Color Recipe
Recenzja
Wystarczy pobieżne zapoznanie się z twórczością Harady, aby bez cienia wątpliwości stwierdzić, że ma ona tendencję do tworzenia bohaterów, delikatnie mówiąc, wykolejonych. Są to osobnicy, z którymi kontakt powinien ograniczyć się do prewencyjnego użycia gaśnicy proszkowej i szybkiej ucieczki. Color Recipe pozornie odbiega od tego schematu. Rozpoczynając lekturę, można ulec złudzeniu, że mamy do czynienia ze „zwykłym” BL. Och, jaką pomyłkę popełnisz, czytelniku, jeżeli takie będzie twoje nastawienie.
Shoukichi, początkujący stylista, spotyka na ulicy niejakiego Fukusuke i za niezbyt grzeczną uwagę na temat zatrudniającego go salonu daje obcemu jeszcze gburowi w gębę. Ku jego najwyższemu zdziwieniu następnego dnia ich ścieżki przecinają się ponownie, tym razem we wspomnianym miejscu pracy Shoukichiego. Szef chłopaka, Mikado, oświadcza, że obity gbur to profesjonalny stylista i nowy pracownik salonu. Oczywiście, między panami z powodu bardzo niezgodnych charakterów od początku zgrzyta. Shoukichi, jak już mogliśmy się domyślić, to typ w gorącej wodzie kąpany, mający problemy z nawiązywaniem towarzyskich relacji z ludźmi i niezbyt lubiany przez klientki. Fukusuke natomiast to bezpośredni bawidamek, z miejsca zdobywający popularność, nieszczędzący jednak Shoukichiemu złośliwych uwag i wykorzystujący każdą okazję, by wsadzić młodszemu chłopakowi szpilę. Albo coś zgoła innego. To nie jest przecież tak, drogi czytelniku, że nie wiesz, co się wydarzy. Mamy w końcu do czynienia z BL. Oczywistością jest przewidywanie, że prędzej czy później bohaterowie skończą w sytuacji „okołołóżkowej”. W tym przypadku raczej prędzej i bardzo dalekiej od romantyzmu, co wypada zaznaczyć. To powinno, teoretycznie, skreślić szansę na ocieplenie relacji obu panów, z biegiem czasu zmieniają one jednak charakter na mniej wrogi. Zwłaszcza gdy przychodzi im zmierzyć się z problemem natrętnego stalkera. Kiedy zaś wychodzi na jaw, że tak naprawdę spotkali się już wcześniej i wszystkie działania Fukusuke miały na celu spełnienie złożonej wtedy obietnicy, Shoukichi zaczyna wierzyć, że nie ma do czynienia ze skończonym bucem. Po części jest to prawdą: Fukusuke nie jest tak naprawdę bucem, to psychopatyczny manipulator z obsesją i wszystkie jego działania mają na celu tylko jedno: kompletnie uzależnić od siebie młodszego kolegę. Jest niczym ohydny stawonóg klecący misterną pułapkę. Co ja mówiłam o użyciu gaśnicy? Na tle innych mang Harady może to wydawać się niemal grzeczne, ale czułam podczas lektury narastający dyskomfort. Cóż, przynajmniej nikt nie próbuje sprzedawać mi tego jako romansu.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpoczęciu lektury, to typowa dla Harady „czysta” kreska i naprawdę bardzo estetyczne, szczegółowe rysunki. Druga rzecz to ilość tekstu. Bywają strony, gdzie kadry są niemal zapchane dialogami, co jest, nie ukrywajmy, niezbyt częstym zjawiskiem w yaoi. Mimo to mangę czytało się całkiem dobrze, nie mam nic do zarzucenia tłumaczeniu i redakcji polskiego wydania. Co prawda część onomatopei, jak chociażby widniejące na jednej z pierwszych stron „jeb”, wydała mi się absurdalna i niepotrzebnie wulgarna, ale po pierwsze, nie jestem przyzwyczajona do polskich wyrazów dźwiękonaśladowczych w mangach, a po drugie, zwyczajnie nie używam takiego języka. Poza tym Kotori mogło sobie pozwolić na wszystko, zwłaszcza że w zestawie dostajemy celebrację fetyszu na włosy i pełen przegląd metod masturbacji. Oznaczenie +18 na okładce jest w pełni zasłużone.
Swoją drogą, jest to chyba pierwsza manga Kotori, jaką mam w ręku, trudno mi więc stwierdzić, czy odbiega ona jakoś od przyjętych przez wydawnictwo standardów. Z pewnością tomik prezentuje się porządnie. Okładka nie ma obwoluty, a szerokie skrzydełka doskonale sprawdzają się w roli zakładek. Numeracja obecna jest na niemal każdej stronie, z pojedynczymi wyjątkami, jest też sporo kolorowych stron, w tym jedna bonusowa w środku tomu, dla wszystkich fanów barwnego seksu.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Kotori | 12.2019 |
2 | Tom 2 | Kotori | 4.2020 |