Lady Detective
Recenzja
Ech, w recenzji pierwszego tomu chwaliłem Lady Detective za bycie rasowym kryminałem, więc jak na złość tom drugi musiał odejść od tego formatu. Tym razem intryga rozkręca się dopiero w drugiej połowie tomu i niewiele jej w sumie jest. Lizzy spotyka się z producentem periodyku, w którym ukazuje się jej powieść kryminalna w odcinkach, Andrew R. Kennethem. Obydwoje szczerze się nie cierpią, więc kiedy Lizzy zyskuje okazję utarcia mu nosa, ochoczo z niej korzysta i zabiera się za odczytanie tajemniczej trzystuletniej notki, zapisanej kodem. To mógłby być ciekawy temat śledztwa, ale jest niemal kompletnie zmarnowany – Lizzy tłumaczy, jakich technik używała przy łamaniu szyfru, i tyle. Dużo ciekawsze są komentarze historyczne, jakie pojawiają się przy okazji – Wielka Brytania z czasów Elżbiety II to intrygująca epoka, z której udało się w tej manhwie wyciągnąć kilka zajmujących wątków. Nie przysłania to faktu, że fabuły jest w tym tomie dramatycznie mało.
Niedobory treści tomik częściowo nadrabia formą, ponownie prezentując epokę wiktoriańską wraz z całym jej pełnym barokowego przepychu bogactwem. Niektóre kadry przedstawiające historyczne wnętrza, rzeźby oraz obrazy, to przykłady pedantyzmu w czystej formie. Czuć w tym autentyczne uwielbienie dla tej estetyki. Ładne są również fragmenty dotyczące opowieści z czasów przeszłych. Liczący na zobaczenie manhwowej Elżbiety II, Henryka Brodatego czy Marii Stuart się zawiodą, bo rysunek w tych momentach staje się realistyczny, jednak mimo tej ewidentnej niekonsekwencji efekt jest śliczny i nie obraziłbym się za cały komiks w tym stylu, choć wymagałoby to zapewne tytanicznego nakładu pracy. Nie mogę też pominąć milczeniem okładki, która jest przecudna. Lizzy na tle klimatycznego witrażu pasuje jak ulał do stylu tej opowieści, a umiejętne operowanie światłem dodaje grafice mnóstwo uroku.
Czepiam się wykonania, szczególnie treści, ale nie da się zaprzeczyć, że pomysł na ten komiks jest naprawdę ciekawy i to on tak naprawdę podtrzymuje ją przy życiu. Ma on też swoje osobliwości, które do tej koncepcji pasują – ot, na przykład zawartość tej manhwy nie jest podzielona na rozdziały. Czerpanie inspiracji ze stylu powieści odcinkowej jest tu ewidentne i wyraźnie dostrzegam aluzję jeden tomik – jeden odcinek. To rozwiązanie sprawdza się całkiem nieźle, nadając opowieści ciągłość. Kolejną ciekawostką jest zamieszczone na końcu autentyczne dziewiętnastowieczne opowiadanie kryminalne McMorning: guwernantka‑detektyw. Jest to bardzo miły dodatek dla czujących niedosyt klimatu epoki po lekturze samego komiksu, który przy okazji udowadnia, jak dobrze scenarzystce udało się odtworzyć styl tamtych opowieści. Nie wiem, czy tłumaczka przekładała to opowiadanie z koreańskiego na polski, czy udało jej się dostać angielski oryginał, ale tak czy siak spisała się dobrze, używając stylu stosownie staroświeckiego, ale łatwego w odbiorze. Tyczy się też to samej manhwy. Tutaj ludzie nie mówią „do rana”, tylko „nim wzejdzie słońce”, zamiast „nie poddam się” jest „nie ugnę kolan”, pojawiają się słowa typu „ubogacać”, wszyscy zwracają się do siebie per „pan, pani, panienko”. Nieczęsto spotyka się taki język w komiksach, ale tutaj jak najbardziej pasuje, dokładając się do historycznego uroku tej pozycji. Chciałbym tylko, żeby ciekawemu klimatowi towarzyszyła równie wciągająca intryga…
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Yumegari | 5.2016 |
2 | Tom 2 | Yumegari | 9.2016 |
3 | Tom 3 | Yumegari | 6.2017 |
4 | Tom 4 | Yumegari | 11.2017 |
5 | Tom 5 | Yumegari | 7.2018 |