x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Nie dałam rady przeczytać pierwszego tomu w całości, nie jestem więc w stanie ocenić tego jako kryminału, za bardzo już na samiutkim początku zraziłam się do tego tytułu przez warstwę wizualną. To co robi z ciuchami Yana Toboso w „Kuroshitsuji” jakoś daję radę zdzierżyć, bo ona generalnie ubiera tak pseudo‑wiktoriańsko wszystkich (chociaż w najnowszych tomach już naprawdę przegina i zaczynam mieć dość), ale z tego, co widzę, Ki Ha Lee starała się jednak nie fantazjować za bardzo. Tym bardziej więc…
Tablis napisał(a):
warto docenić, że już choćby pokazanie Lizzy i jej ulubionych krynolin musiało wymagać sporego wysiłku
Szkoda, że autorka rysunków nie włożyła trochę tego wysiłku w dokładniejsze przypatrzenie się zdjęciom sukni z danej dekady. Doceniłabym bardziej.
Zapłakałam (w duszy) i zrobiłam ogromnego facepalma na widok sukni, którą ma służąca Lizzy (na logikę wypadałoby, że to przyzwoitka, ale kto to wie…). To cholerny fason z cholernego początku lat 80. XIX wieku. I naprawdę to widać na pierwszy rzut oka (zwłaszcza w pierwszym, najpierwsiejszym kadrze, w którym mamy okazję ujrzeć Lizzy), jak bardzo krój tej sukni różni się od strojów inych kobiet. I nie, ta suknia nie jest wąska dlatego, że owa panna stoi na niższym szczeblu drabiny społecznej i nie starczyło jej pieniędzy na więcej materiału, to po prostu zwykły brak wiedzy i ignorancja rysowniczki.
Niesforna grzyweczka Lizzy mnie dobiła, w sprawę z poślubieniem KAMERDYNERA (czy też krypto‑prawnika, whatever) wolałam się nie zagłębiać, bo rozbolała mnie od tego głowa. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Zapłakałam (w duszy) i zrobiłam ogromnego facepalma na widok sukni, którą ma służąca Lizzy (na logikę wypadałoby, że to przyzwoitka, ale kto to wie…). To cholerny fason z cholernego początku lat 80. XIX wieku. I naprawdę to widać na pierwszy rzut oka (zwłaszcza w pierwszym, najpierwsiejszym kadrze, w którym mamy okazję ujrzeć Lizzy), jak bardzo krój tej sukni różni się od strojów inych kobiet. I nie, ta suknia nie jest wąska dlatego, że owa panna stoi na niższym szczeblu drabiny społecznej i nie starczyło jej pieniędzy na więcej materiału, to po prostu zwykły brak wiedzy i ignorancja rysowniczki.
Niesforna grzyweczka Lizzy mnie dobiła, w sprawę z poślubieniem KAMERDYNERA (czy też krypto‑prawnika, whatever) wolałam się nie zagłębiać, bo rozbolała mnie od tego głowa. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Ostatni tom