Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Saiyuki

  • Avatar
    M
    Naama 27.06.2015 18:04
    O tym jak wesoła kompania ratuje świat
    Przyznam się bez bicia, że na początku bardzo sceptycznie podchodziłam do tego tytuły. Pierwszy rozdział przeczytałam z wielkim bólem. Nie byłam w stanie znieść kreski oraz chaosu, jaki panował na kolejnych stronach. Nie wiadomo skąd pojawia się jakiś mnich, gada z trzema głowami (szalony jakiś czy co? Przypomniał mi się Zordon i czekałam kiedy wyskoczą kolorowi wojownicy), głowy mówią o próbie wskrzeszenia jakiegoś super złego demona, który został zapieczętowany na pięćset lat, zaraz pojawiają się trzy nowe postacie, które chyba nijak się ze sobą dogadują, i nagle cała czwórka (bez gadających głów oczywiście) musi ratować świat. Od razu mówię, kreska nie jest zła. Ale jakoś nie mogłam się do niej przekonać, nie mogłam przejść dalej. Utkwiłam w miejscu. I pewnie tak by było, gdyby nie namowy znajomej. Takie mi recenzje pisała codziennie, że zrobiłam głęboki wdech, nastawiłam się psychicznie, włączyłam ulubione utwory i wzięłam się za drugi rozdział. Potem za kolejny, i kolejny, i kolejny, aż sama nie zauważyłam nawet kiedy pochłonęłam cały pierwszy tom. Reszta poszła z górki. Zostałam wciągnięta całkowicie w świat Saiyuki.

    Na początku mamy banalny wstęp, ot, ratowanie świata przed demonami. Proste, nie raz pojawiało się w innych tytułach, nieprawdaż? Ale zaraz, zaraz. Dlaczego wśród „ratujących” mamy aż trzech przedstawicieli „złej” rasy (te dwa słowa specjalnie ujęłam w cudzysłów, aby zwrócić uwagę, że nie wszystko w Saiyuki jest dobre i złe, nie ma podziału na postacie dobre i na postacie złe)? Z drugiej jednak strony, Goku, Hakkai oraz Gojo nie są czystej krwi demonami, nie należą również do świata ludzi. Każdy z nich, swoją demoniczną krew zawdzięcza innymi wydarzeniom, które powoli zostają przedstawiane w mandze, i które potrafią wzruszyć nawet skamieniałe serce. Każdy z trzech demonów posiada inny charakter i specyficzne poczucie humoru. Goku to typowy gówniarz, myślący jedynie o jedzeniu i dobrej zabawie. Gojo to zboczony kappa, podrywający wszystko, co ma z przodu piersi (chociaż sam mówi, że „jeśli chodzi o kobiety i papierosy, to jest bardzo wybredny”). A Hakkai, to po prostu wiecznie uśmiechnięty i z pozoru spokojny Hakkai. Do tego proszę dołączyć porąbanego mnicha, który pali, klnie, i nie boi się strzelać do swoich „towarzyszy”, nawet jeżeli właśnie siedzą w zatłoczonej karczmie. Obiecuję, z połączenia tych czterech panów (bardzo przystojnych i ślicznych), otrzymamy wybuchową mieszankę, która niszczy wszystko na swojej drodze, pozostawiając za sobą niezliczone ciała demonów.

    Relacje między bohaterami również doprowadzają niejednokrotnie do płaczu, ze śmiechu. Goku zawsze kłóci się o jakieś pierdoły z Gojo, robiąc przy tym nieziemski hałas. Do tego małpiszon wykorzystywany jest przez starszych towarzyszy (chociaż tutaj bym polemizowała, kto tak naprawdę jest najstarszy, a kto najmłodszy), a szczególnie wykorzystywana jest jego naiwność. Podczas takich kłótni, nasz kochany mnich wpada w złość i próbuje wystrzelać co głośniejszą gadułę (Naprawdę! Chociaż chyba rusza go sumienie ?! i jednak powstrzymuje się, celując milimetr od głowy Gojo lub Goku). A co na to Hakkai? Ze swoim delikatnym uśmiechem na twarzy przygląda się temu wszystkiemu, kierując jeepem (eeeeee? Magiczny smok zamieniający się w samochód, już to samo w sobie jest porąbane) i stara się jakoś uspokoić wesołą gromadkę. Nie ma co, zawsze z nimi jest pełno zabawy. Żeby jednak nie było. Jeśli tylko któryś z nich zostaje ranny, to pozostała trójka robi wszystko, żeby uratować swojego towarzysza, a nawet popada w depresje. Niestety, przeważnie najbardziej dostaje się Sanzo. Za pierwszym razem, kiedy mnich stracił niemalże swoje życie, biedny Goku tak bardzo rozpaczał, że wpadł w berserkera i przybrał swoją prawdziwą formę, której nikt nie był w stanie powstrzymać. I tutaj na ratunek przybywa nam boginka (hmmm… bogini i bóg w jednym swoją drogą), rzucająca kilka dziwnych słów, odnoszących się do przeszłości małego małpiszona. Jeśli zaś chodzi o Sanzo i Goku, to tutaj warto nadmienić, że łączy ich wyjątkowa więź (chyba tylko dla małpki, ponieważ mnich przeklina dzień, w którym poznał wkurzającego gówniarza). Gdyby nie Sanzo, Goku pozostałby zamknięty w swoim więzieniu, zapomniany przez bogów i nie­‑bogów.

    Niestety, na koniec dziewiątego tomu nasza wesoła kompania wcale nie dotarła do celu podróży. Pojawiło się jeszcze więcej informacji, nowych postaci, przebłyski z przeszłości. O „złych” postaciach nie pisałam, bo tutaj musiałabym poświęcić jeszcze więcej miejsca. Mogę jedynie rzec, że każdy z kochanej czwórki ma swojego „przeciwnika”, z którym zawsze toczy walkę. W sumie, najlepiej ma Sanzo, ponieważ przyczepiła się do niego wesoła siostrzyczka, bardzo podobna z zachowania do Goku. Ot, taki drugi głośny dzieciak, który umie tylko ruszać gębą, kiedy coś je. Dodatkowo, kilka razy możemy zauważyć trzy dziwne postacie, które pojawiają się w przeszłości Goku, postacie łudząco przypominające Sanzo, Gojo i Hakkaia. Kim one są? Jaki mają związek z małpiszonem? Dlaczego wspomina o nich boginka? Cóż, na te pytania odpowiedzi trzeba poszukać w kolejnych seriach. I uwierzcie mi, jest to piękna oraz wzruszająca historia o głębokiej przyjaźni, zaufaniu, szukaniu celu w nudnym, szarym życiu.

    Bardzo mocno pokochałam Sanzo, Goku, Gojo i Hakkaia. Nie żałuję, że dałam się namówić. Żałuję, że sięgnęłam po tej tytuł tak późno. Teraz jestem szczęśliwą posiadaczką własnych tomów, wydanych przez Waneko. Mam tylko takie dziwne wrażenie, że niektóre sformułowania dużo lepiej były zaprezentowane w wersji angielskiej, niż w polskim tłumaczeniu. No i, jestem zła na Waneko, że nie kontynuuje wydawania kolejnych tytułów.

    Mimo koślawej kreski, cała seria otrzymuje ode mnie zasłużone 10/10.
    I mniej nie będzie. Polecam.
  • Avatar
    M
    Itasagi 6.10.2009 13:22
    miłość od pierwszego przeczytania
    Ja zaczęłam czytać Saiyuki od drugiego tomu, ale jakoś mi to nie przeszkadzało w pokochaniu tego tytułu^^ Jest orginalny jak mało który. Postacie są niesamowite! Każdy jest taki… pokręcony i zupełnie nie taki jak powinien (zwłaszcza mnich). Kreska może na początku trochę odrazić, ale potem jest coraz cudniej. I te walki są niesamowite^^ Tylko trochę szkoda, że seria skończyła się w najważniejszym momencie… Można mieć tylko nadzieję, że Waneko coś z tym zrobi^^
  • Avatar
    M
    Roshea 5.11.2008 22:39
    pierwsza którą pokochałam xD
    ah, jak ja się ciesze że trafiłam na tą recenzje… Jak już z tytułu można wywnioskować jest to zdecydowanie moja najukochańsza manga, może to brzmieć niesubiektywnie, ale nie mam jej nic do zarzucenia… uważam że kreskę ma genialną (ten rozmach ^^), postacie są wyraziste i charakterystyczne, a historia ciekawa… hmmm… na dobrą sprawę to poznanie tego tytułu było przypadkiem(ale jakim szczęśliwym xD), bo kiedy zaczynałam kupować mangi to w empiku niczego innego co by się dla ludzi nadawało nie było, wiec wzięłam Saiyuki(i pokochałam) – przeznaczenie ^^
  • Avatar
    M
    Karen 22.08.2008 14:07
    Nareszcie koniec z patetyzmem
    Uwielbiam bohaterów Saiyuki głownie za podejście do świata :D Już powyżej uszu miałam historii, w których wspaniałomyślny i bezinteresowny bohater musi ratowac świat w imię Miłości i Sprawiedliwości <fanfary>

    Kreska jest dośc charakterystyczna, ale nie przeszkadzała mi. Jest w niej coś takiego, że podczas czytania od niektórych rysunków nie mogłam oderwac oczu ;]
    • Avatar
      yuki 24.08.2009 05:01
      cudo
      Karen napisał(a):
      Uwielbiam bohaterów Saiyuki głownie za podejście do świata :D Już powyżej uszu miałam historii, w których wspaniałomyślny i bezinteresowny bohater musi ratowac świat w imię Miłości i Sprawiedliwości <fanfary>

      Kreska jest dośc charakterystyczna, ale nie przeszkadzała mi. Jest w niej coś takiego, że podczas czytania od niektórych rysunków nie mogłam oderwac oczu ;]


      podpisuję się obiema rękami pod powyższymi stwierdzeniami:)
      postaci genialne i dałabym za nie więcej niż 8 właśnie dlatego że się rozkręcają (czyt. poznajemy ich historię) przez ok. pół serii. nic mnie nie wkurza bardziej niż przestawienie bohaterów i ich skrótowej czy tajemnic już na samym początku (notabene to wg mnie jedna z nielicznych wad Fullmetal Alchemista – pierwszy rozdział i już wszystko wiadomo). dzięki temu można spokojnie wsiąknąć w historię.

      kreska jest śliczna, choć trzeba mieć trochę czasu żeby się do niej przyzwyczaić:)

      mnie do serii przekonały rozdziały 'His God' i 'My God' pierwszego tomu. przedtem narzekałam trochę na kreskę, po tym nie miałam już absolutnie nic do zarzucenia i czekałam na kolejny tomik :) historii postaci jeszcze tu nie znamy, i co z tego? okazuje się, że wcale nie jest potrzebna
  • Avatar
    M
    Silvera 6.01.2008 20:44
    Mój numer jeden :)
    Tak czekałam aż ktoś zrecenzuje wreszcie moją ukochaną mangę, bo już chciałam sama się za to zabrać ^^
    Zakochałam się w Saiyuki od pierwszego tomu ^^ Nigdy nie przepadałam za shounen, ze względu na walki. Tutaj walki są przedstawione wręcz… genialnie xD ZAWSZE coś głupiego powiedzą / zrobią, co sprawia, że nie jest to takie nudne. Trochę tylko szkoda, że w polskim przekładzie postacie faktycznie mówią zbyt grzecznie, wręcz nienaturalnie, a nawet momentami trochę zepsuto dowcip językowy. Zdarza się… Nie mogę tylko przywyknąć do transkrypcji „Gojo” zamiast „Gojyo”, tak jak nawet sama Kazuya Minekura proponuje. Ale i tak mangę kocham i zniosę te uszczerbki, byleby mieć u siebie na półce to cudeńko ^^
    Nie ma to jak manga shounen, która jednak ma więcej fanek niż fanów xD Za postacie dałabym jednak więcej, 9/10, jeśli nie 10. Takiego drugiego popieprzonego mnicha nie ma nigdzie xD
    Pozostaje liczyć na to, że Waneko zdobędzie licencje na Saiyuki Reload, ta seria jest rysowana jeszcze lepiej i jeszcze lepsze gagi występują =] Saiyuki Gaiden też by się przydało, w końcu to poprzednie wcielenia naszych bohaterów, czyli tak jakby prequel…
    • Avatar
      szyszka 7.01.2008 11:09
      Re: Mój numer jeden :)
      Silvera napisał(a):

      Nie ma to jak manga shounen, która jednak ma więcej fanek niż fanów xD Za postacie dałabym jednak więcej, 9/10, jeśli nie 10. Takiego drugiego popieprzonego mnicha nie ma nigdzie xD


      moja droga, postacie dostają tylko 8, bo przez pół serii się rozkręcają – sama przyznasz, że tak do 4­‑5 tomu dopiero ich poznajemy co jest połową (!) mangi. dopiero tomy 8­‑9 i Reload sa prawdziwa ucztą, tam z czystym sumieniem dałabym 9.5, a za kreskę 10, szczególnie full­‑wypas wersja Hakkai rządzi… tak btw to recenzja się już pisze :D
  • Avatar
    M
    SStefan 6.01.2008 10:57
    Książka była lepsza!
    Jakoś nie potrafię znieść przedstawiania moich ukochanych książkowych bohaterów w ten sposób. Sprośna, gruba świnia jako biszonenik, to boli… A i Goku, który w oryginale był najmądrzejszy i najsprytniejszy, tu jest tępakiem… Ale to akurat zrzynka z Toriyamowego „Dragon Balla”.
    Ble.
    • Avatar
      Szyszka 6.01.2008 13:37
      Re: Książka była lepsza!
      SStefan napisał(a):
      Jakoś nie potrafię znieść przedstawiania moich ukochanych książkowych bohaterów w ten sposób. Sprośna, gruba świnia jako biszonenik, to boli… A i Goku, który w oryginale był najmądrzejszy i najsprytniejszy, tu jest tępakiem… Ale to akurat zrzynka z Toriyamowego „Dragon Balla”.
      Ble.


      przede wszystkim Goku nie jest tępakiem – jest naiwnym dzieciakiem, który nie do końca zdaje sobie sprawę z własnej siły. Manga jest zabawą konwencją, a nie typową adaptacją – praktycznie WSZYSTKO jest odwrotne niż w legendzie. Sanzo nie jest bezmózgim lubieżnym mięczakiem, Hakkai jest przystojny i łagodny, Goku nieporadny i dziecinny. Tak samo nas śmieszy Shrek, który czerpie z literatury europejskiej, a jakoś nikt się nie oburza, ze zniszczyło mu to obraz Pinokia. Znajomość legendy pomaga, ale zupełnie nie przeszkadza w odbiorze to, że się owej legendy nie zna: co najwyżej nie zrozumie się paru żartów typowo kulturowych.

      Jeśli zaś chodzi o „zrzynanie” czegokolwiek od kogokolwiek, to mogę śmiało zaręczyć, że Saiyuki z Dragon Ballem ma tyle wspólnego co Evangelion z Angel Sanctuary.
    • Avatar
      Ryuki25 6.01.2008 23:25
      Re: Książka była lepsza!
      SStefan napisał(a):
      Jakoś nie potrafię znieść przedstawiania moich ukochanych książkowych bohaterów w ten sposób. Sprośna, gruba świnia jako biszonenik, to boli… A i Goku, który w oryginale był najmądrzejszy i najsprytniejszy, tu jest tępakiem… Ale to akurat zrzynka z Toriyamowego „Dragon Balla”.
      Ble.


      Nie mogę, przecież Saiyuki to nie jest adaptacja. Prawie wszystko się nie zgadza z legendą( też ją bardzo lubię ) i jest wymysłem autorki. Jeśli chcesz ponarzekać to polecam „Króla Małp” bo to niby miało być zrobione pod książkę a wyszła niezła kaszana.

      Co do samej mangi, bardzo ją lubię. Głównie ze względu na humor, fabułę i bohaterów. Nieraz płakałam ze śmiechu a postacie są cudownie rozbrajające. Jedyne co mi przeszkadza to kreska. Od samego początku nie umiałam się do niej przyzwyczaić z upływem czasu zaczęłam ją tolerować. Problem leży w tym, że nie przepadam za tak rysowanymi facetami( zaraz to się chyba bishonen nazywa? Rzadko używam tego określenia ). Ale ten mankament rekompensują mi charaktery bohaterów.
    • Avatar
      Mr. Face 23.04.2012 20:16
      Re: Książka była lepsza!
      Autorka sama przyznała, że na tym polegał dowcip, by postaciom z książki dokładnie wywrócić charakter na drugą stronę. To jest parodia, nie wierna adaptacja. Równie dobrze ktoś u nas mógłby wziąśc Trylogię, i na przykład zamienić Wołodyjowskiemu i Kmicicowi charaktery. A z Anusi zrobić tsundere. I dorzucić całą sarkastyczną otoczkę. Ten sam rodzaj humoru. Nie podoba się? Nie każdemu musi.