x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Jeszcze główne opowiadanie to pół biedy, choć rozłożyła mnie wielkość oczu i permanentny zez Yukihiro. Ma sporo stron, spokojne tempo i choć realizmu w nim tyle, co kot napłakał to da się jeszcze przeczytać z jaką taką przyjemnością. O ile człowiek nie zacznie się zastanawiać nad logiką monologów naszych bohaterów. Wbrew wszystkiemu polubiłam Kazumę – jest ładnie narysowany (najładniej z wszystkich postaci przewijających się przez tomik) i w miarę spójny. Trochę za bardzo łzawy jak na Yakuzę, ale może być. Jakoś się sprawdzał. Inną bajką są dodatkowe historyjki… ujmę to tak, na pierwszej z nich dostałam padaczki śmiechowej. Na drugiej się poryczałam, bynajmniej nie ze wzruszenia. Obie skojarzyły mi się z niemieckimi pornolami – jak w nich fabułka jak gumka od majtek i tylko po to by para zeszła się w łóżku (albo poza nim, w końcu to porno), postacie byle jak naszkicowane (zapomnijcie o psychologii, jest niepotrzebna) do tego garść wzruszeń i wiadro naiwności. Dialogi są wybitnie kretyńskie (rozmowa między studentami na chwilę „przed” była szczytem), ciąg przyczynowo skutkowy powala głupotą („próbowałeś mnie zabić, ale kochałeś mojego ojca, więc ci wybaczam i chodźmy do łóżka” – litości), patos wylewa się z kadrów i wali pięścią między oczy – patrzcie jakie to wzruszające, jak wiele przeciwności musieli przejść by się zejść itp. itd. Rysunkowo jest nieźle – może poza wspomnianym wyżej zezem i kolorową ilustracją w środku, która skojarzyła mi się z shotą (a to kiepska rekomendacja), fabularnie natomiast… Za to muszę pochwalić tłumaczenie – potoczne, płynne, po prostu dobre (podejrzewam, że dobre wrażenie głównej historii zawdzięczam głównie jemu). Czy polecam? Sama nie wiem. Może jak ktoś lubi momenty, a nie ma odwagi obejrzeć normalnego hentaia? Bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. No, chyba, że ktoś chce się pośmiać. Albo, jak ja, przekonać się, że znaczna część yaoiek nie jest warta funta kłaków. Przysięgam, po „Szkarłatnym Kwiecie” trochę potrwa zanim kupię następną mangę yaoi. Po prostu moja cierpliwość do gatunku poważnie się nadwyrężyła.
I nie ma tu nic więcej do dodania :) Bardzo dobrze ujęłaś czym jest to „dzieło” i generalnie ze wszystkim się zgadzam (no, prawie wszystkim). Pomimo iż bardzo lubię yaoi i nadal będę kupować mangi z tego gatunku, to jednak zacznę przeglądać opinie innych na temat danego tytułu i może jakieś skany, by uniknąć takich „kup”.
Boże, ale to głupie
Inną bajką są dodatkowe historyjki… ujmę to tak, na pierwszej z nich dostałam padaczki śmiechowej. Na drugiej się poryczałam, bynajmniej nie ze wzruszenia. Obie skojarzyły mi się z niemieckimi pornolami – jak w nich fabułka jak gumka od majtek i tylko po to by para zeszła się w łóżku (albo poza nim, w końcu to porno), postacie byle jak naszkicowane (zapomnijcie o psychologii, jest niepotrzebna) do tego garść wzruszeń i wiadro naiwności. Dialogi są wybitnie kretyńskie (rozmowa między studentami na chwilę „przed” była szczytem), ciąg przyczynowo skutkowy powala głupotą („próbowałeś mnie zabić, ale kochałeś mojego ojca, więc ci wybaczam i chodźmy do łóżka” – litości), patos wylewa się z kadrów i wali pięścią między oczy – patrzcie jakie to wzruszające, jak wiele przeciwności musieli przejść by się zejść itp. itd.
Rysunkowo jest nieźle – może poza wspomnianym wyżej zezem i kolorową ilustracją w środku, która skojarzyła mi się z shotą (a to kiepska rekomendacja), fabularnie natomiast… Za to muszę pochwalić tłumaczenie – potoczne, płynne, po prostu dobre (podejrzewam, że dobre wrażenie głównej historii zawdzięczam głównie jemu).
Czy polecam? Sama nie wiem. Może jak ktoś lubi momenty, a nie ma odwagi obejrzeć normalnego hentaia? Bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. No, chyba, że ktoś chce się pośmiać. Albo, jak ja, przekonać się, że znaczna część yaoiek nie jest warta funta kłaków. Przysięgam, po „Szkarłatnym Kwiecie” trochę potrwa zanim kupię następną mangę yaoi. Po prostu moja cierpliwość do gatunku poważnie się nadwyrężyła.
Re: Boże, ale to głupie