x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Shorexen
21.03.2020 19:14 Akame ga Kill! - subiektywna opinia, nie recenzja
Ależ to była świetna historia. Niby momentami schematyczna, ale też nie do końca, natomiast najważniejsze, że niebywale satysfakcjonująca, spójna i z racjonalnie poprowadzonym zakończeniem (może dla niektórych nieco przesłodzone pod względem tego jak to do tej pory wyglądało, ale nie dla mnie ;P), które niemiłosiernie mnie kupiło. Dawno nie miałem takiego uczucia, że seria którą czytam/oglądam kończy się w tak emocjonująco zadowalający mnie sposób. Nie dość, że skończyła się jakaś era w świecie przedstawionym to na dodatek autorzy stanęli na wysokości zadania zamykając należycie wszystkie wątki, informując czytelnika jaka przyszłość czeka główne postaci, jakie zaszły zmiany w królestwie i to w naturalnym biegu oraz bez zbędnego pośpiechu. Tak jakby dokładnie w ten sposób chcieli to od samego początku zakończyć i nikt z zewnątrz nie ingerował w ich pomysł. Naprawdę wspaniałe, aż nie mogę wyjść z zachwytu. Sama opowieść skomplikowana nie jest i jeszcze dodatkowo okraszona elementami oraz rozwiązaniami, które są już wszystkim bardzo dobrze znane, ale wystarczy, że autorzy są na odpowiednim miejscu i w sensowny sposób przedstawią/poukładają wspomniane rzeczy, a wtedy nie miało prawa to nie wyjść. Jest to też jeden z tych komiksów, który nie idzie na ustępstwa i pokazuje w pełnej okazałości okrucieństwo, tortury, flaki, czyli wszystko to co najobrzydliwsze, ale dobrze też manipuluje scenami mieszając wątki dramatyczne z wątkami komediowymi, które nic tylko urozmaicają lekturę.
Bez wątpienia obok wciągającej, momentami bardzo zaskakującej i spójnej opowieści, niezwykle udanej według mnie, drugim czynnikiem, który powoduje moje niezwykle pozytywne wrażenia po lekturze są postacie. Tak, schematyczne w swoich poczynaniach do bólu, dla wielu pewnie irytujące, ale dla mnie wręcz przeciwnie, niezwykle sympatyczne, w odpowiednich momentach zabawne i urocze, świetnie ze sobą współgrające i mające określony cel do wykonania. Gdy kolejne ginęły, to nic tylko się wzruszałem, bo tak mimowolnie się z nimi zżyłem. Dodatkowo gdy rozpoczynałem oglądanie serii telewizyjnej ponad 6 lat temu to polubiłem z miejsca taką Mine i wtedy nawet nie wiedziałem jaką rolę odegra w serii, a tu proszę. Pomijając rzecz jasna fakt, że anime nie było tragiczne, ale bez wątpienia spłyca pierwowzór, to właśnie Mine jest moją ulubioną postacią z tego uniwersum. Niesamowicie urocza, zabawna, wręcz kochana osóbka, która swoim zachowaniem tylko dodawała mi otuchy i dostarczała wiele niezapomnianych/pozytywnych/wzruszających emocji, dzięki temu samo zakończenie jeszcze bardziej mi się podoba. Żadna z kolejnych postaci, a tym bardziej z Night Raid nie jest gorsza, a wręcz przeciwnie, są dobrze i solidnie napisani. Posiadają odpowiednio nakreślone charaktery i emocje. Każda z nich ma swój unikatowy styl i co najważniejsze nie schodzą z ukierunkowanej przez siebie ścieżki do samego końca, nawet gdy tym końcem jest bezpowrotne odejście z tego świata, a w tym tytule to norma, więc przywiązywanie się do postaci tylko dobija czytelnika. Co wadą nie jest, bo pobudza do rozmyślań i współczucia im, ponieważ przez tematykę historii, strukturę świata przedstawionego i kolejne wydarzenia, nigdy nie wiadomo kiedy, jak i przez kogo nastąpi śmierć kolejnej z nich.
Przechodząc do następnego aspektu, o dziwo w ogólnym rozrachunku nieco gorszego od pozostałych wyżej wymienionych, czyli strony technicznej, to została według mnie bardzo dobrze wykonana, ale tylko tyle. Śmiem twierdzić, że jest nieco nierówna. Momentami wgniata w fotel swoimi świetnymi kadrami walk czy należycie wykonanymi i cieszącymi oko projektami teł oraz postaci, ale z drugiej często wspomniane walki wydają się być wyreżyserowane bardzo chaotycznie właśnie przez niedokładny w tych miejscach rysunek. Po prostu miałem takie momenty, że musiałem się zatrzymać na dobrą chwilę, aby ocenić co właśnie dzieje się w konkretnym kadrze. Nie występowało to często, ale jak już było to bardzo widoczne i nie ukrywam, że lekko mnie to irytowało. Natomiast w ogólnym rozrachunku nie mogę ocenić kreski inaczej niż bardzo pozytywnie, ponieważ w większej części spełnia swoje zadanie należycie i dostarcza czytelnikowi wiele świetnie narysowanych scen.
Na koniec jak zawsze chciałbym poruszyć temat jakości polskiego wydania, a w tym przypadku wydawnictwa Waneko. Tłumaczenie przejrzyste, przyjemne w odbiorze i co najważniejsze bezbłędne, a przynajmniej ja nic nie wychwyciłem. Druk solidny, tak samo jak klejenie, ale bez fajerwerków. Na pewno na plus kolorowe strony na początku każdego tomu i bardzo ładne obwoluty. Grzbiety wizualnie również na duży plus, ale z małym (niby, bo dla pedanta jakim jestem to raczej dużym) zgrzytem. Mianowicie obwoluta z pierwszego tomu nie zgrywa się z pozostałymi. W moim egzemplarzu wszystkie elementy nadrukowane na grzbiecie są przesunięte w znaczącym stopniu ku górze co psuje ogólny wygląd serii na półce. Pewnie większość uzna, że przesadzam i się czepiam, ale ja tak mam i doceniam jak wszystko jest perfecto, a tutaj ten jeden element doskwiera niemiłosiernie i szczerze? Pewnie tak by nie było gdyby było więcej takich grzbietów, ale z racji tego, że jest tylko jeden na 15 możliwych to niestety widać to i irytuje podwójnie. :D
Ale już podsumowując, to nie pozostaje mi nic innego jak serdecznie polecić ten komiks. Jest to bez wątpienia jeden z najlepszych komiksów, a już na pewno shounenów jaki miałem okazję przeczytać. Wciąga, satysfakcjonuje, daje szczęście i momenty wzruszenia. Czego chcieć więcej? Potrzeba jedynie odpowiednio dopasowanej do tematyki tego komiksu osoby, która popłynie z prądem wydarzeń, ciesząc się (ale też smucąc się) z kolejnych przygód/walk/rozterek i śmierci bohaterów.
No i koniec. Ależ mnie usatysfakcjonowało to zakończenie w stylu pięknej i bestii! Sto razy lesze niż to, co zafundowano nam w anime. Może trochę naciągane (nawet bardzo), ale ciągle lepsze niż kolejna 'szczęśliwa śmierć' dla celu. W końcu pokazano tutaj coś więcej, niż klasyczne dla tej mangi 'w imię sprawy oddam życie' – dzięki wątkowi z Tatsumi i Mine pierwszy raz zobaczyłem tu wolę walki o SWOJE SZCZĘŚCIE, a nie tylko sprawę. Za to wielki plus. Mój ulubiony shounen. Nic dodać, nic ująć.
M
I.
4.01.2016 17:52 Rozdział 66
Spoiler o zakończeniu walki Kurome z Akame:
kliknij: ukryte Dla wzmocnienia efektu polecam słuchania tej piosenki podczas lektury… A tak na serio – czuje się strollowana :I Kiedy mam nadzieję, że postać przeżyje, że jej/jemu się jednak uda – to bach! Albo ewentualnie, CIACH! I po niej/nim, a teraz, zamiast długo wyczekiwanego trupa Kurome dostałam pocałunek prafffdzifej mylośśści z Wave'em, ale takiej bardzo‑bardzo prawdziwej, były łzy, rumieńce i nawet noszenie na rączkach, niczym królewicz księżniczkę (to ostatnio jakieś modne się zrobiło?)!
No… Ale może to jeszcze nic straconego, zawsze mogą ich wytropić i zabić za zdradę Imperium w następnym rozdziale ^w^ *liczy na to, bo ich szczerze nie znosi*
Nawet tutaj kliknij: ukryte Mine musiała zginąć... Jakby kliknij: ukryte nie mogła zapaść w śpiączkę i autor nie mógłby dać czytelnikowi ODROBINĘ nadziei na to, że Tatsumiemu przydarzy się JEDNA pozytywna rzecz w życiu… Ale jestem wściekły. No i dodatkowo wszystko zbliża się do końca, więc teraz wszyscy zaczną padać jeden po drugim, jak muszki owocówki. Napisałbym teraz 'czekam teraz na ten bezsensowny zgon Leone', ale niestety – porzucam, kliknij: ukryte nie ma Mine, nie oglądam. Ta manga wznieca we mnie zbyt wiele negatywnych emocji. Swoją drogą, kto by pomyślał, że człowiek tak bardzo może się do tsundere, aż jestem zaskoczony.
kliknij: ukryte Mine najwyraźniej nadal żyje, tylko jest właśnie w stanie wegetatywnym, po użyciu Teigu. Pumpkin chyba działa na bazie emocji, uczuć użytkownika, atakując tym potężniej, im bardziej jego użytkownik jest zagrożony. Dlatego po przeciążeniu Teigu została z niej praktycznie lalka bez świadomości, co nie zmienia faktu że fizycznie nadal żyje.
Ej, to może być fakt, nie zauważyłem, że Tatsumi powiedział, że zużyła całą swoją energię na generała. Jednakże teraz to pytanie nasuwa się samo – czy utrata energii = śmierć? To anime jest bezlitosne w kwestii życia ludzkiego – raz stracone nie może zostać przywrócone. Ale czy energia życiowa jest zaliczana jako życie? Czy może się ona zregenerować? Jeśli tak, no to mamy możliwość, że pod koniec mangi autor zaskoczy nas czymś pozytywnym. W końcu powiedział również, żeby 'odpoczywała i ponownie do nich wróciła', tylko czy było to jedynie obłąkane gadanie zakochanego, czy rzeczywista możliwość? Jeśli nie, to ów utrata energii jest równoznaczna ze śmiercią. Może tam ciało sobie jest, serce bije, ale wejście w stan wegetatywny dla mnie jest równoznaczne ze śmiercią. Kurde, teraz dałeś mi rozkmine, że aż chyba jednak dokończę to czytać.
NAOMINE
25.02.2018 13:41
Mine w mandze przeżyje kliknij: ukryte pod koniec będzie pokazana po ślubie z tatsumim i będą mieli dziecko
Po przeczytaniu wszystkich rozdziałów, które dotychczas wyszły, mam tylko ochotę na więcej. Według mnie największym plusem tej mangi są bohaterowie i ich stosunki między sobą. Ci dobrzy jak i Ci źli dają się polubić. Najbardziej przypadł mi do gustu Wave. Mimo tego, że jest tym złym chce dobrze dla swoich przyjaciół, np: kliknij: ukryte sam walczył z akame, Lubbockiem i Mine, bo nie chciał narażać Kurome. Chciałbym aby był tym dobrym, ale cóż. Rozwój Tatsumiego trochę się pogorszył, ciągle powtarza, że musi się stać silniejszy i nic w związku z tym nie robi. Największym zaskoczeniem był dla mnie Lubbock. Od początku sprawiał wrażenie przygłupa, ale od 40 rozdziału przekonał mnie do siebie, potrafił wyjść z trudnej sytuacji, zawsze dołożył swoje 5 groszy, kliknij: ukryte ale niestety, po niego też przyszła śmierć i naprawdę zrobiło mi się go żal, bo jednak myślałem, że uda mu się uciec. Dobry shounen z ciekawym bohaterami i przeciętną fabuła. Kupiło mnie to i na pewno będę czytał kolejne rozdziały.
Ehh… największa wadą tej mangi jest czas… na kolejny rozdział trzeba czekać okrągły miesiąc!!
Brutalność, brudna polityka, tortury, niespodziewane zwroty akcji, bezlitosna walka dla obu stron (zapomnijcie o tych dobrych, którzy zawsze przeżywają starcie) i ciekawe postacie – tak można to pokrótce opisać.
Wyróżniają się też tutaj czarne charaktery, które są ciekawe i przyciągające (Esdese! Wave! Kurome!).
Nie ma co mielić ozorem – nic tylko czytać.
Polecam.
Hah, aż nie mogłem się powstrzymać żeby jakoś to skomentować po zakończeniu serii, tylko nie wiem jak xD Może 'każdy z nas się pewnie przeliczył i zakończyli to szybciej niż samą mangę'? Jedyny plus w tym zakończeniu to to, że Tatsumi zmarł, bo smutno było po tym, jak zmarła Mine, a on musiał tak sam żyć.
Manga ma wiele wad, pierwsza z nich to fakt że to zwykły shounen z supermocami i typowym shounenowym protagonistom (brakuje tego tagu – supermoce – przy opisie). Przynajmniej dla mnie to wada. Następna to drażniący harem. Do Tatsumiego kleją się wszystkie przedstawicielki płci pięknej, naprawdę ciężko stwierdzić dlaczego tak jest, widocznie po prostu straszny z niego magnes na… kobiety.
Największa wada to fasada całej historii. Świat przedstawiony, fabuła, walki, konflikt, większość antagonistów jadą na prostym założeniu – „ręka, noga, mózg na ścianie, flaki na parkanie” bez żadnego uzasadnienia czy logiki.
Tortury. Owszem trochę tego jest, ciężko tylko stwierdzić w jakim celu. Były nawet pokazane jakieś rządowe kazamaty w których masakrowano ludzi, tylko nie doczekałem się jak dotąd sceny przesłuchania, procesu skazańca. Po co to robią? Ot widać rząd lubi krwawą jatkę – dla samej krwawej jatki.
Brutalność. Osobna sprawa to arystokracja zamieszkująca stolicę imperium. Podejrzanie dużo wśród nich chorych sadystów, osobników zdrowych na umyśle jak dotąd nie było dane nam poznać. Znowu dręczą tych biednych ludzi mordując na wyrafinowane sposoby i znowu ciężko uzasadnić tak duży odsetek wykolejeńców w jakikolwiek sposób. Na pewno nie klimatem średniowiecznego fantasy, nie mamy tu do czynienia z realiami średniowiecza typu kara chłosty, pręgierz dla złoczyńców, są za to bezsensowne akty przemocy lub wręcz masowe zbrodnie. Znowu przemoc dla samej przemocy, wiadomo że w średniowieczu duchowieństwo czy szlachta miała życie prostych ludzi za nic, ale na pewno nie do aż takiego stopnia. Morderstwa popełniane przez arystokrację stolicy imperium to dla nich taka zabawa, bawią się jak dzieci w piaskownicy. To strasznie sztuczne, przydałaby się chociaż odrobina realizmu.
Brutalność po raz drugi czyli walki. Są efektowne, ciekawie zrealizowane (przynajmniej te z udziałem silniejszych przeciwników) tylko zazwyczaj kończą się spektakularnym rozczłonkowaniem osoby która przegrywa. Nie można by tak czasami zabić przeciwnika precyzyjnym cięciem, tylko trzeba go od razu zamieniać we fruwające kawałki mięsa? Po pewnym czasie to robi się zwyczajnie nudne. I co jest nie tak ze strojami bitewnymi bohaterek? Walczą w kusych spódniczkach, albo z cyckami na wierzchu, jakby w choćby lekkim pancerzu było strasznie niewygodnie (ach ten klimat średniowiecznego fantasy). Z jednej strony jest efektownie, krwawo, brutalnie, ciężko przewidzieć ostateczny wynik walki… z drugiej to tylko moe‑maszynkidomięsa‑bloby. Znowu mam to wrażenie sztuczności. Plastiku. Plastikowa masakra piłą mechaniczną? Tak bym podsumował brutalność w Akame ga Kill. Poza tym to mają być zabójcy? Assasyni? Prędzej cech masarski. Jedyną zabójczynią była Chelsea.
Brudna polityka. Ciężko powiedzieć po co Pan Premier to robi (przypuszczam że kliknij: ukryte to takie Teigu – Zły Wredny Polityk), do jakich celów dąży? Zresztą co to za brudna polityka bez żadnych intryg, zakulisowych działań? Był jeden epizod z mordowaniem przeciwników politycznych, mdły, nudny, pretekst do urządzenia walki użytkowników Teigu. Ciężko to nazwać nawet intrygą. Zamiast brudnej polityki jest zasada – albo jesteś z premierem, albo jesteś martwy. Politycznie, czyli oficjalnie na dworze królewskim nie ma ani przeciwników, ani sojuszników, są co najwyżej bezwolne marionetki.
Postacie. Protagonista jak w każdym shounenie. „Zwyczajny” chłopek o pogodnym usposobieniu i co więcej można o nim powiedzieć? Że chce najlepszym być? Dorwać wszystkich z nich (tych złych)? To chyba tyle. Resztę obsady tak jakby gdzieś już widziałem… to niestety chodzące klisze. Nie będę się tutaj rozpisywał, to nie recenzja. Esdese? Akurat lubię ten typ kobiecego charakteru (znaczy tylko w anime ;p), ot kolejna BDSM domina. Zrujnowali kreację jej postaci, kliknij: ukryte wcielając do haremu protagonisty, zupełnie bez sensu.
Nic odkrywczego w dziedzinie shounen, z dużą dawką dysonansu jeżeli chodzi o klimat. Na plus bardzo ładna kreska. Na razie 4/10 z tendencją zwyżkową – zobaczymy jak rozwinie się akcja.
M
Bukmen
19.05.2014 23:33 Precz z Tyranią!
Trzeba przyznać że kawał dobrej mangi. Z pozoru nic ponad przeciętność, lecz fabularnie i wizualnie nie raz pogania kota dzisiejszym „Shounenowym” gigantom. Aż zdziwiłem się że nawet antagonistów jest czasem mi żal, bo np: wykonywali tylko polecenia z góry.
Ciekawie musiałaby wyglądać adaptacja tej mangi i jestem ciekawy czy jakieś studio by się jej podjęło i nie okroiło całości ze znanego z mangi ciężkiego przez większość klimatu.
Co najbardziej mi się podoba? To że nikt nie jest tam bezpieczny i może zginąć. Dość dobra jest też zasada, że jeśli dojdzie do pojedynku użytkowników broni „Teigu” jeden z nich zawszę musi zginąć. Jako czytelnik często czuje w tych momentach niepokój i ekscytację :)
M
mayev
5.09.2012 13:17
Świetna manga w swoim gatunku; dużo różnorodnych postaci, różne charaktery i powody do walki. Już pierwszy chapter zrobił na mnie wrażenie – mimo zupełnie nudnego, standardowego początku, zakończenie było kompletnie inne niż bym się spodziewał. Co najmilsze – główne postacie nie są nieśmiertelne jak w wielu shounenach. Mogą zginąć i to w paskudny sposób.
Bardzo podobają mi się czarne charaktery. Nie są to koniecznie zdeprawowani osobnicy – osobowość, system wartości i cele każdego z nich potrafią być diametralnie inne.
Jest i psychopatka ze skrzywionym spojrzeniem na sprawiedliwość, miły chłopak z _Poczuciem_Obowiązku_, kawaii panienka z kataną i ciasteczkami, dziwak, gej, sadystka żyjąca tylko dla rzeźni – a co najfajniejsze, mimo nieraz tytanicznych różnic w światopoglądzie, walczą razem jako świetnie dobrany zespół.
Manga jest brutalna, czasami aż do przesady, ale powiedziałbym raczej, że jest to surowa brutalność jakiej można oczekiwać po tak zepsutym świecie, a nie zwichnięta groteska rodem z Hellsinga. Ma to po prostu taką zaletę, że cała ta przemoc jest aplikowana umiejętnie, i nie robi się zwyczajnie nudna po kilku rozdziałach.
Jednocześnie nie jest to uber‑poważna historia. Można tu znaleźć sporo typowego dla shounenów humoru. Właściwie nic, czego bym nie widział gdzie indziej – ale mimo wszystko gagi potrafią być zabawne.
Akame ga Kill! - subiektywna opinia, nie recenzja
Bez wątpienia obok wciągającej, momentami bardzo zaskakującej i spójnej opowieści, niezwykle udanej według mnie, drugim czynnikiem, który powoduje moje niezwykle pozytywne wrażenia po lekturze są postacie. Tak, schematyczne w swoich poczynaniach do bólu, dla wielu pewnie irytujące, ale dla mnie wręcz przeciwnie, niezwykle sympatyczne, w odpowiednich momentach zabawne i urocze, świetnie ze sobą współgrające i mające określony cel do wykonania. Gdy kolejne ginęły, to nic tylko się wzruszałem, bo tak mimowolnie się z nimi zżyłem. Dodatkowo gdy rozpoczynałem oglądanie serii telewizyjnej ponad 6 lat temu to polubiłem z miejsca taką Mine i wtedy nawet nie wiedziałem jaką rolę odegra w serii, a tu proszę. Pomijając rzecz jasna fakt, że anime nie było tragiczne, ale bez wątpienia spłyca pierwowzór, to właśnie Mine jest moją ulubioną postacią z tego uniwersum. Niesamowicie urocza, zabawna, wręcz kochana osóbka, która swoim zachowaniem tylko dodawała mi otuchy i dostarczała wiele niezapomnianych/pozytywnych/wzruszających emocji, dzięki temu samo zakończenie jeszcze bardziej mi się podoba. Żadna z kolejnych postaci, a tym bardziej z Night Raid nie jest gorsza, a wręcz przeciwnie, są dobrze i solidnie napisani. Posiadają odpowiednio nakreślone charaktery i emocje. Każda z nich ma swój unikatowy styl i co najważniejsze nie schodzą z ukierunkowanej przez siebie ścieżki do samego końca, nawet gdy tym końcem jest bezpowrotne odejście z tego świata, a w tym tytule to norma, więc przywiązywanie się do postaci tylko dobija czytelnika. Co wadą nie jest, bo pobudza do rozmyślań i współczucia im, ponieważ przez tematykę historii, strukturę świata przedstawionego i kolejne wydarzenia, nigdy nie wiadomo kiedy, jak i przez kogo nastąpi śmierć kolejnej z nich.
Przechodząc do następnego aspektu, o dziwo w ogólnym rozrachunku nieco gorszego od pozostałych wyżej wymienionych, czyli strony technicznej, to została według mnie bardzo dobrze wykonana, ale tylko tyle. Śmiem twierdzić, że jest nieco nierówna. Momentami wgniata w fotel swoimi świetnymi kadrami walk czy należycie wykonanymi i cieszącymi oko projektami teł oraz postaci, ale z drugiej często wspomniane walki wydają się być wyreżyserowane bardzo chaotycznie właśnie przez niedokładny w tych miejscach rysunek. Po prostu miałem takie momenty, że musiałem się zatrzymać na dobrą chwilę, aby ocenić co właśnie dzieje się w konkretnym kadrze. Nie występowało to często, ale jak już było to bardzo widoczne i nie ukrywam, że lekko mnie to irytowało. Natomiast w ogólnym rozrachunku nie mogę ocenić kreski inaczej niż bardzo pozytywnie, ponieważ w większej części spełnia swoje zadanie należycie i dostarcza czytelnikowi wiele świetnie narysowanych scen.
Na koniec jak zawsze chciałbym poruszyć temat jakości polskiego wydania, a w tym przypadku wydawnictwa Waneko. Tłumaczenie przejrzyste, przyjemne w odbiorze i co najważniejsze bezbłędne, a przynajmniej ja nic nie wychwyciłem. Druk solidny, tak samo jak klejenie, ale bez fajerwerków. Na pewno na plus kolorowe strony na początku każdego tomu i bardzo ładne obwoluty. Grzbiety wizualnie również na duży plus, ale z małym (niby, bo dla pedanta jakim jestem to raczej dużym) zgrzytem. Mianowicie obwoluta z pierwszego tomu nie zgrywa się z pozostałymi. W moim egzemplarzu wszystkie elementy nadrukowane na grzbiecie są przesunięte w znaczącym stopniu ku górze co psuje ogólny wygląd serii na półce. Pewnie większość uzna, że przesadzam i się czepiam, ale ja tak mam i doceniam jak wszystko jest perfecto, a tutaj ten jeden element doskwiera niemiłosiernie i szczerze? Pewnie tak by nie było gdyby było więcej takich grzbietów, ale z racji tego, że jest tylko jeden na 15 możliwych to niestety widać to i irytuje podwójnie. :D
Ale już podsumowując, to nie pozostaje mi nic innego jak serdecznie polecić ten komiks. Jest to bez wątpienia jeden z najlepszych komiksów, a już na pewno shounenów jaki miałem okazję przeczytać. Wciąga, satysfakcjonuje, daje szczęście i momenty wzruszenia. Czego chcieć więcej? Potrzeba jedynie odpowiednio dopasowanej do tematyki tego komiksu osoby, która popłynie z prądem wydarzeń, ciesząc się (ale też smucąc się) z kolejnych przygód/walk/rozterek i śmierci bohaterów.
Rozdział 66
kliknij: ukryte Dla wzmocnienia efektu polecam słuchania tej piosenki podczas lektury… A tak na serio – czuje się strollowana :I Kiedy mam nadzieję, że postać przeżyje, że jej/jemu się jednak uda – to bach! Albo ewentualnie, CIACH! I po niej/nim, a teraz, zamiast długo wyczekiwanego trupa Kurome dostałam pocałunek prafffdzifej mylośśści z Wave'em, ale takiej bardzo‑bardzo prawdziwej, były łzy, rumieńce i nawet noszenie na rączkach, niczym królewicz księżniczkę (to ostatnio jakieś modne się zrobiło?)!
No… Ale może to jeszcze nic straconego, zawsze mogą ich wytropić i zabić za zdradę Imperium w następnym rozdziale ^w^ *liczy na to, bo ich szczerze nie znosi*
Dobry shounen z ciekawym bohaterami i przeciętną fabuła. Kupiło mnie to i na pewno będę czytał kolejne rozdziały.
Od świetnego do gniota
Konkret
Brutalność, brudna polityka, tortury, niespodziewane zwroty akcji, bezlitosna walka dla obu stron (zapomnijcie o tych dobrych, którzy zawsze przeżywają starcie) i ciekawe postacie – tak można to pokrótce opisać.
Wyróżniają się też tutaj czarne charaktery, które są ciekawe i przyciągające (Esdese! Wave! Kurome!).
Nie ma co mielić ozorem – nic tylko czytać.
Polecam.
Re: Konkret
Re: Konkret
Re: Konkret
Re: Konkret
Największa wada to fasada całej historii. Świat przedstawiony, fabuła, walki, konflikt, większość antagonistów jadą na prostym założeniu – „ręka, noga, mózg na ścianie, flaki na parkanie” bez żadnego uzasadnienia czy logiki.
Tortury. Owszem trochę tego jest, ciężko tylko stwierdzić w jakim celu. Były nawet pokazane jakieś rządowe kazamaty w których masakrowano ludzi, tylko nie doczekałem się jak dotąd sceny przesłuchania, procesu skazańca. Po co to robią? Ot widać rząd lubi krwawą jatkę – dla samej krwawej jatki.
Brutalność. Osobna sprawa to arystokracja zamieszkująca stolicę imperium. Podejrzanie dużo wśród nich chorych sadystów, osobników zdrowych na umyśle jak dotąd nie było dane nam poznać. Znowu dręczą tych biednych ludzi mordując na wyrafinowane sposoby i znowu ciężko uzasadnić tak duży odsetek wykolejeńców w jakikolwiek sposób. Na pewno nie klimatem średniowiecznego fantasy, nie mamy tu do czynienia z realiami średniowiecza typu kara chłosty, pręgierz dla złoczyńców, są za to bezsensowne akty przemocy lub wręcz masowe zbrodnie. Znowu przemoc dla samej przemocy, wiadomo że w średniowieczu duchowieństwo czy szlachta miała życie prostych ludzi za nic, ale na pewno nie do aż takiego stopnia. Morderstwa popełniane przez arystokrację stolicy imperium to dla nich taka zabawa, bawią się jak dzieci w piaskownicy. To strasznie sztuczne, przydałaby się chociaż odrobina realizmu.
Brutalność po raz drugi czyli walki. Są efektowne, ciekawie zrealizowane (przynajmniej te z udziałem silniejszych przeciwników) tylko zazwyczaj kończą się spektakularnym rozczłonkowaniem osoby która przegrywa. Nie można by tak czasami zabić przeciwnika precyzyjnym cięciem, tylko trzeba go od razu zamieniać we fruwające kawałki mięsa? Po pewnym czasie to robi się zwyczajnie nudne. I co jest nie tak ze strojami bitewnymi bohaterek? Walczą w kusych spódniczkach, albo z cyckami na wierzchu, jakby w choćby lekkim pancerzu było strasznie niewygodnie (ach ten klimat średniowiecznego fantasy). Z jednej strony jest efektownie, krwawo, brutalnie, ciężko przewidzieć ostateczny wynik walki… z drugiej to tylko moe‑maszynkidomięsa‑bloby. Znowu mam to wrażenie sztuczności. Plastiku. Plastikowa masakra piłą mechaniczną? Tak bym podsumował brutalność w Akame ga Kill. Poza tym to mają być zabójcy? Assasyni? Prędzej cech masarski. Jedyną zabójczynią była Chelsea.
Brudna polityka. Ciężko powiedzieć po co Pan Premier to robi (przypuszczam że kliknij: ukryte to takie Teigu – Zły Wredny Polityk), do jakich celów dąży? Zresztą co to za brudna polityka bez żadnych intryg, zakulisowych działań? Był jeden epizod z mordowaniem przeciwników politycznych, mdły, nudny, pretekst do urządzenia walki użytkowników Teigu. Ciężko to nazwać nawet intrygą. Zamiast brudnej polityki jest zasada – albo jesteś z premierem, albo jesteś martwy. Politycznie, czyli oficjalnie na dworze królewskim nie ma ani przeciwników, ani sojuszników, są co najwyżej bezwolne marionetki.
Postacie. Protagonista jak w każdym shounenie. „Zwyczajny” chłopek o pogodnym usposobieniu i co więcej można o nim powiedzieć? Że chce najlepszym być? Dorwać wszystkich z nich (tych złych)? To chyba tyle. Resztę obsady tak jakby gdzieś już widziałem… to niestety chodzące klisze. Nie będę się tutaj rozpisywał, to nie recenzja. Esdese? Akurat lubię ten typ kobiecego charakteru (znaczy tylko w anime ;p), ot kolejna BDSM domina. Zrujnowali kreację jej postaci, kliknij: ukryte wcielając do haremu protagonisty, zupełnie bez sensu.
Nic odkrywczego w dziedzinie shounen, z dużą dawką dysonansu jeżeli chodzi o klimat. Na plus bardzo ładna kreska. Na razie 4/10 z tendencją zwyżkową – zobaczymy jak rozwinie się akcja.
Precz z Tyranią!
Ciekawie musiałaby wyglądać adaptacja tej mangi i jestem ciekawy czy jakieś studio by się jej podjęło i nie okroiło całości ze znanego z mangi ciężkiego przez większość klimatu.
Co najbardziej mi się podoba? To że nikt nie jest tam bezpieczny i może zginąć. Dość dobra jest też zasada, że jeśli dojdzie do pojedynku użytkowników broni „Teigu” jeden z nich zawszę musi zginąć. Jako czytelnik często czuje w tych momentach niepokój i ekscytację :)
Bardzo podobają mi się czarne charaktery. Nie są to koniecznie zdeprawowani osobnicy – osobowość, system wartości i cele każdego z nich potrafią być diametralnie inne.
Jest i psychopatka ze skrzywionym spojrzeniem na sprawiedliwość, miły chłopak z _Poczuciem_Obowiązku_, kawaii panienka z kataną i ciasteczkami, dziwak, gej, sadystka żyjąca tylko dla rzeźni – a co najfajniejsze, mimo nieraz tytanicznych różnic w światopoglądzie, walczą razem jako świetnie dobrany zespół.
Manga jest brutalna, czasami aż do przesady, ale powiedziałbym raczej, że jest to surowa brutalność jakiej można oczekiwać po tak zepsutym świecie, a nie zwichnięta groteska rodem z Hellsinga. Ma to po prostu taką zaletę, że cała ta przemoc jest aplikowana umiejętnie, i nie robi się zwyczajnie nudna po kilku rozdziałach.
Jednocześnie nie jest to uber‑poważna historia. Można tu znaleźć sporo typowego dla shounenów humoru. Właściwie nic, czego bym nie widział gdzie indziej – ale mimo wszystko gagi potrafią być zabawne.