Frankenstein
Recenzja
Że to już jedenasty tom… Przyznaję: kolekcja dzieł Junjiego Itou jest zaiste majestatyczna, choć osobiście posiadam tylko jej niewielką cześć. Frankenstein przypomniał mi dlaczego – padłbym ze znużenia, gdybym zdecydował się przeczytać wszystko.
Nie będę za długo zanudzał opisami polskiego wydania – jest jak wcześniej, czyli bardzo dobrze. J.P.Fantastica wie, co robi, ba, przy lekturze odnosiłem momentami wrażenie, że marnują się na tych komiksach. Mają świetnych i kreatywnych tłumaczy, ale postaci Junjiego Itou są tak pozbawione charakteru i gadają w tak nużący sposób, że choćby stawali na głowie, niewiele da się z tym zrobić. Dobrze, że w tym tomie mieli choć chwilę wytchnienia, bo scenariusz Mary Shelley poprawił jakość postaci kilka razy, a jako że akcja toczy się w XIX wieku, w okresie romantyzmu, wszyscy gadają stosownie, co bardzo miło się czytało. Oprócz tego drukarnia mogła się popisać, bo na mój gust to najładniejsza z dotychczasowych okładek – klimatyczna, malarska grafika, pomysłowo używająca koloru i efektu „brudu”.
Tytułowy Frankenstein to główna, dwustustronicowa atrakcja tomu. Powiem tyle – warto, i nie będę wnikał w szczegóły, które zostawię sobie na recenzję główną. Resztę tomiku można podzielić na dwie części: serię przygód Oshikariego oraz kilka miniatur na samym końcu. Miniatury są świetne – każda jest diametralnie inna, każda ma udaną koncepcję i każda zajmuje dokładnie tyle, ile powinna. To Junji Itou w szczytowej formie. Na marginesie dodam, że ucieszyłem się, dowiedziawszy się, że nie jestem sam w swoich odczuciach dotyczących „torebkowych psów”. Dwie autobiograficzne opowiastki o suczce Non‑non udanie łączą dumę opiekuna z obrzydzeniem tą pokraczną kreaturą. Na szczęście podzielam tylko to drugie.
Część pierwsza to Itou w najgorszej formie. Opowiadania o Oshikirim mają podobny problem co wcześniejszy cykl o Souichim, mianowicie nie wiadomo, jaka jest ich grupa docelowa – dzieci czy dorośli? Souichi miał przynajmniej jakąś (prostą bo prostą) osobowość, Oshikiri… jest bo jest. Pierwsza z historii o nim – Widmowa szyja – jest niezła, bo udanie łączy groteskę i niesamowitość z horrorem psychologicznym. Druga to licha szkolna opowiastka. Z kolei trzecia to horror czysto psychologiczny, też niezły, ale pokazywanie najpierw historii z elementem paranormalnym, a później znacznie bardziej (umownie) „przyziemnej” jest dziwne. Natomiast na koniec Itou serwuje nam trzy historie o równoległych wymiarach, które można czytać niezależnie, ale łącznie tworzą spójną opowieść. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy trzyma się to wszystko razem kupy. Logicznie tak, tematycznie jednak ani trochę, więc ogółem to bardziej wartość odjęta niż dodana. Motyw światów równoległych zaprasza do zabawy kreatywnymi koncepcjami, niestety, tutaj inne wymiary są źródłami straszydeł i niewiele więcej. Poza tym kiedy spędzamy dwieście stron z postacią, to, jakkolwiek słaba by ona była, przydałoby się jakieś zakończenie podsumowujące jej losy. Tutaj niczego takiego nie ma, wygląda to, jakby Itou dopisywał kolejne opowieści bez żadnego planu, aż w końcu się znudził i o tej postaci zapomniał.
Zapomnimy i my. Jako konsument wolałbym mieć adaptację Frankensteina osobno i Oshirikiego osobno, ani w nich klimat podobny, ani jakość, ale cóż – takie było też wydanie Asahi Shinbun, za którym polska wersja podąża. Przynajmniej do tego pierwszego chętnie jeszcze kiedyś wrócę.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 10.2019 |