nie porwał, tzn. zdali mi się sympatyczni, ale, o zgrozo, średnio atrakcyjni wizualnie, a przede wszystkim mało ciekawi. Praktycznie cały czas dogadują się między sobą świetnie, a tam, gdzie nie ma tajemnicy czy konfliktu, robi się nudno.
Hak był w porządku, może dzięki temu, że dostał najwięcej czasu i miejsca, plus między nim, Yoną a Soo‑wonem ciągle iskrzyło od świetnie budowanego napięcia, nie tylko romantycznego. Wszystkie momenty poświęcone relacjom tej trójki bardzo mi się podobały. Cieszę się, że jego relacja z Yoną kliknij: ukryte przynajmniej minimalnie ruszyła z miejsca po ponad stu rozdziałach stagnacji. Lubię czytać o tym, jak ludzie dopiero dochodzą do tego, że mogą i chcieliby wspólnie zbudować jakiś związek, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie zniosłabym kolejnych stu rozdziałów frustracji czy niezorientowania w wykonaniu obu postaci.
Główny antagonista – o ile można go w ogóle tak nazywać – to natomiast, jak dla mnie, bezsprzecznie najlepszy element tej mangi. Świetna, niejednoznaczna, porządnie wykreowana postać. Człowiek niepozbawiony sumienia, o szlachetnych intencjach, ujmująco grzeczny i charyzmatyczny, a jednocześnie błyskotliwy, racjonalny i bezwzględny (przynajmniej we wszystkim, co nie tyczy się Yony czy Haka). Uwielbiam to, w jaki sposób balansuje między miękkim, dyplomatycznym, a twardym i agresywnym załatwianiem spraw, jak potrafi celowo sprawiać wrażenie beztroskiego lekkoducha, a jednocześnie niezwykle skutecznie pociągać za cudze sznurki.
W sumie to zabrałam się za mangę głównie dla niego samego oraz po to, żeby dowiedzieć się, jak co się właściwie stało między Yun‑honem, jego ojcem, a Królem Ilem. Odpowiedź kliknij: ukryte póki co pozostaje w sferze spekulacji, ale mam nadzieję, że autorka albo wszystko wyjaśni, albo przynajmniej nie zepsuje dotychczasowych teorii.
Czytam dalej.
Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
To, co wiemy:
kliknij: ukryte
1. Krol Il wcale nie byl taki prostoduszny i tchorzliwy jak by sie moglo na pierwszy rzut oka wydawac.
2. Krol Il zostal wybrany na krola przez ich (tzn jego i jego brata) ojca, pomimo tego, ze jego brat byl ewidentnie o wiele lepszym kandydatem.
3. Krol Il wstapil na tron dopiero po narodzinach Yony.
4. Krol Il byl kategorycznie przeciw Yonie hajtajacej sie z Soo‑Won'em.
5. Krol Il byl rownie kategorycznie przeciw Yonie chocby dotykajacej jakiegokolwiek rodzaju broni.
6. Krol Il zabil ojca Soo‑Wona i.e. swojego brata (tylko wedlug Soo‑Wona, jednak ja to widze jako wysoce wiarygodne).
7. Ojciec Soo‑Won'a zbanowal ksiege mitow o zalozeniu krolestwa Kouki, Hiryuu i jego smokach.
8. Yona jest reinkarnacja Hiryuu.
Jak ja to widze:
Zarowno obaj bracia (Krol Il oraz ojciec Soo‑Won'a), jak i ich ojciec zdawali sobie sprawe z faktu ze Yona jest reinkarnacja Hiryuu (moze bylo to przepowiedziane przed jej narodzinami, a moze wyszlo dopiero 'po fakcie'). I wlasnie TO bylo powodem, dla ktorego to Il zostal wybrany na krola (dopiero po narodzinach Yony), pomimo bycia ewidentnie o wiele gorszym kandydatem. Ojciec Soo‑Wona nie chcial jednak sie z tym pogodzic, mozliwe ze zaczal nawet myslec o zamordowaniu Yony. W miedzyczasie zbanowal ksiege mitow Kouki, myslac ze to pomoze ukryc prawde (przed ludzmi, Yona?). Powiedzial tez Soo‑Won'owi, ze wcale nie przeszkadza mu to ze nie jest krolem – poniewaz myslal, ze bedzie mogl ten tron odebrac.
Jak to sie jednak czesto dzieje, plany wylazly na wierzch i Krol Il dowiedzial sie o wszystkim. (Tutaj chce zaznaczyc, ze to, o czym Il sie dowiedzial moglo byc planem jego brata dotyczacym morderstwa Yony, ale moglo tez byc wyolbrzymione przez Il'a, przez jego strach o swoja corke w momecie gdy jego brat po prostu planowal ozenic Yone z Soo‑Wonem na przyklad.)
Tak wiec, w imie bezpieczenstwa swojej corki, Krol Il zamordowal swojego brata.
O czym Soo‑Won sie dowiedzial (jednak to wszystko – nie mial zielonego pojecia o jego motywie). Wiedze ta (cokolwiek niepelna) gleboko ukryl.
Z czasem, Krol Il zaczal coraz i coraz bardziej bac sie o bezpieczenstwo Yony (pomimo tego, ze glowne 'zagrozenie' przeminelo, co sklania mnie w strone jego obaw bedacych niejako wyolbrzymionych). Tak wiec surowo zakazal jej nawet dotykac jakiegokolwiek rodzaju broni (moze z obawy ze to pomoglo by jej 'przeznaczeniu' sie obudzic). Postawil tez Hak'a jako jej ochroniarza. Nigdy niczego Yonie nie odmawial, jednak kategorycznie wzbronil jej hajtniecia sie z Soo‑Wonem (mozliwe ze ze strachu przed tym, ze Soo‑Won dowie sie prawdy i bedzie chcial sie pozbyc Yony podobnie jak jego ojciec). Strach o dobro Yony mogl tez byc powodem dla ktorego Il pozwolil aby zamek istnial jako swego rodzaju banka muydlana – zawsze szczesliwy, bezpieczny, do kad nie docierala wiesc o nieszczesciach dziejacych sie w kraju, jak rowniez powodem dla ktorego Il nawet za cene dobrobytu i honoru swojego kraju unikal jakiegokolwiek konfliktu zagranicznego. Wszystko po to, zeby Yona zyla w bezpiecznym, stabilnym srodowisku, zeby myslala ze wszystko na swiecie jest wporzadku. Co jest niezwykle egoistyczna, okrutna rzecza do zrobienia, jednak nadzwyczajnie mi to pasuje do Krola Il'a, ktory dla dobra swojej corki zrobi (oraz poswieci) wszystko – swoja godnosc (grajac naiwnego, tchorzliwego wladce), swoj kraj, czy swojego brata.
Pasuje mi to wszystko poniewaz historia ta uwielbia wykrzywiac swoje postaci, biorac popularne, zdawac by sie moglo oczywiste charaktery, i brutalnie wypychajac je daleko poza granice ich wytrzymalosci, zmieniajac je, poglebiajac oraz, wlasnie, deformujac.
Wiele tu przypuszczen oraz gdyban, nie przecze. Mozliwe ze mam duzo racji, prawdopodobnie jakas czesc sie zgadza, a przypuszczalnie bredze zupelnie. Zebralo mi sie jednak z czasem dosyc duzo luznych watkow i moja proba splecienia ich ze soba dala powyzsza makatke. Tok mysli, przyznaje, jest wysoce subiektywny, jako ze lubuje sie we wszelkiego rodzaju deformacjach psychicznych, wiec bierzcie to jak chcecie.
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
Wyjaśniałoby to po trosze kategoryczny zakaz Ila co do małżeństwa Yony i Soo‑Wona, w końcu byliby z jednej matki… :D
Oczywiście to tylko spekulacje, bo nigdzie nie ma nawet najmniejszych sugestii, że coś takiego miało miejsce.
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
I tylko nie bardzo wiem, jakim cudem chowanie Yony pod kloszem miałoby ją uchronić przed czymkolwiek – Il chyba zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie żył wiecznie (Yona w końcu obejmie rządy, kompletnie na to nieprzygotowana), a osłabiony kraj w końcu przyciągnie kolejnych wrogów, zewnętrznych czy wewnętrznych. Ale może nie bardzo, może był aż tak słabym królem albo, jak piszesz, strach o córkę zaćmił mu umysł. Przychodzi mi jeszcze do głowy, że Il, zamykając Yonę w pałacu, z dala od broni etc., mógł chcieć ją ochronić przed choćby przypadkowym kontaktem ze smokami i „aktywowaniem” przepowiedni.
(Znaczy, wiem, że nie na tym ta przepowiednia polegała, ale kto wie, co tam sobie myślał opiekuńczy ojciec).
Co do zakazu poślubienia Soo‑wona, mogło chodzić nie tylko o ochronę Yony przed morderstwem. Jeśli Il nie zgadzał się z metodami swojego brata (a nie zgadzał się mocno, vide np. kliknij: ukryte akcja z wyrżnięciem jeńców), a Soo‑won był już wcześniej postrzegany jako godny następca swojego ojca, to Il mógł po prostu nie chcieć, żeby ten następca zasiadł na tronie poprzez małżeństwo z Yoną. Równie dobrze mogła go tu motywować troska o los kraju pod rządami Soo‑wona.
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
Dokladnie. Szczegolnie, ze smoki same wiedza (wiec moze to wlasciwie *jest* czescia legendy?) ze mniej wiecej 'poznaja Hiryuu kiedy go zobacza twarza w twarz', co tez napedza ich – jak to celnie ujelas – 'aktywacje'.
Nie glupio by bylo zatem zalozyc, ze inni (jak na przyklad krol Il) o tym tez wiedza.
Rozumiem o co ci chodzi, mozliwe ze masz racje. Jednak jak ja na to patrze, na zachowanie Krola Il'a znaczy, to wszystko cokolwiek on robi jest dla Yony, nie dla krolestwa. Pokazany nam zostal niekompetentny krol, naiwny, slaby, ten ktory wrecz niszczy swoj wlasny kraj przez zaniedbanie. I moglo sie na tym skonczyc. Jednak jest nam specjalnie pokazane ze on wcale nie jest ani tchozliwy, ani miekki; moze i bronic i postawic na swoim. A jako ze akcja mogla tak samo dobrze truchtac do przodu i bez tych wstawek, ich obecnosc przekonuje mnie ze jest nam dawane do zrozumienia ze cos jest na rzeczy.
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
Również podejrzewam, że Król Il zdawał sobie sprawę z faktu, że Yona jest inkarnacją Hiryuu. Jako pacyfista chciał uniknąć jej przeznaczenia, więc zamknął ją w mydlanej bańce, nieświadomą trudów państwa i bez prawa do sięgania po broń. To jest wręcz bardzo prawdopodobne i dobrze komponowałoby się z faktem, że zakazał on rozprzestrzeniania legendy o Hiryuu i smokach, co w oderwaniu od tego kontekstu jest o tyle dziwne, że jest to praktycznie mit założycielski Kouki.
Byłoby to sensowne również z tego powodu, że to on został wybrany na króla, a nie Yu‑Hon, choć ten miał większe predyspozycje. Pytanie, czemu Il zabił swojego brata? Uważam, że wyznanie Yu‑Hona wobec syna (o tym, że nie zależy mu na tronie, tylko na Kouce) było szczere i ten naprawdę w to wierzył. Co jednak poszło nie tak?
Mianowicie z Soo‑Wonem jest jeden problem- posiada aurę przypominającą aurę Yony. Między innymi dlatego Kija nie był w stanie go zranić. Różni się to od tego, co wywołuje w smokach Yona, ale jednak ewidentnie jest coś na rzeczy. No i kwestia upewniająca mnie w mojej teorii (którą zaraz przedstawię), to Zeno, który zadał pytanie Soo‑Wonowi: „Czy planujesz użyć Smoków?”, na co ten odpowiedział, że nie, nie bardzo, po czym Zeno się uśmiechnął i powiedział „To dobrze” (jakoś tak to leciało, już dokładnie nie pamiętam, ale sens zachowałem).
Moja teoria (uważam, że mamy podstawy do takich podejrzeń) polega na tym, że Hiryuu odrodził się w dwóch osobach: w Yonie i w Soo‑Wonie. Różnice są ewidentne- to Yona przebudziła smoczą krew, to Yony narodziny wyczuwał Zeno (tego jestem prawie pewien, choć nie pokazano tego dosłownie), to Yona odziedziczyła po Hiryuu szkarłatne włosy i boską charyzmę. Nie wiem, jaka różnica występuje między nią, a Soo‑Wonem, ale również on wydaje się posiadać cechy króla Hiryuu.
Co to wszystko znaczy? Otóż Yu‑Hon mógł uświadomić sobie ten fakt. To, oraz polityka Il'a sprawiły, że brat stanął przeciw bratu. Yu‑Hon słynął ze swojej brutalności i bezkompromisowości. Początkowo zapewne tolerował rządy brata, nawet jeśli pogarszały sytuację Kouki, ale kiedy uświadomił sobie, że jego syn również może być inkarnacją Hiryuu, zaczął mieć pretensje do tronu. Il- jako pacyfista posiadający w rękach moc do realizacji pokoju nawet kosztem swojego kraju, dodatkowo ojciec dziewczynki, której przeznaczeniem jest walka i noszenie broni, postanowił zabić brata oraz nie dopuścić do małżeństwa Yony i Soo‑Wona, ponieważ przeznaczenie musiałoby się zrealizować. Możliwe też, że sam Yu‑Hon może i nie chciał tronu, ale żądał zapewnienia, że Yona oraz Soo‑Won się zaręczą i jego syn obejmie tron, co przeraziło brata.
Myślę też, że polityka Il'a nie tylko była, jaka była, z powodu troski o Yonę (choć może to przede wszystkim), ale z powodu jego ideałów. Nienawidził wojen i walk, więc rozpoczął ugodową politykę względem sąsiadów. Z tej ideologii również wynika obawa o los Yony i chowanie jej pod kloszem. Z tego też powodu nie chciał oddać tronu Soo‑Wonowi, który- jako również inkarnacja Hiryuu- nie tylko silą rzeczy zwiększyłby prawdopodobieństwo, że Yona stanie się wojownikiem, ale też wznowiłby politykę opartą na sile militarnej. Il chciał wydać Yonę za Haka. Hak jest wspaniałym wojownikiem i użytkowanie broni mu nieobce, ale jest to chłopak o czystym sercu i król mógł zdawać sobie sprawę, że Hak nie pozwoli Yonie sięgnąć po broń i być może będzie kontynuatorem „pokojowej” polityki Kouki.
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
W jakim momencie było coś powiedziane na ten temat? Przeczytałam wszystkie rozdziały, które wyszły jak do tej pory (168) i nie pamiętam tego. Z góry dzięki za odpowiedź ;)
Re: Przypuszczenia odnosnie Krola Il'a.
Z tym, że w angielskim fansubie jest błąd i z napisów wynika, że książek zakazał Il, choć Kye‑Sook wyraźnie mówi o Yu‑Honie: „Heika, sore wa katsute naki YuHon‑sama kinsho ni nasareta.”
W polskim fandubie na CDA identyczny błąd, bo pewnie tłumaczyli z angielskiego.
dla kumatych
Re: dla kumatych
Re: dla kumatych
Męczą mnie już kolejne tanie chwyty, które mają pokazać jakim to Soo‑won jest wybitnym strategiem i przebiegłym wodzem, a tak naprawdę są to fortele mające niewiele wspólnego z realną wojną (a w tym rozdziale jest dużo więcej podobnych kwiatków).
Re: dla kumatych
Re: dla kumatych
W koncu w glownej mierze to mozg steruje naszymi zachowaniami i nie rozroznia, czy tygrys jest prawdziwy.
Jesli pojdziesz w nasze gory i zobaczysz slady/odciski niedzwiedzich albo wilczych lap to zareagujesz i nie bedziesz sie zastanawial, czy to odcisnal czlowiek dla zartu, czy tez byl tu albo siedzi gdzies w poblizu niedzwiedz…
Byly tu blisko za nasza wschodnia granica plemiona ktore wykorzystywywaly niedzwiedzie do pracy w polu…
wiec skoro mozna niedzwiedzie toczemu nie tygrysy?
Znajoma tresuje cudze koty: siad, lezec, czekaj, podaj lape, do mnie, na miejsce itp. Chodza na zawolanie, jedza i wykonuja jej polecenia po 2 zaledwie m‑cach tresury. A ponoc koty trudniej ;))
Re: dla kumatych
Re: dla kumatych
Ale zmyślasz! Polska husaria w latach świetności nie miała żadnych przytroczonych do siodła skrzydeł, a konie boją się chociażby wielbłądów i każdych innych zwierząt z których zapachem nie są zaznajomione. A już wilków czy tygrysów w szczególności!
Re: dla kumatych
My tego nie wiemy, czy ten fortel ze skórami nie był przygotowywany od dłuższego czasu, możemy jedynie snuć domysły. Skoro koń przyzwyczaił się do zapachu jednego z czołowych drapieżników, jakim dla niego był człowiek, zanim rozpoczęła się historia hippiki, to do zapachu innych zwierząt też mogły być stopniowo przyzwyczajane, zwłaszcza jeżeli widziały, że obiekt wydzielający ten zapach nie goni ich w celu schwytania i zabicia. Poza tym, to tylko baśń. Nie można wszystkiego brać na serio.
Re: dla kumatych
I wielokrotnie w historii tak się właśnie działo:
[link]
Re: dla kumatych
Żeby było śmieszniej, na pohybel osobom, dla których odziane w
skóry tygrysie konie żołnierzy Soo‑Wona, wydają się ekstremalną głupotą, dodatkowo w skład „odzienia” Husarza wchodziła zwierzęca skóra, pozyskana z tygrysa, lamparta, ocelota, itd. (czyli same drapieżniki), zarzucona przez ramię, która również miała oddziaływać na psychikę przeciwnika. Do niej także biedny rumak musiał się przyzwyczaić, czy tego chciał czy nie.
Konie husarskie były pieczołowicie selekcjonowane do walki z dwóch powodów: pierwszy – były piekielnie drogie. Każdy Husarz posiadał co najmniej 2 konie na wypadek, gdyby jeden z nich zginął, musiał zastąpić go drugi. Sam koń stanowił największy wydatek, jaki ponosił rycerz, w stosunku do ceny całego oręża, więc nie mógł to być koń byle jaki, niezdatny do walki w każdych warunkach. Drugi powód był taki, że dobry i dobrze wyszkolony koń stanowił połowę sukcesu w boju. Nie mógł on wystraszyć się byle wystrzału, dziwnego dźwięku czy niespodziewanego ruchu. Miał za zadanie szarżować w kierunku wroga i tylko to miało go obchodzić. Koń nie mógł zawieść, gdyż oznaczałoby to utratę życia Husarza i klęskę w walce, a jak wiadomo, Husaria była niezwyciężona przez przeszło 100 lat, więc proszę Cię o to, byś nie pieprzył takich farmazonów, że nie da się przyzwyczaić konia do określonych sytuacji, dźwięków czy zapachów. Sam człowiek przecież pachnie koniowi drapieżnikiem. Jakoś udało się człowiekowi oswoić i udomowić konie, bez których nasza cywilizacja nie miałaby racji bytu. Przez tysiące lat konie były naszym głównym środkiem transportu, zanim nastała era motoryzacji, więc nie próbuj mi wmówić, że konia nie da się oswoić z sytuacjami, które normalnie wywołują u niego strach lub co najmniej dyskomfort. Gdyby w istocie było tak, jak piszesz, żadnemu człowiekowi nigdy nie udałoby się wsiąść na koński grzbiet.
Re: dla kumatych
czy
to nie zasługuje na merytoryczną polemikę.
Re: dla kumatych
Nie przeczę, że konie to płochliwe stworzenia z racji tego, że stoją najniżej w łańcuchu pokarmowym zaraz przed zieleniną, ale są również stworzeniami, które uczą się nowych sytuacji i zachowań. To nie jest kalkulator, w którym obliczysz procenty, ale nie pograsz w WoWa czy nie obejrzysz filmu, bo po prostu nie da się ze względu na ograniczenia, których fizycznie nie da się przeskoczyć. Początkowo każdy koń jest płochliwy, dlatego oswajanie zaczyna się metodą małych kroków. Młody koń nie toleruje choćby rzędu, który służyć ma za pomoc jeźdźcowi do końca życia konia, nie mówiąc już o samym jeźdźcu, którego koń próbuje pozbyć się za wszelką cenę. Próbuje zrzucić z grzbietu wszystko, co zanjduje się na nim, włącznie z siodłem. Dlatego nieprzyzwyczajony do dyskomfortu koń wymaga ujeżdżenia. Konie wojskowe dodatkowo odczulane są na wystrzały, błyski i gwar, który ma miejsce w trakcie walki. Ta samo można przyzwyczaić konia do obcych zapachów, włącznie z zapachem drapieżnika, którego normalnie bałby się, gdyby nie przeszedł odpowiedniego treningu. Dlatego uważam, że fortelu ze skórami tygrysa nie należy traktować jako fikcji oderwanego od rzeczywistości wariata, który konia widział jedynie na zdjęciu, a o strategii wojennej ma tyle pojęcia, co przedszkolak na temat zderzacza hadronów.
Im dalej w las, tym historia nabiera coraz większy rozmach. W anime myślałam, że po zebraniu czterech smoków reszta pójdzie dosyć szybko ku zakończeniu, takiemu czy innemu… teraz mam wrażenie, że wprost przeciwnie – to był dopiero sam początek. Dopiero teraz zaczynamy mieć sensowny wgląd w wewnętrzną politykę, intrygi, relacje z innymi krajami, wędrujemy po różnych zakątkach kraju i nawet poza. Dopiero teraz historia nabiera rumieńców.
Bohaterowie są przesympatyczni. Ich relacje są ukazane w niezwykle przemyślany sposób, są dosyć zawiłe. Każdy ma zupełnie inne motywacje – i zdecydowanie nie sprowadzają się do zalecania się do głównej bohaterki. Szanują się, wspierają – ale jak jedna rodzina, przyjaciele. Na dobrą sprawę wątek romantyczny jest jeden i też dobrze wpleciony. A że kibicuję im, to czasem woooolny rozwój trochę irytujący, ale ma w sobie mnóstwo uroku. W końcu Yona ma dopiero 16 lat.
kliknij: ukryte Oczywiście dla mnie jedynym słusznym pairingiem romantycznym tutaj jest Yona i Hak. On od dawna w niej zakochany po uszy, ale dosyć opornie aczkolwiek zgadza się na zakopanie we friendzonie. Księżniczka kompletnie nie postrzegała go w kwestiach poza „przyjacielem z dzieciństwa”, ale powoli, powolutku… zaczyna dostrzegać, że to on zawsze przy niej jest, broni ją i może jednak nie tylko z rozkazu ojca jest przy jej boku. Każda drobna zmiana, kroczek, rumieniec jest uroczy hahaha. Choć trochę mi żal Haka, ale jest spora szansa, że jeśli przeżyją, to w końcu oboje sobie wyznają uczucia. Co do Yony i Soo‑wona, to ten pairing istniał tylko jak bańka mydlana – ot dziecięca miłość Księżniczki, wyidealizowany książę. Soo‑won zabijając na jej oczach króla trafił na ścieżkę bez odwrotu… Późniejsze ich spotkania tylko mnie umocniły w przekonaniu, że on traktował ją nie więcej jak serdeczną przyjaciółkę, której nie chciał skrzywdzić, ale nie miał nic przeciwko manipulowaniu jej zachowaniem by móc osiągnąć własne cele. Ale kompletnie nie widzę ich ze sobą razem. Aczkolwiek ucieszyłabym się – i uważam, że jest na to spora szansa – ostatecznie we troje dojdą do porozumienia i zostaną przyjaciółmi.
Co tu dużo mówić, nie mogę się doczekać dalej – a pewnie sporo czasu minie zanim manga się skończy. Smuteczek. Zarzekam się (na tę chwilę), że basta z mangami, które wciąż się ukazują. Tak się nie da…
kliknij: ukryte
Ja na to patrze troszeczke inaczej – dla mnie Soo‑Won praktycznie graniczy na rozdwojeniu osobowosci. Z jednej strony od dziecka nienawidzil Krola Ila, ktory zabil jego ojca. Z drugiej strony spedzil duza czesc swojego zycia z Yona i Hakiem, ktorych kompletnie – i swiadomie – odseparowal od nie tylko swoich poczynan, ale nawet od siebie – od mrocznej strony swojej osobowosci, jego cierpienia, planow, nienawisci. Zostawil im tylko i wylacznie swoja niewinna, promienna strone, prawdopodobnie traktujac swoj czas z nimi jako swojego rodzaju banke mydlana, ktora pozwala mu bawic sie w niewinnego dzieciaka. Dorastajac w ten sposob nie jest trodno sobie wyobrazic Soo‑Wona niejako rozbijajacego sie na dwoje: bezwzglednego, mogacego poswiecic wszystkich i wszystko wladce oraz cieplego, czasem wrecz frywolnego Soo‑Wona. Z rozwoju akcji oczywiste jest, ze ta pierwsza osobowosc jest ta dominujaca, sterujaca jego zyciem, sa jednak chwile, ktore pozwalaja mi mniemac, ze delikatny balans, ktory udaje mu sie w tej chwili jeszcze utrzymac w koncu runie. Mowie tu o momentach takich jak ponowne spotkanie z Yona w, uh, tym miescie portowym. Gdy mowi jej, ze nie moze umrzec, bo ma jeszcze duzo do zrobienia, tak w mandze jak i w anime widac jego oczy – na moment jakby szalone, skupiajace sie desperacko na jakims nieznanym celu. Ze dla owego celu, wszystko – lacznie z Yona – moze zostac poswiecone. Wiec mysle, ze to jest nie tyle to ze Soo‑Won traktuje Yone jako przyjaciolke, ktora moze jednak manipulowac. Uwazam, ze jego czesc naprawde, szczerze ja kocha. Jego reszta jednak byla w stanie zabic ja na miejscu, jesli mialaby ona zagrozic jego planowi. Z jednej strony mamy wiec to stracencze podejscie (skoro zjadles trucizne, mozesz rownie dobrze wylizac talerz), gdzie Soo‑Won jest przygotowany zaakceptowac jakie kolwiek konsekwencje swoich czynow wzgledem Yony I Haka (jak jego chwilowa chec przyjecia na siebie calej wscieklosci Haka), co pewnie doprowadzi do jego smierci. Z drugiej jednak jest zdeterminowany trzymac sie zycia – oraz zrobic wszystko co musi – dopuki jego plan nie zostanie ukonczony. Jego dzika determinacja jest w tej chwili jedynym, co chroni go przed poddaniem sie poczuciu winy. Czy jednak bedzie on wystarczajaco silny, zeby ta determinacje w sobie utrzymac? Tak czy siak, w kosciach czuje tragedie raczej niz komedie.
A tak bardziej ogolnie – rozumiem cie doskonale. Sama rzucilam sie na mange, jak tylko ed ostatniego epa anime przeminal. Widzialam ze manga nadal wychodzi, wiedzialam lepiej niz sie za nia zabierac pomimo tego… a jednak. Peklam jak ta schodzona gumka na babcinych pantalonach. Podobnie jak ty, ja rozniez naiwnie myslalam, ze znalezienie smokow to bedzie to. Ha‑ha. Ha. I teraz bede tak wisiec, przez cholera wie ile lat, z wywieszonym ozorem. Sigh. Chociaz w sumie, tak miedzy nami, ta historia jest na tyle dobra, ze w glebi ducha nawet to mi nie przeszkadza.
Manga ma wciągającą i dobrą fabułę, konkretną i porządną główną bohaterkę, która z czasem zmienia się tylko na lepsze (a taką bohaterkę ciężko znaleźć w ostatnich mangach shoujo…), ciekawy i rozbudowany świat, jak również oryginalnych bohaterów. Jeśli miałabym to do czegoś porównać, to taka lepsza wersja Fushigi Yuugi, która bardziej opiera się na akcji niż na romansie.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić tę mangę z czystym sercem.
Na prawdę dobry humor, przyjemna kreska i ciekawe historie, które przydarzają się głównym bohaterom.
Zdecydowanie polecam!
Chyba powinno być tam „Soo‑won”.