x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Piąta z kolei manga na podstawie przebojowego Code Geass, której akcja toczy się podczas ery Edo w Japonii, czyli kilkaset lat przed oryginałem. Główny bohater – Renya jest światkiem jak jego wioska zostaje zaatakowana przez bardzo silny oddział samurajów. Ponieważ zostaje ranny w walce przyjaciele ukrywają go w jaskini, gdzie znajduje go pewna zielonowłosa wiedźma oferująca mu moc pozwalającą uratować bliskich. Pech jednak sprawia, że zamiast geassa obdarowuje go inną, lecz równie demoniczną zdolnością.
A skoro część oficjalną mam za sobą, to spokojnie mogę się nabijać z głupoty tytułu. Przyznaję że przeniesienie akcji do ery Edo mogło być pomysłem z niezłym potencjałem, ale całość tonie w schematach typowych dla młodzieżowych bitewników. Ot, banda sierot tworzy razem drużynę ratującą jakąś księżniczkę przed złym odpowiednikiem Leloucha i wysyłanymi przez niego Knightmare, czyli cudakami o nadnaturalnych zdolnościach związanych z żywiołami i tragicznymi projektami postaci. Przy okazji toczą mnóstwo nieprzejrzystych walk w których przebiegu trudno się połapać i strzelają wokół pantyshotami, co irytuje tym bardziej że bohaterki wyglądają maksymalnie na gimnazjalistki. O logice zdarzeń aż szkoda mówić, bo to co dzieje się np. podczas finałowej walki z pierwszym Knightmare to kpina. Ot, bohaterowie w dwójkę walczą, potem uciekają, Knightmare jakby nigdy nic zaczyna wyrzynać okoliczną wioskę, jeden z bohaterów wraca by zginąć w honorowej walce, ale nie może bo zaraz przybywa wsparcie i leją się dalej. Ufff…
Podobają mi się jednak dwie rzeczy. Pierwszą jest obecność C.C., choć w jej działaniach naprawdę ciężko dopatrzyć się jakiejś logiki. Najpierw daje nadnaturalną moc osobie która przebiła jej gardło mieczem, a później radośnie się wlecze za drużyną twierdząc jednocześnie, że nie nie stoi po niczyjej stronie. Za to charakterek jej się nie zmienił, a to plus. Niezłym pomysłem jest także zrobienie z Leloucha głównego złego. Jako urodzony knuj i morderca znakomicie sprawdza się w tej roli i nie wygląda na to by w rzeczywistości miał szlachetne cele.
Nie wiadomo czy to jest Lelouch, nigdzie jeszcze nie jest to dokładnie wyjaśnione więc nie wprowadzaj ludzi w błąd :) jego podwładni nazywają go jakoś inaczej więc nie ma pewności czy to faktycznie on czy ktoś podobny tylko.
Mówią na niego per Sir Dash. Ale na jedno wychodzi, skoro wygląda jak Lelouch i ma geassa w obu złych oczkach. Osobiście obstawiam, że jego podobieństwo nie jest przypadkowe i pewnie jest przodkiem Charlesa oraz Leloucha.
I czy tylko ja mam wrażenie, że Renya jest kliknij: ukryte przodkiem Suzaku. To tłumaczyłoby czemu nie chce podawać swojego nazwiska, bo to w końcu wstyd przyznać się do takiego potomka. Dodatkowo w Shikkoku no Renya ten patent został już wykorzystany wielokrotnie, w tym w wypadku odległego krewnego trzeciego rycerza okrągłego stołu – Gino. Andreas Weinberg niestety przypomina go tylko z wyglądu, ale zawsze to coś.
ciekawa manga :)
LOLouch!
A skoro część oficjalną mam za sobą, to spokojnie mogę się nabijać z głupoty tytułu. Przyznaję że przeniesienie akcji do ery Edo mogło być pomysłem z niezłym potencjałem, ale całość tonie w schematach typowych dla młodzieżowych bitewników. Ot, banda sierot tworzy razem drużynę ratującą jakąś księżniczkę przed złym odpowiednikiem Leloucha i wysyłanymi przez niego Knightmare, czyli cudakami o nadnaturalnych zdolnościach związanych z żywiołami i tragicznymi projektami postaci. Przy okazji toczą mnóstwo nieprzejrzystych walk w których przebiegu trudno się połapać i strzelają wokół pantyshotami, co irytuje tym bardziej że bohaterki wyglądają maksymalnie na gimnazjalistki. O logice zdarzeń aż szkoda mówić, bo to co dzieje się np. podczas finałowej walki z pierwszym Knightmare to kpina. Ot, bohaterowie w dwójkę walczą, potem uciekają, Knightmare jakby nigdy nic zaczyna wyrzynać okoliczną wioskę, jeden z bohaterów wraca by zginąć w honorowej walce, ale nie może bo zaraz przybywa wsparcie i leją się dalej. Ufff…
Podobają mi się jednak dwie rzeczy. Pierwszą jest obecność C.C., choć w jej działaniach naprawdę ciężko dopatrzyć się jakiejś logiki. Najpierw daje nadnaturalną moc osobie która przebiła jej gardło mieczem, a później radośnie się wlecze za drużyną twierdząc jednocześnie, że nie nie stoi po niczyjej stronie. Za to charakterek jej się nie zmienił, a to plus. Niezłym pomysłem jest także zrobienie z Leloucha głównego złego. Jako urodzony knuj i morderca znakomicie sprawdza się w tej roli i nie wygląda na to by w rzeczywistości miał szlachetne cele.
Re: LOLouch!
Re: LOLouch!
I czy tylko ja mam wrażenie, że Renya jest kliknij: ukryte przodkiem Suzaku. To tłumaczyłoby czemu nie chce podawać swojego nazwiska, bo to w końcu wstyd przyznać się do takiego potomka. Dodatkowo w Shikkoku no Renya ten patent został już wykorzystany wielokrotnie, w tym w wypadku odległego krewnego trzeciego rycerza okrągłego stołu – Gino. Andreas Weinberg niestety przypomina go tylko z wyglądu, ale zawsze to coś.