x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Mam wątpliwości, czy ten tekst spełnia wymogi recenzji. Niby jest o mandze, a autor ani słowem nie wspomniał o tym, co dla mangi jest kluczowe – o kresce, stylu rysowania, projektach postaci itd. Pisząc o elementach ecchi dostajemy sporo narzekań na sytuacje, jakie były pretekstami do mniej lub bardziej zbereźnych ujęć, ale już ani słowa o tym, jak je rysowano czy w jakim stopniu mamy tu do czynienia z elementami ecchi – a jest wszak różnica między np. panchirą a'la „Agent Aika” a borderline hentai a'la „To love‑ru darkness” – a jedno i drugie zaliczane jest często w poczet ecchi. Pisząc o bohaterkach, autor nie wspomina o tym, jak są rysowane, a nawet nie próbuje się tu odwołać do anime i porównać jedno z drugim (choć w samym tekście robi to nader często). Generalnie, wygląda to tak, jakby ktoś pisał recenzję musicalu i napisał w niej niemal o wszystkim, ale nie o muzyce.
Z grafiką zastanawiałem się, czy się rozpisywać, czy nie. Doszedłem do wniosku, że jest na tyle mainstreamowo, że nie warto. Po namyśle faktycznie, dobrze byłoby skreślić kilka zdań, ograniczenie się do stwierdzenia, że jest dobrze, było wybitnie leniwe. Zdecydowanie nie zgadzam się jednak z opinią, że jest to dla mangi „kluczowe”. Dla niektórych jest, dla innych nie. Dla tej to informacja poboczna.
O elementach ecchi w recenzji trochę jednak jest, parafrazując samego siebie: w pierwszych tomach wiele jest zwyczajnych życiowych sytuacji, w trakcie których pojawiają się przelotnie majtki (wprost napisane, jaki poziom ecchi obserwujemy), co jest jak uważam bardzo dobrze zrealizowane. Krytykujesz mnie, że narzekam na sytuacje będące pretekstem do ecchi, ale wymieniając je wskazuję, z jakim poziomem ecchi mamy do czynienia w dalszej części. Porównuję też dalsze rozdziały tej mangi do doujinshi, co ma sugerować czytelnikowi, jak traktowane są postacie. Ba, cała moja krytyka tego aspektu opiera się na opinii, jest to ecchi zbyt zdziczałe. Czytam teraz dla porównania recenzję anime Costly'ego – jest tam na ten temat mniej niż w mojej recenzji.
Zwracam też uwagę, że w moim tekście są 3 akapity: o aspekcie przygodowym, komediowym i ecchi. Sugeruje to, że te aspekty są w miarę równo ważne odbijając moje przekonanie, że tak jest w istocie. Więcej, akapit 1 i 5 rozwijają moją tezę, że na kluczowa w odbiorze tej mangi jest realizacja jej głównej idei: głównego bohatera – króla demonów. Jeśli ktoś uważa, że jest to manga ecchi w której ecchi jest najważniejsze to i owszem – ten tekst nie spełnia swojej funkcji. Moje założenia są inne i patrząc po recenzji Costly'ego nie jestem w tym przekonaniu odosobniony.
Ostatnia uwaga w tym przydługim poście: w początkowym fragmencie tekstu otwarcie nawołuję do przeczytania recenzji Costly'ego. Nie bez powodu, chciałem, aby te recenzje się uzupełniały.
Ale Costly recenzuje anime. To jest zupełnie co innego. Ty piszesz o mandze. Manga jest komiksem. Komiks jest rysowany. Rysunek, fabuła i postacie – na tym opiera się komiks. Nie można całkowicie pomijać jednego z tych elementów, zwłaszcza tego, który najsilniej działa na odbiorcę.
Nawet, jeśli rysunek jest, jak to piszesz, „mainstreamowy” to i tak rzetelność recenzencka wymaga napisania o tym choć dwóch – trzech zdań. Pomijam już kwestię tego, że słowo „mainstreamowy” w tym przypadku nie znaczy nic – zwłaszcza, jeśli weźmiesz poprawkę na fakt, że dziś pod tym pojęciem kryć się może coś zupełnie innego niż za lat kilka.
To co napisałeś pasowałoby na recenzję książki – wtedy nie miałbym pretensji. Natomiast pisząc o komiksie nie możesz zapominać, że opisujesz coś, co jest narysowane – i to rysunek jest tu „językiem”, którym posługuje się autor. Że robi to mało oryginalnie – trudno, ale nawet jeśli tak jest, to wypada to opisać. Pisząc o filmie, nie możesz pominąć gry aktorskiej, produkcji i realizacji, skupiając się wyłącznie na fabule. Oceniając płytę, nie możesz pominąć jakości nagrania i umiejętności instrumentalnych oraz wokalnych, skupiając się wyłącznie na kompozycjach. Recenzując mangę, nie możesz pomijać rysunku. Niezależnie od tego, jaki by on nie był.
Wiem, to prawda, nawet przyznałem się do tego błędu w poście powyżej, stwierdzając, że to aspekt poboczny, ale trzeba było skreślić kilka zdań, a ja poszedłem na łatwiznę. Na Costly'ego powoływałem się tylko co do fragmentów jego recenzji dotyczących treści, nie formy, zresztą animację serialu opisał całkowicie wyczerpująco. Podsumowując: przyjmuję połajankę – zasadna.
Dobra, po tym, jak mi na to zwróciłeś uwagę, zaczął mnie ten brak irytować, więc uzupełniłem recenzję o akapit na temat grafiki. Jest zdecydowanie kompletniej.
O elementach ecchi w recenzji trochę jednak jest, parafrazując samego siebie: w pierwszych tomach wiele jest zwyczajnych życiowych sytuacji, w trakcie których pojawiają się przelotnie majtki (wprost napisane, jaki poziom ecchi obserwujemy), co jest jak uważam bardzo dobrze zrealizowane. Krytykujesz mnie, że narzekam na sytuacje będące pretekstem do ecchi, ale wymieniając je wskazuję, z jakim poziomem ecchi mamy do czynienia w dalszej części. Porównuję też dalsze rozdziały tej mangi do doujinshi, co ma sugerować czytelnikowi, jak traktowane są postacie. Ba, cała moja krytyka tego aspektu opiera się na opinii, jest to ecchi zbyt zdziczałe. Czytam teraz dla porównania recenzję anime Costly'ego – jest tam na ten temat mniej niż w mojej recenzji.
Zwracam też uwagę, że w moim tekście są 3 akapity: o aspekcie przygodowym, komediowym i ecchi. Sugeruje to, że te aspekty są w miarę równo ważne odbijając moje przekonanie, że tak jest w istocie. Więcej, akapit 1 i 5 rozwijają moją tezę, że na kluczowa w odbiorze tej mangi jest realizacja jej głównej idei: głównego bohatera – króla demonów. Jeśli ktoś uważa, że jest to manga ecchi w której ecchi jest najważniejsze to i owszem – ten tekst nie spełnia swojej funkcji. Moje założenia są inne i patrząc po recenzji Costly'ego nie jestem w tym przekonaniu odosobniony.
Ostatnia uwaga w tym przydługim poście: w początkowym fragmencie tekstu otwarcie nawołuję do przeczytania recenzji Costly'ego. Nie bez powodu, chciałem, aby te recenzje się uzupełniały.
Nawet, jeśli rysunek jest, jak to piszesz, „mainstreamowy” to i tak rzetelność recenzencka wymaga napisania o tym choć dwóch – trzech zdań. Pomijam już kwestię tego, że słowo „mainstreamowy” w tym przypadku nie znaczy nic – zwłaszcza, jeśli weźmiesz poprawkę na fakt, że dziś pod tym pojęciem kryć się może coś zupełnie innego niż za lat kilka.
To co napisałeś pasowałoby na recenzję książki – wtedy nie miałbym pretensji. Natomiast pisząc o komiksie nie możesz zapominać, że opisujesz coś, co jest narysowane – i to rysunek jest tu „językiem”, którym posługuje się autor. Że robi to mało oryginalnie – trudno, ale nawet jeśli tak jest, to wypada to opisać. Pisząc o filmie, nie możesz pominąć gry aktorskiej, produkcji i realizacji, skupiając się wyłącznie na fabule. Oceniając płytę, nie możesz pominąć jakości nagrania i umiejętności instrumentalnych oraz wokalnych, skupiając się wyłącznie na kompozycjach. Recenzując mangę, nie możesz pomijać rysunku. Niezależnie od tego, jaki by on nie był.