x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Moje pytanie jest chyba trochę głupie ale tego nie rozumie dlaczego nazywa się to tutaj „Atak Tytanów: Levi – Narodziny” a na tomach pisze „Atak Tytanów: Bez Żalu”?
W zasadzie nie mam pojęcia, czy to dobry trop, ale jak się dobrze przyjrzeć okładce, to na samym dole jest napisane dosyć niewyraźnie „Levi – narodziny”, więc pewnie gdyby oddać pełen, pełniutki tytuł to byłoby coś w stylu „Atak Tytanów – Bez żalu. Levi – narodziny”...
Ten spin‑off naprawdę mi się podobał, tak jak niektórym kreska nie przypadła do gustu, tak dla mnie rysunki są naprawdę dobre i dopracowane, niektóre momenty po prostu mnie oczarowały. Dość szybko się czyta, fabuła mimo, że nie jakoś bardzo skomplikowana, to dobrze poprowadzona. Akcja dość spokojna, powiedziałabym, że często nawet wesoła, jednak były też chwile bardziej tragiczne. Myślę, że jeżeli ktoś lubi SnK to pewnie zajrzy również do tych dwóch tomików.
Ponarzekam sobie na tę mangę pod spoiler tagiem – a co!
kliknij: ukryte Wszystko, co robią tu postacie jest bezcelowe:
- Levi, Farlan oraz Isabel otrzymują misję wykradzenia dokumentów, z której nic nie wynika, bo Erwin wszystko wcześniej rozegrał. Z całego tego wątku wynika wyłącznie, że Erwin jest sprytny.
- Przez pół tej mangi truje się czytelnikom, że misja zwiadowcza jest super‑ważna i musi zakończyć się sukcesem; patrząc na to, co dzieje się pod koniec, to zakończyła się zdecydowaną porażką, bo okazała się zbyt wrażliwa na warunki pogodowe. Czy są tego jakieś konsekwencje? Żadnych, nie pada nawet słowo komentarza.
Pozostała treść też jest bezcelowa:
- Farlan i Isabel to chodzące trupy, co jest boleśnie oczywiste od początku. Mają najpierw wzbudzić sympatię, a potem umrzeć.
- Character arc Levia sprowadza się do tego, że mowa Erwina na końcu była widać wyjątkowo przekonująca. W Leviem nie zmienia się nic aż do ostatniej sceny, gdy atakuje Erwina, zgłaszając wyjątkowo trafne uwagi dotyczące faktu, że Erwin używał jego grupy jako marionetek. Erwin najbezczelniej w świecie zmienia temat i zaczyna prawić o ideałach Korpusu zwiadowców. Z nieba spada promień światła i Levi jest odmieniony. Tadaa!
Czy podanie nazwiska Levia w recenzji mangi nie jest czasami spiolerem? Jeśli nazwisko zostało ujawnione w tej mandze to przepraszam, jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać ;)
Nie postrzegałem tego jako spojler, nazwisko znałem od zawsze. Ogólnie wydaje się absurdalne, aby traktować to jako tajemnicę przy przedstawianiu świata, w którym nazwiska funkcjonują mniej więcej tak jak w naszym. Uważna lektura wydaje się jednak sugerować, że było to celowe. Nie mi oceniać, na jakie absurdalne pomysły może wpadać autor, więc poproszę o usunięcie. I tak nie było to w recce do niczego potrzebne.
Zapewne znałem z Sieci, nikt tego nie traktował jako tajemnicy. Dokładniej sobie nie przypomnę. Faktycznie, wygląda na to, że autor to ukrywał, co nie ma najmniejszego sensu w świecie przedstawionym, gdzie wszyscy używają imienia i nazwiska.
No nie wiem, jak dla mnie jednak ma, bo gdyby nazwisko to było od razu podane to każdy by od razu pomyślał o Leviu jako o kliknij: ukryte krewnym Mikasy, a autor nie chciał zapewne eksponować pochodzenia Levia przynajmniej na początku. Dodawało też to tej postaci jakiejś tajemniczości i w pewien sposób pokazywało stosunek kapitana do swojego pochodzenia.
Chodzi mi o to, że autor karze nam wierzyć, że nazwisko bohatera ludzkości – kapitana Leviego, nie było powszechnie znane. Że w świecie, gdzie jak u nas we wszystkich rejestrach urzędniczych figuruje imię i nazwisko, jakimś cudem nie przedarło się to do powszechnej świadomości, w szczególności kliknij: ukryte do świadomości Mikasy. Taki stan nie ma racji bytu, tym bardziej, że powodu, aby to ukrywać, nie było, ani nikt nie sugeruje, że ktoś coś ukrywał.
No masz rację, że to dosyć dziwne, ale możliwe, że naprawdę nie było powszechnie znane. Teoretycznie z racji, że dorastał w warunkach jakich dorastał mógł nawet nie wiedzieć jak się nazywa, więc jeśli nie chciał się przedstawiać to nie musiał, co i tak i jest w pewien sposób dziwne ( kliknij: ukryte scena przedstawiania się oddziałowi Zwiadowców, wszyscy oprócz Levia podali nazwisko i nikogo to w sumie nie zaksoczyło). Co nie zmienia faktu, że to ujawnienie nazwiska jest elementam zaskoczenia i rzuca nowe światło na kilka postaciami.
autor to ukrywał, co nie ma najmniejszego sensu w świecie przedstawionym, gdzie wszyscy używają imienia i nazwiska
No właśnie :)
Skoro wszyscy przedstawiają się z imienia i nazwiska, a jeden jedyny Ravioli nie, to od samego początku dało się wyczuć, że coś tu jest na rzeczy. Dla mnie w każdym razie zawse to było oczywiste.
I owszem. Wcześniej nie zwróciłem uwagi chyba dlatego, że już je znałem, więc nie notowałem, czy się pojawiło, czy nie i przyjąłem, że jest normalnie. Teraz spojrzałem na pierwszą stronę z listą postaci: imię‑nazwisko, imię‑nazwisko, imię‑nazwisko, itd., Levi.
A ja się jednak wetnę, że uważam to za spoiler… Nie jest to oczywiście coś pokroju, że Doktor Jekyll i pan Hyde kliknij: ukryte to jedna osoba, bo Levi i Mikasa mają ten sam wrodzony talent i są rysowani podobnie (a przy takiej różnorodności twarzy od Isayama‑sensei trudno nie zacząć czegoś podejrzewać; ta hipoteza nasuwa się sama) i wyróżniali się na tle europejskiej urody reszty bohaterów. Jednak z OVA, które się ukazały (tak, oglądam tylko anime), wiadomo, że Levi żył w podziemnych slumsach, a w takich warunkach może nie używa się nazwisk, bo i tak rodzi się wyjętym spod prawa.
Łatwo jest dobrowolnie szukać spoilerów w internecie do serii, która powstała jakiś czas temu, a potem mówić, że przecież od początku było wiadomo. Nie uważam jednak tego za stosowny argument, by nie uważać za spoiler ujawniania czegoś, co autor mangi z pewnością świadomie przemilczał.
Z prawie wszystkim, co napisałaś, się zgadzam, bo ma to sens, ale co do jednego fragmentu mam wątpliwości:
Yumeka napisał(a):
Levi i Mikasa mają ten sam wrodzony talent i są rysowani podobnie (a przy takiej różnorodności twarzy od Isayama‑sensei trudno nie zacząć czegoś podejrzewać
1. Stwierdzenie, że rysowani są podobnie, jest bardzo na wyrost. Zwłaszcza, że, jak napisałaś, oglądasz tylko anime, które jest jakieś 100 razy ładniejsze. Bądźmy szczerzy – Isayama rysuje paskudnie, a już zwłaszcza twarze wychodzą mu bardzo różnie – nawet jednej i tej samej postaci. Więc tak naprawdę nie można nic brać jako pewnik, bo może to była tylko krzywa kreska. Jednym z powodów, dla których odpadłam od mangi SnK, było to, że w którymś momencie Erwina poznałam tylko po tym, że kliknij: ukryte nie miał ręki. Z twarzy w życiu bym nie powiedziała, że to on, ot jakiś kolejny random blondas.
W niektórych ujęciach widać, że Mikasa ma, powiedzmy, skośne oczy. Czasem ma jednak normalne (ale w mangach i anime to akurat nic nie znaczy). Oczy Leviego natomiast są bardzo charakterystyczne, ale przy (braku) stylu rysowania Isayamy można to uznać za: a) skośność; b) tzw. „ciężkie powieki”; c) wieczny kac i światłowstręt oraz ogólną pogardę i obrzydzenie światem, w którym przyszło mu żyć.
Poza tym, czy ja wiem, czy Levi się aż tak bardzo wyróżniał na tle urody reszty? Ciemne włosy, małe, podkrążone oczka, wiecznie niezadowolony wyraz twarzy – Hitler też tak wyglądał, a zdecydowanie był Europejczykiem (kładącym nacisk na aryjski typ urody, zawsze mnie to śmieszyło, tak nawiasem mówiąc).
2. Jednak trudno zacząć coś podejrzewać z innych powodów niż wygląd, bo „Mikasa” to typowo japońskie imię. Zresztą jedyne w całej mandze chyba. „Levi” (a w tamtych zamierzchłych czasach pierwszych tomów jeszcze na dodatek „Rivaille” lub „Rivai”) to zdecydowanie nie japońskie imię. Wywodzi się ono z tradycji żydowskiej – już dalej od Japonii chyba nie można było trafić.
3. Talent nie jest argumentem, tak naprawdę. Może być, bardzo słabym zresztą. Ale nie jest, w większości przypadków. Na świecie trafia się cała masa ludzi, dajmy na to, genialnie grających w tenisa – ale to nie znaczy, że są ze sobą spokrewnieni czy w ogóle mają ze sobą cokolwiek wspólnego (oprócz tego, że dobrze grają w tenisa).
Oj, moim zdaniem kreska w tych ostatnich rozdziałach nie jest już wcale taka paskudna. Idealna może nie jest, ale widać znaczącą poprawę względem pierwszych rozdziałów…
Bądźmy szczerzy – Isayama rysuje paskudnie, a już zwłaszcza twarze wychodzą mu bardzo różnie
Myślę, że właśnie opisałaś genezę powstania samych tytanów. To nawet zabawne jest.
Easnadh napisał(a):
„Levi” (a w tamtych zamierzchłych czasach pierwszych tomów jeszcze na dodatek „Rivaille” lub „Rivai”) to zdecydowanie nie japońskie imię.
Jeśli już bawimy się w sprostowania, to ani Rivaille, ani Rivai ani nawet Levi tylko リヴァイ (co Google tłumaczy jako odrodzenie/wskrzeszenie/renesans, więc sprowadzanie tego do imienia żydowskiego też może być błędne, bo hebrajski Levi znaczy chyba 'łączący').
Easnadh napisał(a):
Na świecie trafia się cała masa ludzi, dajmy na to, genialnie grających w tenisa – ale to nie znaczy, że są ze sobą spokrewnieni (...)
Rozmawiamy o mandze gościa, który nie umie jeszcze nawet dobrze rysować, a w nowych tomach mangi musi pewnie dopiero wymyślić, skąd się wzięli tytani, także… cóż. Potraktuję ten argument z przymrużeniem oka. ^^'
Swoją drogą to ciekawe, że obalasz moją logikę tak, jakbyś chciała dowieść, że Mikasa i Levi jednak nie są spokrewnieni.
co Google tłumaczy jako odrodzenie/wskrzeszenie/renesans
<facepalm>
Bardzo cię przepraszam za tę reakcję, ale wierz mi, Google Translate to NIE jest argument. Naprawdę. (W tym miejscu kwestionuję użycie GT jako wyroczni, nic innego.)
Z drugiej strony Isayama też mógł użyć GT (ughhhhhhh, why?, kup se słownik, koleś…) i dojść do takich wniosków, więc generalnie wychodzimy na zero. Zwłaszcza że Levi może faktycznie być szansą na odrodzenie ludzkości.
Yumeka napisał(a):
Swoją drogą to ciekawe, że obalasz moją logikę tak, jakbyś chciała dowieść, że Mikasa i Levi jednak nie są spokrewnieni.
Właściwie to… nie. Jest mi to głęboko obojętne. Myślę, że zakwestionowałam raczej oczywistość podejrzeń odnośnie Mikasy i Leviego. Zwłaszcza że opierały się głównie na podobnym talencie (jak dla mnie to żaden argument) i podobieństwie wyglądu (którego ani razu nie dostrzegłam przebijając się przez te wszystkie bazgroły mangaki). Dla mnie to nie było takie oczywiste, więc krzyknęłam: veto! ;)
Fabuła tego średniaka
kliknij: ukryte
Wszystko, co robią tu postacie jest bezcelowe:
- Levi, Farlan oraz Isabel otrzymują misję wykradzenia dokumentów, z której nic nie wynika, bo Erwin wszystko wcześniej rozegrał. Z całego tego wątku wynika wyłącznie, że Erwin jest sprytny.
- Przez pół tej mangi truje się czytelnikom, że misja zwiadowcza jest super‑ważna i musi zakończyć się sukcesem; patrząc na to, co dzieje się pod koniec, to zakończyła się zdecydowaną porażką, bo okazała się zbyt wrażliwa na warunki pogodowe. Czy są tego jakieś konsekwencje? Żadnych, nie pada nawet słowo komentarza.
Pozostała treść też jest bezcelowa:
- Farlan i Isabel to chodzące trupy, co jest boleśnie oczywiste od początku. Mają najpierw wzbudzić sympatię, a potem umrzeć.
- Character arc Levia sprowadza się do tego, że mowa Erwina na końcu była widać wyjątkowo przekonująca. W Leviem nie zmienia się nic aż do ostatniej sceny, gdy atakuje Erwina, zgłaszając wyjątkowo trafne uwagi dotyczące faktu, że Erwin używał jego grupy jako marionetek. Erwin najbezczelniej w świecie zmienia temat i zaczyna prawić o ideałach Korpusu zwiadowców. Z nieba spada promień światła i Levi jest odmieniony. Tadaa!
Niby w mandze już od dawna wiadomo, jak się nazywa, ale ta dwutomówka to całkiem osobny twór, więc moim zdaniem z recenzji powinno zniknąć nazwisko.
PS. Jak to znałeś od zawsze? :D
Skoro wszyscy przedstawiają się z imienia i nazwiska, a jeden jedyny Ravioli nie, to od samego początku dało się wyczuć, że coś tu jest na rzeczy. Dla mnie w każdym razie zawse to było oczywiste.
Pojedynczy głos
Łatwo jest dobrowolnie szukać spoilerów w internecie do serii, która powstała jakiś czas temu, a potem mówić, że przecież od początku było wiadomo. Nie uważam jednak tego za stosowny argument, by nie uważać za spoiler ujawniania czegoś, co autor mangi z pewnością świadomie przemilczał.
Re: Pojedynczy głos
1. Stwierdzenie, że rysowani są podobnie, jest bardzo na wyrost. Zwłaszcza, że, jak napisałaś, oglądasz tylko anime, które jest jakieś 100 razy ładniejsze. Bądźmy szczerzy – Isayama rysuje paskudnie, a już zwłaszcza twarze wychodzą mu bardzo różnie – nawet jednej i tej samej postaci. Więc tak naprawdę nie można nic brać jako pewnik, bo może to była tylko krzywa kreska. Jednym z powodów, dla których odpadłam od mangi SnK, było to, że w którymś momencie Erwina poznałam tylko po tym, że kliknij: ukryte nie miał ręki. Z twarzy w życiu bym nie powiedziała, że to on, ot jakiś kolejny random blondas.
W niektórych ujęciach widać, że Mikasa ma, powiedzmy, skośne oczy. Czasem ma jednak normalne (ale w mangach i anime to akurat nic nie znaczy). Oczy Leviego natomiast są bardzo charakterystyczne, ale przy (braku) stylu rysowania Isayamy można to uznać za: a) skośność; b) tzw. „ciężkie powieki”; c) wieczny kac i światłowstręt oraz ogólną pogardę i obrzydzenie światem, w którym przyszło mu żyć.
Poza tym, czy ja wiem, czy Levi się aż tak bardzo wyróżniał na tle urody reszty? Ciemne włosy, małe, podkrążone oczka, wiecznie niezadowolony wyraz twarzy – Hitler też tak wyglądał, a zdecydowanie był Europejczykiem (kładącym nacisk na aryjski typ urody, zawsze mnie to śmieszyło, tak nawiasem mówiąc).
2. Jednak trudno zacząć coś podejrzewać z innych powodów niż wygląd, bo „Mikasa” to typowo japońskie imię. Zresztą jedyne w całej mandze chyba. „Levi” (a w tamtych zamierzchłych czasach pierwszych tomów jeszcze na dodatek „Rivaille” lub „Rivai”) to zdecydowanie nie japońskie imię. Wywodzi się ono z tradycji żydowskiej – już dalej od Japonii chyba nie można było trafić.
3. Talent nie jest argumentem, tak naprawdę. Może być, bardzo słabym zresztą. Ale nie jest, w większości przypadków. Na świecie trafia się cała masa ludzi, dajmy na to, genialnie grających w tenisa – ale to nie znaczy, że są ze sobą spokrewnieni czy w ogóle mają ze sobą cokolwiek wspólnego (oprócz tego, że dobrze grają w tenisa).
Re: Pojedynczy głos
Re: Pojedynczy głos
Myślę, że właśnie opisałaś genezę powstania samych tytanów. To nawet zabawne jest.
Jeśli już bawimy się w sprostowania, to ani Rivaille, ani Rivai ani nawet Levi tylko リヴァイ (co Google tłumaczy jako odrodzenie/wskrzeszenie/renesans, więc sprowadzanie tego do imienia żydowskiego też może być błędne, bo hebrajski Levi znaczy chyba 'łączący').
Rozmawiamy o mandze gościa, który nie umie jeszcze nawet dobrze rysować, a w nowych tomach mangi musi pewnie dopiero wymyślić, skąd się wzięli tytani, także… cóż. Potraktuję ten argument z przymrużeniem oka. ^^'
Swoją drogą to ciekawe, że obalasz moją logikę tak, jakbyś chciała dowieść, że Mikasa i Levi jednak nie są spokrewnieni.
Re: Pojedynczy głos
Bardzo cię przepraszam za tę reakcję, ale wierz mi, Google Translate to NIE jest argument. Naprawdę. (W tym miejscu kwestionuję użycie GT jako wyroczni, nic innego.)
Z drugiej strony Isayama też mógł użyć GT (ughhhhhhh, why?, kup se słownik, koleś…) i dojść do takich wniosków, więc generalnie wychodzimy na zero. Zwłaszcza że Levi może faktycznie być szansą na odrodzenie ludzkości.
Re: Pojedynczy głos
Jeśli chcesz, możemy to przenieść na PV (żeby nie offtopować już w komentarzach), ale osobiście nie widzę sensu.
Re: Pojedynczy głos
To i tak dobrze, bo ja nie zauważyłam nawet, że kliknij: ukryte on tą rękę w ogóle stracił;)