Hideout
Recenzja
Mangowy horror to nie tylko przepełnione groteską i obrzydliwościami dzieła Junjego Itou, ale polski czytelnik do niedawna nie miał zbyt wielu okazji, by się o tym przekonać. Hideout to próba utrafienia w gusta odbiorcy, który przedkłada tajemniczość i psychologię nad krew i flaki. Ta jednotomowa opowieść , której akcja toczy się na pozornie urokliwej tropikalnej wyspie, jest mocno inspirowana twórczością Stephena Kinga, do czego sam mangaka przyznaje się otwarcie w notce do czytelnika.
Założenia fabularne są nieskomplikowane. Młode małżeństwo wyjeżdża w tropiki, by po tragicznej śmierci dziecka odzyskać do siebie zaufanie i zacząć od nowa. Rajska wyspa skrywa jednak mroczne tajemnice dawnych walk, a okoliczne lasy, choć zielone i zachęcające do spacerów, pełne są szczątków żołnierzy poległych podczas wojny. Mąż planuje to wykorzystać, zabijając żonę i porzucając jej zwłoki wśród innych zapomnianych w dżungli ciał. Na jego nieszczęście, w gęstwinie ktoś lub coś się czai i nie zamierza niezapowiedzianych gości puścić wolno. Masaumi Kakizaki okazuje się pilnym uczniem Kinga i choć rozwój wydarzeń jest stosunkowo przewidywalny, to zakończenie rekompensuje wszelkie niedostatki. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do recenzji mangi, a tymczasem skupię się na aspektach polskiego wydania.
Manga ukazała się w większym formacie, co jest już w przypadku pozycji przeznaczonych dla starszego czytelnika miłym standardem. Mocna, wykonana z solidnego papieru okładka przedstawia tajemniczą istotę przedzierającą pazurami kartkę i choć prosta, jest jednocześnie wyjątkowo stylowa. Tył obwoluty „zdobi” krwisty odcisk dłoni, jak na rasowy horror przystało. Nieco gorzej wypada kilka pierwszych kolorowych stron, ale to dlatego, że przedstawiają wydarzenia dziejące się w ciemności i siłą rzeczy zbyt wielu barw na nich nie widać.
Także wnętrzu nie mam w zasadzie nic do zarzucenia. Wyraźny nawet na ciemnych jak węgiel kadrach druk sprawia, że nic nie rozprasza podczas czytania. Ramki są równe, a tekst w dymkach rozsądnie rozłożony, tak aby nie łamać słów, o ile nie jest to absolutnie niezbędne. Ucieszyło mnie to tym bardziej, że ta praktyka znacząco uprzyjemnia czytanie. Aż szkoda, że nie jest jeszcze powszechna i dokładnie pilnowana w niektórych mangach. W zasadzie jeśli chodzi o aspekty techniczne wydania, to żałuję jedynie, że numery stron po raz kolejny umieszczone są przy wewnętrznym marginesie, ponieważ duży format mangi sprawił, że od zewnątrz jest całkiem sporo miejsca na gustowną, stylizowaną numerację.
Tłumaczenie również stoi na wysokim poziomie. Bohaterowie posługują się naturalnym językiem, pasującym do płci, wieku i stanu psychicznego. Dobrze oddano ich narastające obłąkanie i desperację. Jeśli do czegokolwiek miałbym się przyczepić, byłoby to nagminne stosowanie wielokropka w dzienniku głównego bohatera. Umieszczone w nim teksty pełnią rolę narracji, pojawiają się też na kilku rysunkach, doskonale są widoczne na podgniłych kartkach porzuconego woluminu. Nie mogę jednak uwierzyć, by wyczerpany fizycznie i psychicznie człowiek miał siłę, by na końcu każdego zdania stawiać dwie dodatkowe kropki, choćby i był z zawodu pisarzem. W realiach japońskich zamiast kropek używana jest długa linia, której nakreślenie jest dla ręki ruchem bardziej naturalnym niż stawianie wielokropka. W przekładzie wygląda to dość zabawnie, niczym cytaty z filozoficznego bloga, ale nie jest to poważny mankament. Jestem jednak zdania, że warto było uwzględnić to w tłumaczeniu, nawet jeśli efekt końcowy miałby nieco różnić się od oryginału. Ze swojej strony mangę polecam każdemu miłośnikowi opowieści z dreszczykiem. Jest to co prawda przygoda na maksymalnie godzinę, ale satysfakcjonująca.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 7.2014 |