x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Manga‑świeżynka, którą całkiem przypadkiem przydybałam szperając w japońskich nowościach (w momencie pisania komentarza jest dopiero 10 rozdziałów wydanych). Zerknęłam na kreskę – kurczę, ładne to to! Zerknęłam na tematykę – pomieszanie współczesności ze światem fantasy z nutką magii – brzmi zachęcająco dla mnie. A jako wisienka na torcie… szczeniaczki…
Żeby nie było, nie jest to manga, którą określiłabym jako intrygującą, nowatorską czy dla każdego. Wręcz przeciwnie, jest dosyć fazogenna i stąd się bierze mój zachwyt.
Otóż mamy najzwyklejszego głównego nastoletniego bohatera żyjącego we współczesnej Japonii. Takiego spod znaku ADHD, ganbaryzmu, walki z przeciwnościami wszechświata i mówiącego to, co myśli akuratnie. A głębokich przemyśleń raczej nie miewa… A teraz jest jeszcze równoległy świat, taki typowy średniowieczny setting fantasy, w którym jest szlachetny do bólu książę z rodziny królewskiej, zamki, magiczne stworzenia, magia oraz… latanie na miotle…? Fazowy dodatek, zaprawdę. Bizony latające na miotłach… Wracając do księcia, w dniu jego ważnych urodzin, pojawia się złe bóstwo, które postanawia porwać księcia. Bo tak, bo może i ma taki kaprys. A że jest bardzo bezwzględny, to zabija księciu szczeniaczka, z którym był niezwykle związany… smuteczek. Kurtyna opada.
Wróćmy teraz do naszego głównego bohatera. Słowo klucz: reinkarnacja. Otóż, jest on reinkarnacją wspomnianego wyżej szczeniaczka o imieniu Lyle. I pewien szemrany typ pomaga mu znaleźć sposób, jak dostać się do tego równoległego świata, by mógł na nowo odszukać swojego Pana. Serio, serio. I nawet udaje mu się… tylko, że z księcia zrobił się zimny drań. Ups.
Podsumowując, Shunkan Lyle jest fazowe, choć nie wiem na ile zamierzenie, sama się dziwię, że aż tak mi się podoba.
Hahahaha~
Żeby nie było, nie jest to manga, którą określiłabym jako intrygującą, nowatorską czy dla każdego. Wręcz przeciwnie, jest dosyć fazogenna i stąd się bierze mój zachwyt.
Otóż mamy najzwyklejszego głównego nastoletniego bohatera żyjącego we współczesnej Japonii. Takiego spod znaku ADHD, ganbaryzmu, walki z przeciwnościami wszechświata i mówiącego to, co myśli akuratnie. A głębokich przemyśleń raczej nie miewa… A teraz jest jeszcze równoległy świat, taki typowy średniowieczny setting fantasy, w którym jest szlachetny do bólu książę z rodziny królewskiej, zamki, magiczne stworzenia, magia oraz… latanie na miotle…? Fazowy dodatek, zaprawdę. Bizony latające na miotłach… Wracając do księcia, w dniu jego ważnych urodzin, pojawia się złe bóstwo, które postanawia porwać księcia. Bo tak, bo może i ma taki kaprys. A że jest bardzo bezwzględny, to zabija księciu szczeniaczka, z którym był niezwykle związany… smuteczek. Kurtyna opada.
Wróćmy teraz do naszego głównego bohatera. Słowo klucz: reinkarnacja. Otóż, jest on reinkarnacją wspomnianego wyżej szczeniaczka o imieniu Lyle. I pewien szemrany typ pomaga mu znaleźć sposób, jak dostać się do tego równoległego świata, by mógł na nowo odszukać swojego Pana. Serio, serio. I nawet udaje mu się… tylko, że z księcia zrobił się zimny drań. Ups.
Podsumowując, Shunkan Lyle jest fazowe, choć nie wiem na ile zamierzenie, sama się dziwię, że aż tak mi się podoba.