x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Nowa nitka, bo poziomy osiągają poziom absurdu
Cóż w kwestii pań cóś tam. W sumie można całość sprowadzić do pojedynku dwóch pań cóś tam.
Z których jedna ma aspiracje a druga doświadczenie. Oczywiście, oczywiście ta doświadczona wciągnie aspirującą na swój dobrze znany teren. Sprowadzi do swojego poziomu i pokona doświadczeniem. Można? Da się?
To nawet da się sprowadzić do poziomu haremiku z nieudacznikiem w centrum. I wtedy możemy jechać . . . na znaną melodię. Oj wy piwniczaki znowu! Jakież to słabe i żałosne.
Tylko po co? Czego chcemy nie zobaczyć?
Może tego:
„ – Wiesz Takao?. Ja już dłużej nie mogę czekać. Czuję w głębi . . . tam na dole . .. takie otępienie, że mam ochotę krzyczeć. Chciałabym żeby wszyscy na świecie zamienili się w robaki. Ja zapewne też jestem zboczona”.
Oooo ileż tu nienawiści – zwłaszcza wobec siebie. Ciekawe jak to jest w niej zakotwiczone. Chmm nie wiem ale się domyślam. Chętnie obejrzę sobie ten haczyk (nie nie nie ma c), w dalszej części.
Jedynkę właśnie kończę. Zaraz zamówię następne dwie części u ulubionych trolli.
Obserwując sposób rysowania postaci można domyślać się, że autor coś tam czuł do pierwowzoru panny. Coś co jak dla mnie najpiękniej wyraził nasz książę poetów: [link]
Ale tio chyba nie wszystko. Matko ten geniusz inteligencji emocjonalnej, tytan empatii, nasz Takao dopiero w 10 odcinku anime zaczyna się zastanawiać jak ciężko jest Sawie. Jak bardzo jest z tym wszystkim sama. No w sumie lepiej późno niż wcale.
Tak się zastanawiam czy w tej mandze to wyłącznie bohater stoi przed tą tablicą wstydu pisząc o swoim wstydzie. Autor wspomina o dziwnej dziewczynce która zawsze jadła jednego gryza bułki. I jej samotności w stadzie. No w sumie miała koleżankę która odnosiła resztę do kosza. Czyżby wstyd za odrzucenie jakie ktoś jej zaserwował wzorem reszty klasy piekło kogoś jeszcze dziś?
Starczy na dziś .. .
[link] – kto mi powie dlaczego zamieszczam ten link?
Miłego dnia.
PS. XX – te tsun cóś tam to nie odwet. Też Cię kochamy! ;-)))
Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Podobało mi się, jak każda kolejna scena utrudnia położenie bohatera. Jak to wszystko jest przemyślane i przede wszystkim zaskakujące. Świeże. Ukochana, która wydawała się na początku nudną, idealną dziewczyną, taką jak wszystkie w podobnych seriach, pokazuje swój charakter. Sawa od początku jest agresywna i ciekawa, inna niż typ tsundere, do którego zdążyli mnie przyzwyczaić Japończycy. I główny bohater. Chociaż on dla mnie jest najmniej przekonujący z całej mangi.
Generalnie tom pierwszy był naprawdę dobry. Mówię tu o polskim wydaniu, czyli o połączeniu kilku części. Zakres czasowy mniej więcej pokrywa się z tym, co było w anime, czyli do momentu jak fabuła kliknij: ukryte kończy się zgarnięciem przez policję całej trójki z drogi na górę.
Dalsze części podobały mi się coraz mniej, zaś wydarzenia po pamiętnym festiwalu były dla mnie naciągane. Kompletnie mnie to wszystko nie przekonało. A rozczarowanie jest tym większe, że pierwszy tom rozbudził mój apetyt.
Nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze, odnoszę wrażenie, że autor mangi darzył Sawę sympatią. Jest to, nazwijmy roboczo, taki syndrom Chyłki, jak u Remigiusza Mroza. Mamy postać, która jest wredna, podła i ma wiele cech, mogących klasyfikować ją jako antagonistkę, ale autor serii z jakiegoś powodu ją faworyzuje i lubi. To nastawienie zdaje się rzutować na prowadzenie fabuły. Tak było w tym przypadku. Zresztą, mangaka sam wspomina w różnych komentarzach, że wzorował Sawę na swojej koleżance z gimnazjum.
Nie wiem, co Japończycy z tym mają, że tak lubią kobiece postaci, które wyzywają i traktują jak śmieci męskich bohaterów. Takie odnoszę wrażenie, bo wcześniej czytałam nowelkę „Toradora” i nie mogłam dokończyć ze względu na Taigę i jej odzywki w stronę bohatera. Tutaj jest podobnie. O co w tym chodzi? Co to za syndrom sztokholmski i gloryfikowanie przemocy? Puentą tych serii może być to, że nieważne, czy ktoś się traktuje bez szacunku, jest to usprawiedliwiane jego problemami. Można się przebić przez tę skorupę i wtedy będzie dobrze. Chociaż w tej serii nie do końca tak jest; mam świadomość, że stosuję pewne uproszczenie.
Sawa napędza fabułę i z tego względu jako czytelniczka czułam cień sympatii do niej. Natomiast odnoszę wrażenie, że autor był nieco niekonsekwentny w określaniu tej historii, albo po prostu się z nim nie zgadzam.
Kiedy myślę o tym, w jaki sposób określić relacje bohaterów, to przychodzi mi na myśl, że dobrali się jak oprawca i ofiara. Cała ta „przyjaźń” była mocno toksyczna i chciało się momentami bohaterem potrząsnąć.
Być może to jest moje czepialstwo… Jakoś to wszystko mi się nie sklejało w sensowną całość. Mamy bohatera, który jest dosyć depresyjny, empatyczny i słaby. kliknij: ukryte W gimnazjum odrzuca swoją wcześniejszą muzę, bo ma z nią mniej wspólnego niż z Sawą. Jednak, czy na pewno? Czy po prostu to uzależnienie, które można tłumaczyć stresem i dojrzewaniem?
Następnie trafia na kolejną kobietę. Z jakiegoś powodu ona przypomina mu Sawę, podczas gdy mnie jako czytelniczce zdecydowanie bardziej przypomina jego czarnowłosą ukochaną. Dziewczyna jest poukładana, spokojna, traktuje bohatera z szacunkiem. Chce się dowiedzieć, co on czuje i tak dalej. A bohater zaprezentował się jako ktoś ze skłonnością do masochizmu albo do wchodzenia w związki, w których jest upokarzany, traktowany przedmiotowo i nie na równi.
Nie umiem jakoś połączyć jego przemiany, jego tęsknoty za Sawą oraz tkwienia w przeszłości jedną nogą z byciem dobrym partnerem w normalnej relacji, z zaangażowaniem w stabilny związek. Mówiąc wprost, wydaje się, że bohater (nie pamiętam imienia) ma jakiś poważny problem, bo to, co robił dla Sawy, było nieproporcjonalnie zbyt ogromne jak na to, co otrzymywał. A otrzymywał, że tak zacytuję samą Sawę, kupę gówna.
Nie wiem do końca, jak to ująć, ale… jeżeli ta relacja z Sawą była jakąś chwilową fascynacją, to wydawałoby się, że po dwóch latach bohater już w jakimś sensie odzyska stabilność psychiczną. To tak jak z odstawieniem używki, będąc w silnym uzależnieniu. Tak się jednak nie dzieje. Ciągle nie umie zamknąć tego wątku z przyszłości. Pojawia się dziewczyna, która wydaje mi się kompletnie do niego NIE pasować. Wcześniej już odrzucił taką spokojną, miłą kobietę. A tym razem z nią nawiązuje relację.
Oczywiście, najładniejsze dziewczyny, które podobają się wszystkim, akurat interesują się mrukiem i samotnikiem, który unika spotkań.
Bohater daje dużo atencji Sawie, która podczas całej serii chyba ani razu nie potraktowała go w porządku, kierowana tylko swoim egoizmem. A wydaje się, że twórca stara się przedstawić to jako coś do zaakceptowania, „bo depresja”, bo Sawa biedna itd.
Pierwszy tom polskiego wydania to dla mnie takie mocne 9 na 10, ale reszta mi się nie podobała. Wydaje się prowadzona niekonsekwentnie.
Trzeba przyznać, że seria skłania do przemyśleń, jest angażująca, o czym świadczy chociażby tak długi komentarz, jaki zdecydowałam się napisać. Dopowiadałam sobie, że bohaterowie są tak naprawdę w liceum, bo ich zachowanie wydawało się jednak bardziej pasować wiekowo do grupy licealnej. Później idą do liceum i byłam przekonana, że są już na studiach. Zdecydowanie bardziej by mi to wszystko pasowało, gdyby tak to się właśnie rozkładało wiekowo.
Ciekawe jest to, że zmieniają fryzury na przestrzeni fabuły. Mały szczegół, ale interesujący.
Pamiętam ekranizację tej serii – dosyć niefortunną, z grafiką śniącą się po nocach, ale – teraz mogę to przyznać – jakoś dopełniającą nastroju sennego koszmaru. Chociaż ten eksperyment można zaliczyć do niewypałów, bo anime nie otrzymało kontynuacji i było raczej pośmiewiskiem, to mimo wszystko mocno zapadło mi w pamięć. I jakoś pasowało do tej historii. W mandze Sawa była zbyt urocza, śliczna, a w anime przypominała brzydulę, co dodawało jej realizmu.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
[link]
Można się nie zgadzać. Ale przynajmniej po części cóś w tym jest.
Eeech mała wścieklizna . . . niejaka Tajga to moim zdaniem bardzo interesujący przypadek, o czym coś tam sobie skrobałem tu w bardziej osobistej przestrzeni. Chyba trzeba trochę się wgryźć w ten temat. ;-))) A może zaskoczyć.
No i co w tym dziwnego? Dla sporej części panów dziś to . . . norma. I nie rozumiem w czym mamy problem? Życie!
Pozdrawiam.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
A gdzie te refleksje na temat Tajgi? Jak nie chcesz wstawiać tutaj linku, to podeślij na priv :)
Ostatnio z sentymentu zaczęłam czytać dużo japońskich nowelek, ale też ogólnie powieści młodzieżowych i widzę jednak kolosalne różnice w sposobie konstruowania fabuły. Na przykład w tych light novelkach. Z jakiegoś powodu te najpopularniejsze często są skierowane do mężczyzn. Jest harem, wszystkie panie lecą na głównego bohatera, a on nie ma w sobie nic szczególnego przeważnie, a i tak mu się powodzi bardziej niż kolegom. W literaturze młodzieżowej naszego kręgu kulturowego częściej jednak romans młodzieżowy wydaje się skierowany do kobiet. Może się mylę, ale takie mam przemyślenia.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Ostatnio odstawiłem Toradorcie . . . za jakiś czas sobie wrócę aby bliżej zlustrować tę małą wściekliznę. Mnie też ona trochę irytuje. Jeśli zakładamy, że story jaką o sobie opowiada to prawda to otrzymamy . . . dosyć niemądrą rozkapryszoną dziewuchę. I prawdę powiedziawszy wystawienie jej za drzwi do samodzielnego życia . . . trochę się jej należy.
Ale jak to zauważył jeden z wgryzających się w tę serię: „tu wszystko jest oszustwem”.
Mała wbija na kwaterę Ryuji (samo w sobie jak na Jap. ciekawe), robi raban. Z głodu traci przytomność. Budzi się z żarciem podstawianym pod nos. I zadaje bardzo dziwne pytanie: Ty chyba nic głupiego ze mną nie robiłeś? Jeśli mnie pamięć nie myli to tak to wyglądało. Wydaje mi się, że to ciekawe pytanie w tej sytuacji. A jest ich więcej.
Charemów nie cierpię ale będę się upierał, że jest taki schemat gdzie facet pomaga zaburzonym paniom. Na koniec z jedną z nich tworzy parę. Chyba to jestem w stanie znieść.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Może jakaś litościwa dusza z nożyczkami to c wytnie? PLEASE!
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Właśnie w kontekście Toradory i postaci tsundere nie mogłam czerpać żadnej przyjemności z czytania light novel, bo ta Taiga mi się wydawała strasznie nieznośna. Jak to widzę? (Również w kontekście mangi, którą skomentowałam)
1. Jest oczywiście wielką pięknością, niska, delikatna i w ogóle ideał z wyglądu. Przy tym jest niby silna psychicznie. Umie pomiatać wszystkimi. Klasycznie, bo gdyby była brzydka, otyła, to już co innego. 🤔 Przynajmniej w nowelce o tym było wspominane, jaka to ona piękna.
2. Być może Japończycy są zwykle tacy ułożeni, uczeni dużej grzeczności i delikatności. Stąd kobieta, która jest bardzo ostra i bezpośrednia, im się podoba.
3. Oczywiście okazuje się przerażoną dziewczynką, którą trzeba ratować. Jak w bajkach o rycerzu i księżniczce.
Ogólnie nie twierdzę, że takiego czegoś nie ma. Że to zjawisko nie istnieje, ale po prostu trudno mi tak racjonalnie to przyjąć. Że ktoś okazuje Ci zero wdzięczności, absolutnie zero. Żadnego dziękuję ani za przeproszeniem pocałuj mnie w… A Ci latają za tymi kobietami, jakby nie było innych sensowniejszych wokół nich.
Z mojej perspektywy jest to dziwne, ale też intrygujące. Gdy czytam powieści napisane przez Japończyków, częściej doznaję takiego uczucia świeżości i odejścia od schematów, niż gdy czytam książki z kręgu europejskiego. No, ale najwyżej kolejnymi przemyśleniami będę się na priv dzieliła, żeby tutaj nie zaśmiecać wątku. ☺️
Masz babo placek . . . ee albo tsundere lub jira kei albo gyaru . . . serio?
Przyznaję bardzo liczę na opinię na temat .
Bo kto wie . . . jak wiadomo u mnie to zero wiarygodności w tym temacie. Ech te orzechowe ślepki! ;-)))
W kwestii tych nawyków jedzeniowych to pan który miał wiele ciekawego do powiedzenia na temat masochizmu. Ma też niezły odcinek o nawykach jedzeniowych.
Cóż droga Baronowo! Rozumiem do czego pani zmierza. Tak słyszałem tę anegdotę o Pani i Hrabim de L. Nie wymieniamy tu oczywiście nazwiska hrabiego aby nie pogłębiać jego kompromitacji. Niemniej po tym jak Baronowa raczyła wypaść za burtę w podróży morskiej i przywabić swoją smakowitą osóbką 7 m żarłacza białego. Hrabia był porwał korda, skoczył w odmęty i zaszlachtował potwora. Po czym akuratnie wyłowił panią Baronową na pokład. Gdzie Bronowa raczyła spoliczkować obwiesia ze słowami „Hrabio do ryby z nożem, jak pan mógł . . .”! Niewątpliwie należało się to bisurmanowi setnie! Niemniej żadnym jego usprawiedliwieniem nie jest to, że nicpoń służący całą resztę broni białej bosaki, piki, harpuny i trójzęby zabrał akurat do ostrzenia. Do ryby z nożem! Zgroza!
A może . . . ktoś bardzo się stara aby wmówić nam, że faceci kochają zołzy? Ale to chyba materiał no wpis osobny.
Ps. No i oglądam przez Was anime. A ten głos stara się mi pożreć mózg. Trochę go załatwiłem . . . nie ma do czego się biedak przyczepić! ;-))
Jeju jak bardzo samotni są u nich ci wypchnięci na margines. Dziewczyna upadla się zmuszając tego chłopaka do tego aby jej towarzyszył. Przyznaję o małej wnerwiającej od tej strony raczej nie myślałem.
Re: Masz babo placek . . . ee albo tsundere lub jira kei albo gyaru . . . serio?
Moim zdaniem takie zabiegi w „Toradorze” i w ogóle w innych seriach mają też za zadanie zbudowanie napięcia czy też spełnienie potrzeb czytelników. Bo wydźwięk jest taki, że tutaj wrogo nastawione do mężczyzn dziewczę zarzuca bohaterowi wręcz molestowanie. A ten może by chciał, bo taka piękna, ale przecież jest porządnym chłopakiem. On nic z tych rzeczy – wysprząta jej chałupę, da jedzenie pod nos i w ogóle. Ja to widzę w ten sposób. I generalnie nie mam nic do takich schematów. Czasami są ciekawsze niż w serialach Netflixa, gdzie bohaterowie wymieniają dwa zdania i już idą do łóżka. U Japończyków cenię właśnie bardziej takie subtelności. Chociaż też czasami jest to wręcz kuriozalne, na przykład z tym, że oficjalnie pytają się siebie nawzajem, czy mogą być parą i dopiero potem tak naprawdę się poznają. Zawsze dzieje się to jakoś szybko, w sensie to pytanie o chodzenie. W mandze „Kwiaty zła” również. W japońskich książkach też wydaje mi się to dosyć częste. Bohaterowie widzą się drugi raz na oczy, pytają się oficjalnie, czy będą razem i dopiero później tak naprawdę zaczynają rozmawiać ze sobą więcej.
Dawno temu . . w innej galaktyce
Cytuję autorkę:
„Jedyne co, chłopak mógł zrobić dla tej dziewczyny z przeszłości, która bardziej niż na rodzicach musiała polegać na swoim dziecku, to przydać się na coś. Najważniejsze, by była szczęśliwa, że jestem przy niej, i żeby nie żałowała tego, jak potoczyło się jej życie. Jeśli w ten sposób choć trochę, choć odrobinę jej pomogę, to mi wystarczy – zawsze tak uważał. (to w kwestii matki)
Teraz natomiast nie chciał pozwolić, aby inna dziewczyna doświadczyła podobnego smutku, co on. (to w kwestii Taigi). „
Tajga rozczula Ryuuji na samym początku. Gdy ta opowiada mu jeszcze jak pokłóciła się z rodzicami i wylądowała sama w apartamencie (czego zresztą żałuje) widzi w niej kolejną dziewczynę która jak jego matka musi radzić sobie sama.
Wejście w rolę ojczyma jest dla niego nieomal naturalne. Jak przyjrzeć się na ich relacje, to on stara się ją wychowywać, na tyle na ile to się może udać.
Czym jest wychowanie dzieci? Bierzesz worek i na tę okazję odkładasz do niego jaja i ego . . . a wyciągasz z niego bezmiar cierpliwości (jak masz) i miłości. Dzieci należy marynować co najmniej 20 lat w miłości i nigdy nie masz pewności co z tego wyjdzie jak mawia moja znajoma. I on to robi wobec Tajgi. Tylko ma na to mało czasu. Jak się okazuje przesadza i to mu się przeradza w coś innego niż zakładał. Dobrze, że są w tym samym wieku bo byśmy jakimś Nabokowem jechali.
Swoją drogą do „tatusia” Takatsu lgnie cała gromada. Nawet ten tleniony też wie gdzie pójść jak ma problemy.
Chyba tylko Ami czasem zastanawia się skąd on ma na to wszystko siły
To się chyba ta osławiona i yenteligencyja emocjonalna nazywa czy jakoś tak.
Cóż ja to akurat tak widzę.
I bardzo proszę . . . są pewne punkty wspólne . . . ale akurat postaci panów nie porównujmy . . . sorki ale ta melepeta z KZ w pełni zasługuje na większość kopniaków w tę przeintelektualizowaną d . . jakie otrzymuje. Przynajmniej z tego co widzę do 6 odc. anime. Wy mnie jeszcze na złą drogę sprowadzicie i mangę kupię.
Re: Dawno temu . . w innej galaktyce
No właśnie, widzisz, w mandze przez pierwszy tom polskiego wydania wszystko się zgadza, ale później już niestety to idzie w stronę takiej tsunderowatości, usprawiedliwiania tej kobiety, jej zachowań, fascynacji głównego bohatera nią i pokazywania przez autora, jaka to ona jest cute. Może nie jest to w jakiś super przerysowany sposób, ale jednak znaczący. Niemniej z mangą warto się zapoznać. Naprawdę wciąga.☺️
Środki ostrożności i zabezpieczenia
W pierwszych słowach mego listu śpieszę donieść, że w żadnym razie nie chciałbym Cię urazić.
Niemniej gdyby to się stało . . . to śpieszę donieść, że zebrałem sobie parę informacji na różne tematy. Cóż pijam i wiem, cały ja. W tym odwiedziłem profil WP Baronowej. Godziny wpisów też są ciekawe.
Na wszelki wypadek ostrzegam! Wprowadziłem środki zapobiegawcze! Okiennice szczelnie zawieram na noc. Śpię przy zapalonym świetle. A pod ręką mam na wszelki wpadek – wiaderko wody święconej, tęgi kołek osikowy i guldynkę nabitą solidnie siekanym srebrem (moje australijskie kangury!!! Jak mi was brakuje).
Ufny w te zabezpieczenia odważę się mieć swoje zdanie z którym się absolutnie nie zgadzam.
Obawiam się, że ostatnie wydarzenia trochę mnie przeorały. I z dużą dozą drażliwości mogę traktować kwestie etykietowania i szufladkowania pewnych zjawisk i zachowań. A już używania tego słowa na t… może spowodować odruch jaki z reguły mam po znacznym nadużyciu napojów wyskokowych.
Swoją drogą są ludzie którzy naprawdę mają problemy. Są ludzie którzy realnie się buntują. I nawet mają ku temu bardzo ważkie powody.
I są ludzie wygodni, którzy w ten sposób maskują swój narcyzm. I szukają frajerów chcących im pomóc. To bardzo wygodne założenie. Nic nie trzeba robić. A jakaż to frajda siedzieć sobie i złośliwie komentować wysiłki zakutego łba który śpieszy nam z pomocą. No ubaw po pachy.
Tych gór szklanych gór obecnie tyle, że już człowiek przejść swobodnie, śpiesząc za swoimi sprawami nie może. Na szczęście zdaje się panowie ostatnio bardzo zmądrzeli. I odsetek błędnych rycerzy śpieszących zdobywać szklane góry bardzo stopniał. I całe szczęście! To widać gołym a i statystycznym okiem.
Tak to bardzo ciekawa manga . . . i ciekawy autor. Bez wątpienia.
I próby wpisania go w „szablon statystyczny rachmistrza” tudzież inne szablony na t . . . . jak te które mi ty wpychają, powinny się moim zdaniem kończyć jak w przypadku niejakiego Hannibala Lectera. Tj. kolacją z wątróbki rachmistrza popijaną chianti.
A Nabokowa nie trawię.
Pozdrawiam serdecznie.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Tu zapewne coś jest na rzeczy, Japończycy ogólnie kochają przesadzone reakcje i osobowości kontrastujące z wymogami kultury, wystarczy popatrzeć, jak wyglądają u nich kabarety. Zresztą, tsundere same w sobie są często wykorzystywane dla komedii – wszak urocza panienka lejąca kogoś za winy niepopełnione to takie śmieszne.
Tsundere jako złośnica do poskromienia może wprowadzać też pewne urozmaicenie dla fabuły. Oto nieszczera agresorka, którą trzeba zdobyć, czy to przez podrzucanie żarcia, czy przez zdanie na Todai. Większe wyzwanie, niż cicha, grzeczna yamato nadeshiko, która tylko czeka, aż On zrobi pierwszy krok. No i, oczywiście, wtedy sama pannica ma większe pole do rozwoju.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Brzydkich bohaterek bym się nie spodziewała, nawet urozmaicona fantazja trzyma się „ładności”...
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Prawdziwy Jap. samiec alfa, beta . . . do gamma włącznie. Z reguły grzecznie oddaje żonie kochane pieniążki i dostaje od niej ściśle wydane kieszonkowe.
Biorąc to pod uwagę to panie które nie ukrywają kim tak naprawdę są . . mogą być przez szczerość postrzegane jako atrakcyjne i bezpośrednie. Bo istnieje szansa, że ona gorsza już nie będzie po ślubie. A z tymi grzecznymi wiadomo . . . potwór wyjdzie na żer już w zaciszu domowym. I dopiero wtedy ocenisz z jaką bestią masz
do czynienia. I być może nawet nie zdążysz zakląć szpetnie czy zmówić Jap. paciorka . . . i już będzie po Tobie.
Sorry w anime nasza „ostra wiedźma” jest wg. mnie nie dość, że wyrzucona na margines to jeszcze dosyć nieatrakcyjna wizualnie. Przynajmniej dla mnie. Nie powiem ma momenty gdy wygląda ładnie. Ale zwykle . . . sorki.
Co innego okładeczki. Ech 2 i 4 – cudo. Naprawdę dosyć fajna dziewczyna.
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
nie są tsundere.
Podstawową, główną cechą tsundere jest nieszczerość, zwłaszcza wobec siebie. Tsundere nie pomyśli „wkurza mnie, że rozmawia z innymi, bo jestem zazdrosna”. Tsundere pomyśli „nie cierpię, kiedy rozmawia z kobietami, ale nie jestem zazdrosna, o kogoś takiego nie można być zazdrosnym! Po prostu wiem, że jest niewyżytym zboczeńcem i chce je skrzywdzić!”. Tsundere nie powie „dziękuję, że mi pomogłeś, ucieszyło mnie to”. Tsundere powie „dzięki za pomoc, ale i tak jesteś głupi i nadal cię nie lubię”. Jeśli ktoś zobaczy, jak tsundere jest miła dla chłopaka, którego lubi, to natychmiast zacznie się zarzekać, że to nic nie znaczy, i może jeszcze przywali na dowód braku uczuć. Agresja, wredota, oziębłość – to wszystko ma na celu zamaskowanie, kim tsundere jest i co czuje. A celem osoby walczącej o jej uczucia jest znalezienie sposobu, aby maskę zrzuciła.
O jedno kłamstwo za daleko . . .. czy to tsundere?
Aaaaa nie to sorki . . . to chyba nie ta bajka. W obu przypadkach to raczej nie jest to. Chyba, że coś jeszcze w tych kwiatkach nagle wykiełkuje.
Nie . . to nie to. Skąd to wiem?
[link]
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Rzeczywiście, pod tym kątem tsundere to jest wyzwanie. Chociaż dalej uważam, że wyzwanie dla wytrwałych psychicznie :D
Re: Co Japończycy mają z tymi tsundere?
Re: Co Japończycy mają z tymi tfu .. . coś tam?
No na pewno nie mi!
Problem zaczyna się gdy do tej pozytywnej cechy jako dodatek mamy domieszane toksyczne cechy. Czy Jap. takie coś się podoba? Na pewno? Jeszcze i dziś? To bardzo mnie to dziwi. W naturze raczej to już nie występuje, no jest obecnie coraz rzadsze. Takie mam przemyślenia.
Chociaż znajomy właśnie sprzedał mi kopa pod stołem. Tak Aura Gilotynniczka to podobno postać bardzo popularna wśród samców i to nie tylko Jap.. . . a trudno o większego toksyka i zbrodzienia. Demon po prostu! ;-)))
Ale to chyba tak tylko jest na papierze. Mokre sny o tym, że im gorzej się będziesz zachowywać tym będziesz atrakcyjniejsza sugerował bym raczej wywalić na śmietnik. To raczej tak nie działa. I mam wątpliwości czy kiedykolwiek działało.
W sumie mamy tu perełkę którą prawie bym przeoczył. Chyba warto zastanowić się nad daleko posuniętą „rezerwą” z jaką nasze piękne panie traktują problemy psychologiczne innych pań. Oczywiście są tacy mało zorientowani którzy od razu zakrzykną – zazdro!
Ależ skąd! To jest po prostu rutyna w powiązaniu z doświadczeniem! Coś iście bezcennego!
Jak to mawia moja znajoma: laski mają tendencję do przedramatyzowania swoich krzywd i urazów. Spokojnie możesz to dzielić przez trzy.
Za to mają tendencję do powiększania czyjejś winy – spokojnie dzielisz też przez trzy. Jak dotyczy chłopaka co najmniej – przez pięć. Przy mężu . . . wywala poza skalę. ;-)))
Cóż Arytmetyka jest taka mało emocjonalna, żywiołowa i przez to pozbawiona wszelkiego uroku. Ale nad tą sugerował bym się zwłaszcza panom pochylić. I to sobie mocno przyswoić. Przykład jw. myślę, że bezcenny. Bo ten rodzaj działań jest przez dużą cześć pań stosowany jak odruch bezwarunkowy. I to nie zależy od tego tam tsun‑cóś tam.
Tak są takie panie które tego nie robią . . . albo dokonują bolesnego samoograniczenia w tym względzie. I bardzo je kochamy! ;-))) No ale nie są to tsun . .. cóś tam.
Re: Co Japończycy mają z tymi tfu .. . coś tam?
Upodobania Japończyków do typów fikcyjnych postaci nie mają przełożenia na prawdziwe życie. To raczej oczywiste, że na żywo nie lubią awanturujących się choleryczek. Można popatrzeć na ekranie, można się pośmiać przy komiksie, a potem wraca się do rzeczywistości. Nie odnosi się to zresztą tylko do tsundere – japońskie produkcje kochają wyolbrzymione emocje i reakcje, których nikt nawet nie próbuje odtwarzać na żywo.
Nikt w to nawet nie wątpi. To tylko rozrywka, skierowana zresztą w dużej mierze do nastoletnich chłopców. W mangach dla dziewcząt tsundere‑kobiet jest mało, a nawet jeśli, to są raczej postaci drugi- czy trzecioplanowymi. Natomiast tsundere‑panowie (bardziej stonowani niż panie, oni raczej szydzą albo patrzą z góry, niż biją) cieszą się sporą popularnością.
Re: Co Japończycy mają z tymi tfu .. . coś tam?
Skoro to To to faktycznie nie dla mnie. I zachowuję się teraz jak nastoletni chłoptaś. Przyznaję!
Dobra! No to facet strzelił sobie w kolano . . . ale to nie wszystko, zaraz będzie się dobijał strzelając sobie z uporem w łeb.
Odnoszę jednak wrażenie, że mieliśmy pewną próbę wypromowania, usprawiedliwienia i uczynienia modnym panienek o mocno zburzonej sferze emocjonalnej. Bo do tego, że lanie faceta za byle co jest normalne i zabawne to chyba żadnych wątpliwości już nie mamy.
Ech te nastoletnie urojenia. ;-)))
Re: Co Japończycy mają z tymi tfu .. . coś tam?
Zapewne wiąże się to też z miłością Japończyków do slapsticku. Humor oparty na biciu nie ogranicza się do tsundere, a i je same można uznać za przedłużenie tradycyjnego połączenia boke i tsukkomi.
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
Hyba też ciut zboczony jestem . . .
I tu czuję zapaszek jakiejś niebywałej ironii . . . zasadzającej się w tym, że akurat takie podsumowanie tego pojawia się akurat pod tym tytułem. Ale mnie bawią dziwne rzeczy. ;-)))
[link]
Mangę penie kupię . . . ach te oczy brązowe . . . ach te oczy brązowe. ;-))
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
Cóż poradzić – rozmowa zeszła od tego tytułu na tsundere ogólnie. Większość z nich pojawia się w tytułach czysto rozrywkowych i niewnikających za bardzo w psychiki postaci.
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
W sumie to wg. mnie jednak już jest sztuka. A ta emocje jakie budzi, gdzieś tam nam w tych (jak u mnie to ona jest pusta, stąd bardzo pakowna) makóweczkach upycha.
Dzięki za przypomnienie o tym, że w zasadzie to chyba spora część konsumentów tej grafiki po prostu chce:
I to tak bardzo, iż chyba gotowi są za to umierać jak prawilny obywatel ZSRR za Stalina. I gość wygrzebujący jakieś tam smaczki z: „psychiki postaci”, jest dla nich raczej zjawiskiem przykrym i niepożądanym. Tak . . . to w sumie ja. A fuj.
A mnie przyznaję niestety najbardziej bawią te serie które na wierzchu mają lukier, ale są słodko‑gorzkie. Ale masz rację . . . to moja zabawa. I nie każdy może chcieć brać w niej udział.
Przepraszam czasem się zapominam.
A mangę raczej kupię . . . tu też będę zadawał sobie pytanie co kryje się za orzechowymi ślepkami. Uzależnienie panie, uzależnienie. Cóż począć z tym „pijanym marynarzem”.
Z niebywałą przyjemnością chylę czoła i dziękuję za tę jakże ciekawą oraz miłą dyskusję! Chyba wyczerpaliśmy dyskutowalność tematu.
Czas wracać do swojej norki. Wszak to weekend przed nami.
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
Cenne spostrzeżenie xx, że tutaj też jest potrzebna znajomość japońskiej kultury, dlaczego akurat to jest dla nich zabawne. Czytałam kiedyś książkę o stereotypach, które koncentrują się wokół naszych rodaków,. My np. według obcokrajowców prześcigamy się w nieszczęściach, kto ma gorzej, co też jest specyficzne i wcale nie tak często spotykane u innych nacji. Są filmy i seriale, które właśnie wykorzystują takie polskie przywary. Przychodzi mi tu na myśl w pierwszej kolejności Świat według Kiepskich chociażby.
Dzięki wszystkim za ciekawą rozmowę. Czasami człowiek nie ma za bardzo z kim pogadać na temat konkretnego tytułu czy ogólnie mang.
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
Cóż mogę powiedzieć z mojej strony. Jak to określił pewien znajmy którego opinię sobie cenię – to chyba seria która nie bierze jeńców.
Zapewne ma rację! Nie wiem w którą stronę rozwinie się tan bunt
Sawy . .. nie dbam o to. Chyba jak główny bohater którego sredecznie nie cierpię.
Ech te brązowe oczęta . . . z tym nic nie zrobisz.
Co począć z pijanym marynarzem ..... na krawędzi szaleństwa – nic.
[link]
Ciekawe dokąd nas to szaleństwo zaprowadzi . .. . . czekam na papier. Z duża dozą zaciekawienia.
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
(IMO – proszę wybaczyć masywny offtop – ciekawie tu wypada Fruits Basket. Mamy tam kobiecą tsundere w postaci wspomnianej już Kagury, zakochanej w Kyo, który sam też jest tsundere. Ale przeszłość Kyo ma wyjaśnić, czemu jest szorstki i boi się uczuć, a przeszłość Kagury wyjaśnia tylko, czemu jest zakochana w Kyo – jakby jej agresja i napady wściekłości były niewinne i niewarte tłumaczenia. Dziwi to tym bardziej, że autorka ewidentnie trochę o relacjach między postaciami myślała, a potem pokazywała agresywne kobiety traktowana poważniej. Chyba jednak ostatecznie sama uznała, że z Kagurą coś nie gra, bo mało jej w późniejszych tomach, a serię kończy sama jak palec, w serii, gdzie nawet postacie z tła mają parę…)
Ha, ja w ogóle widziałam twierdzenia, że humor to kwestia bardzo specyficzna dla narodu (okresu, grupy społecznej…), i znacznie mniej uniwersalna niż dramat ^^ W sumie – widzimy to nawet wśród fanów anime…
Re: Zboczony zapaszek ironii . . .
Syndrom dnia następnego . . .
I teraz człowiekowi głowa się w pokoju nie mieści. Nie no o tym tańczeniu Zorby nikt pary z gęby nie puści. Jak zawsze zamieszą tylko filmik na YT. Bardzo zabawne.
Psst Dziewczyny . . . ta z brązowymi ślepkami. To cały czas coś o zboczeniu nawija.
Nie no. No ja to w sumie założyłem, że to będzie jakaś zbrodnia jak ta z tym strojem który gość podprowadził. Co zresztą chyba najlepiej podsumowała właścicielka tego kostiumu.
- Nie widzę problemu. Trzeba było tak od razu . . . a to może by w takim razie jakaś tradycyjna wymiana koszulek?
Chmmm i człowiek ma teraz ból głowy wielowymiarowy. Ta niestabilna emocjonalnie to nie robi chyba nic aż tak brudnego i robaczywego czego bym jej pomimo tych brązowych ocząt nie potrafił wybaczyć?
Bo mi jeszcze biedaczka w kominku z resztą mangi przypadkiem wyląduje. ;-( Jak mnie w tym stanie delirka moralna zatelepie.
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Nawet jak masz rację, to to nie ma sensu. Nawet jak ci np. karzą założyć damskie gatki. Tu akurat nawet gościa nie potępię.
Jeśli wiesz, że masz rację to robisz swoje. I liczysz, że opanują swoje emocje zanim ci urwą głowę. Dlatego warto zadawać się tylko z takimi u których pragmatyzm podpowiadający, że chłop bez głowy traci na walorach użytkowych szybko bierze górę.
Zaprawdę nie wiem gdzie w tym umiejscowić te tsun cóś tam. I nie będę przeprowadzał tu klasyfikacji, zresztą brak mi niezbędnej do tego szerokości spojrzenia.
Anime i jego specyficzna technika dają pewne niebywale ciekawe wrażenia w kwestii odbioru świata tam przedstawionego. Myślę, że to bardzo ciekawa kwestia.
Ale . . . pozbawia bohaterki sporej części uroku. . . a to nieomal zbrodnia. Tak, chyba autor nie pozostawał w chłodnej obojętności wobec nich. A to zaledwie po przekartkowaniu. Chociaż nie wykluczam, że pod wpływem sugestii Baronowej. Ale z dużymi dziewczynkami . . .
Mangę mam czeka, bo najpierw dopadła mnie pewna elfka która położyła mnie na deski. Wprawnym ciosem w splot słoneczny. ;-))
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Każą – od kazać. Karzą jest od karać (np. „Nawet jak cię karzą, zmuszając do zakładania damskich gatek”).
U mnie manga czeka, aż zwolni się miejsce na karcie bibliotecznej…
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Mój bardzo osobisty pedagog specjalny dawno temu zdiagnozował u mnie ADHD i dorzucił do tego lekką rączką dysgrafię i dysleksję.
Nic na to nie poradzę, jak ten mój niepofalowany czerep się rozpędza . .. ciężko wypracowane czytaniem pamiętanie jak właściwie wyglądają słowa idzie się paść do lasu.
Taaa od razu widać w którym miejscu to nastąpiło. No wstyd dla osady. ;-)))
W sumie są dwa wyjścia mogę nie pisać, ew. można mnie nie czytać jak ktoś ma z tym większy problem niż ja.
Niestety ostatnio mam mocno ograniczony czas i nie zawsze daję radę skrupulatnie robić autokorektę. Przepraszam.
W sumie dobrze, że najpierw obejrzałem anime. Ta ciężka atmosfera w mandze mogła by mi umknąć. Aj, aj . . czy to czasem mam się tu nie przesącza? ;-)))
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Re: Syndrom dnia następnego . . .
Pełna zgoda. Mnie się tamta kreska podobała, chociaż pamiętam, jak się widzowie nad nią pastwili oraz memy, które powstawały z niefortunnymi kadrami. No i proszę, kontynuacji brak, a studio chyba nie pokusiło się już na eksperymenty tego typu, czyli nałożenie takiego dziwnego filtra graficznego na film live‑action (nie wiem, co to za technika). Szkoda, szkoda… przynajmniej dla mnie.
"Dotknij mnie, jestem tylko człowiekiem"
Zasadniczo, wyraźne są tutaj dwie części w fabule — 1. Coś, co nazwałabym „bazą” oraz 2. Coś, co nazwałabym „Zmaganiem się z przeszłością”. Każdą z nich przeczytałam z równie dużym zainteresowaniem, lecz ono wynikało już trochę z innych czynników. Pierwszą przede wszystkim z powodu coraz bardziej zagęszczającego się nastrój sennego koszmaru. Wszystko właściwie zmierzało ku katastrofie. I chociaż z początku miałam wrażenie, że poczucie zaszczucia było trochę zbyt wyeksponowane jak na rodzaj przewinienia, to potem, z każdym kolejnym błędem głównego bohatera (bo właściwie całe jego postępowanie w tej części mogłabym tak nazwać) było jak najbardziej uzasadnione. Poza tym, rodzaj nastroju, który sugeruje, że Takao znajduje się w sytuacji „bez wyjścia” zrzucam na karb czegoś w rodzaju subiektywnej narracji — chodzi mi o to, że wydarzenia obserwujemy za jego sprawą i z jego strony. A jest to jednak uczeń gimnazjum, na dodatek „miękki” i będący życiową ofermą.
Bardzo podobało mi się ukazanie oddziaływania między sobą poszczególnych bohaterów. Głównie piję tutaj do trójkąta Nakamura‑Takao‑Saeki. Rozwój ich charakterów był stosunkowo do przewidzenia, co nie zmienia faktu, że obserwowałam to z prawdziwym zainteresowaniem. Powiedziałabym, że to, o dziwo, ostatnia z tej trójki wzbudziła we mnie największą ciekawość — jej transformacja wypadła naprawdę realistycznie. Z kolei nieco rozczarował mnie wątek Nakamury. Dokładniej to brak jakiejś próby wyjaśnienia, co tak bardzo rzutowało na jej osobowość. Być może ma to związek ze wspomnianym wcześniej faktem, że całość obserwujemy od strony Kasugi, lecz nie pogardziłabym jakąś wskazówką na temat tego, co tak naprawdę w niej siedzi. Póki co ta postać pozostaje niezrozumiała. Być może tak to właśnie miało wyglądać i niektórzy to będą uważać za zaletę. A mnie czegoś tu zabrakło.
Odczuwałam lekką obawę ze względu na zmianę nastroju w części drugiej, gdzie nie ma już patologii goniącej patologię, a następuje raczej rozrachunek bohatera z samym sobą. A jednak drugą połowę czytało mi się chyba nawet lepiej. Po eskalacji zagubienia i niedojrzałości na pierwszym etapie, tutaj już do tematu podchodzi się dojrzalej. Czuję się usatysfakcjonowana zarówno kliknij: ukryte pozytywną przemianą Takao, jak i rozegraniem wątków. Łącznie z zakończeniem.
Uważam, że to faktycznie dobra pozycja. Coś, co schodzi do tematów ludzkiego upodlenia, a jednak nie robi czytelnikowi też krzywdy. Dużym plusem jest złożoność psychologiczna i rozwój poszczególnych bohaterów. Nie ma problemu z przyswojeniem fabuły, łyka się ją właściwie błyskawicznie. Również strona graficzna faktycznie mi się podobała, nawet jeśli z początku twarze wydawały mi się zbyt nadmuchane, to potem się to poprawia.
Ja polecam. Sądzę, że warto spróbować.
zawiedziony
Re: zawiedziony
Czyżby? kliknij: ukryte A jak ma się do tego fakt, że po całej akcji na festiwalu Takao z rodzicami musiał uciekać na jeden koniec Japonii, a Nakamura na drugi? Albo kiedy po śmierci dziadka cała rodzina krzywo na niego patrzyła oburzona, że miał czelność pojawić się w szpitalu, skoro sam wpędził dziadka do grobu.
Poza tym to nie miała być historia o tym, jak Takao z Nakamurą niszczą świat w kozackim stylu zostawiając za sobą zgliszcza, a bardziej o samotności, depresji, relacjach międzyludzkich i tym, że żeby pójść naprzód, trzeba zostawić przeszłość za sobą – przynajmniej ja tak ją odbieram. Oni naprawdę zburzyli ten mur.
Re: zawiedziony
kliknij: ukryte W końcu racja, że muszą wyjechać. Chodziło mi raczej o to, że Tokiwa jest w stanie zaakceptować historię Kasugi. I poza początkowym szokiem, jakoś większych problemów z tym nie ma. Muszę przyznać, że musiał być dla niej ważną osobą. O Nanako dużo pisał nie będę, bo ona sama była mocno psychiczna. W każdym bądź razie dążę do tego, że oprócz Nanako, która przez miesiąc była w poprawczaku to reszta nie została nawet oddana w ręce psychiatrów. Wtargnięcie z nożem na scenę pełną dzieciaków, a potem próba spalenia siebie nawzajem na oczach wszystkich i telewizji. Do więzienia dzieciaków nie wyślą, bo to gimnazjum, ale zwłaszcza, że to ich nie pierwszy „numer” przydałaby im się długotrwała obserwacja psychiatry. Może postrzegam to w zbyt zachodni sposób, nie wiem jak to działa w Japonii, ale sprawa zakończyła się moim zdaniem mega polubownie.
Co do zakończenia to może sam sobie zbyt wiele dopowiadałem do historii i przez to poczułem się jednak rozczarowany. kliknij: ukryte Do końca liczyłem na jakiś szaleńczy zwrot akcji, ale to nie było w myśl autora. Po prostu myślałem, że Takao jednak może być do wszystkiego zdolny, więc może stwierdzenie Nakamury w zakończeniu: „Jesteś teraz normalny.” pozostawiło we mnie pewien niedosyt.
Po prostu wciąga
perwersja
Jedna z dziwniejszych pozycji z jakimi do tej pory się spotkałem i to dziwna nie tyle pod kątem absurdalności fabuły/humoru,oryginalności (w dobrym czy złym tego słowa znaczeniu), ale swego rodzaju perwersji. I nie mam tu na myśli golizny czy czegoś w tym stylu (bo wbrew pozorom jest tego bardzo mało i to akurat moim zdaniem bardzo dobrze), chodzi o pomysły, zachowanie i osobowości postaci.
Nie potrafię wskazać elementów (bodaj nawet jednego), które jakoś szczególnie mnie w tym tytule zachwyciły, trudno jest utożsamiać się czy choćby sympatyzować z bohaterami, trudno doszukiwać się czegoś głębszego ...
Pomimo tego czyta się to świetnie ! Dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Czekam na więcej i zachęcam do czytania. Chociaż trudno wskazać mi „target” tej mangi, bo na prawdę gdybym przed sięgnięciem po ten tytuł przeczytał jakąkolwiek recenzję/dłuższy opis to najprawdopodobniej omijał bym to szerokim łukiem. ^^
Jeju niesamowite
Podczas pierwszych sześciu tomów akcja się szybko dzieje, a w kolejnych aż do teraz jest nieco wolniej, ale nadal manga jest bardzo dobra i ta „zmiana tempa” nie jest sztuczna.
Jakbym miała napisać coś więcej o fabule i postaciach, to bym napisała niemal to samo co Ara‑chan. A kreska jest ładna ^^
Krótko mówiąc, podobało się. I polecam, polecam,polecam!
Wow wow, dobre bardzo
kliknij: ukryte Historię rozwijającą jeden z moich ulubionych motywów w literaturze – motyw popadania w szaleństwo. Chłopak w niektórych momentach naprawdę zdaje się nie wiedzieć, co czyni, a jako że bardzo się w tę mangę wciągnęłam, dziwnie płynnie udało się wczuć w jego sytuację…
Teraz o bohaterach. Jeśli miałabym stwierdzić, który z bohaterów – nie biorąc pod uwagę warstwy wizualnej produkcji – najbardziej przypadł mi do gustu, powiedziałabym, że będzie to ojciec głównego bohatera. On jeden – w przeciwieństwie do jego matki, której z kolei nie cierpię z całego serca – starał się zachowywać zimną krew w sytuacjach, które spadły na jego rodzinę, on jeden zachowywał zimną krew kliknij: ukryte (choć oczywiście, jak to człowiekowi, czasami i jemu nerwy puściły), on też – w przeciwieństwie do matki chłopaka – starał się syna jakoś WYCHOWAĆ, zamiast biadolić, że „czy wiesz, jak ja się teraz czuję, gdzie popełniłam błąd, itp.”.
Lubię postać Nakamury. Poza walorami estetycznymi – mimo swej upiorności jest naprawdę ślicznie, kobieco narysowana – fascynuje mnie, ponieważ tak trudno jest mi ją rozgryźć. Cóż, może kolejne rozdziały mangi przyniosą jakieś odpowiedzi na dotyczące jej pytania. Przypuszczam, że wszystkie osoby śledzące mangę zadają sobie te same – dlaczego ona to wszystko zaczęła? Jakie były jej motywy?
Co do fabuły to chyba nie mam zbyt wiele do napisania, jeżeli nie chcę zdradzić za dużo – powiem tyle, że niektóre akcje głównych bohaterów przyprawiały mnie o wielkie „WTF?!”, niemniej cóż, sytuacja, od której wyszła manga, jest dość niezwyczajna, tak więc i zachowanie postaci musi takie być. Prawda?
Podsumowując, jak dotąd super, wystawiam tej mandze spokojnie ocenę 9/10, biorąc pod uwagę, że jeszcze opowiedziana w niej historia nie doszła do końca. Kto wie, może finał tej opowieści będzie godzien pełnej dychy, a może autor pójdzie na łatwiznę, albo wręcz pokręci wszystko tak bardzo, że „Aku no hana” jako całokształt nie będzie warte nawet przysłowiowego funta kłaków?
Re: Wow wow, dobre bardzo
Re: Wow wow, dobre bardzo
Ale fakt, wciąga niesamowicie, strony po prostu do połykania. Tyle tylko, że w pewnym momencie Saeki nieźle rozprawia się z Nakamurą pod względem nieobliczalności. Uwielbiam sposób, w jaki prowadzona jest ta postać (jak dotąd).
Re: Wow wow, dobre bardzo
Re: Wow wow, dobre bardzo
Również jak na razie dostaje ode mnie 9/10
Re: Wow wow, dobre bardzo
Re: Wow wow, dobre bardzo
Re: Wow wow, dobre bardzo