Opętani miłością
Recenzja
Opętani miłością to zbiór dwunastu historii stworzonych w przez Napatę latach 2011–2013 dla kilku czasopism: najpierw „Comic Megastore”, później „Comic Hot Milk” (stamtąd pochodzą kolorowe strony, obecne również w polskim wydaniu) i „Comic Kairakuten”, gdzie publikuje do dziś. To ostatnie czasopismo jest z wyższej półki, jednak dawną afiliację widać po warsztacie Napaty, który na początku kariery, zależnie od historii, cechowało sporo niedociągnięć. Niemniej generalnie jego rysunki stoją na dobrym poziomie, chociaż rysowanie piersi nigdy nie było jego mocną stroną. Wszystko, co ważne, jest jednak na swoim miejscu, co w pornograficznym komiksie jest kluczowe. Zarzucić autorowi można ponadto kulejącą perspektywę i powtarzalność twarzy – jakby nie spojrzeć, postaci żeńskie to kalki, co najwyżej ze zmienioną fryzurą. Są urocze, ale poza tym wyglądają tak samo.
Wszystkich, którzy obawiali się klasycznej w japońskiej pornografii mozaiki albo czarnych kresek na genitaliach, uspokajam, że w ręce polskiego czytelnika trafiła nieocenzurowana wizualnie wersja mangi. Ilustracje są nieco przycięte w pionie, ale nie jest to mocno zauważalne, za to wewnętrzne marginesy właściwie nie istnieją i dla przeczytania niektórych dymków trzeba rozchylać grzbiet. W polskim wydaniu zamieszczono posłowie i opatrzone ilustracjami komentarze autora do każdej historii, umieszczone na końcu tomu i na okładce w postaci omake. Zabrakło za to miejsca na projekty postaci, które znalazły się w specjalnym wydaniu tankoubonu dostępnym w sklepie Melonbooks, oraz dodatkowej historyjki umieszczonej w wydaniu oferowanym w Toranona. W kwestii tego drugiego nie ma co się jednak dziwić, bowiem jej zawartość stałaby na bakier z polskim prawem i żadne redakcyjne ewolucje (o których później) by tego nie zmieniły. Ogólna jakość wydania nie odbiega od standardów panujących na polskim rynku mangi. Nie sposób czegokolwiek zarzucić jakości druku czy papieru.
Myślę, że czasy, w których manga miała w Polsce nieironicznie przydomek pornokomiksów, chyba już na dobre minęły. Nie da się też ukryć, że pornografia stanowi nieodłączną część japońskiej kultury wizualnej. Nie trzeba daleko szukać, by się przekonać, że nawet autor powszechnie na świecie szanowanego Ghost in the Shell utrzymuje się obecnie z rysowania ostrej pornografii, a analizując jego całe portfolio, można by wręcz uznać, że wspomniany klasyk cyberpunku był dla niego tylko epizodem na tle kariery w sferze +18.
To nie jedyny przykład mangaki z „szemraną” przeszłością, który zagościł na polskim rynku. To nie wydana u nas nakładem Studia JG mangowa adaptacja Spice & Wolf przyniosła Keito Koume uznanie. Chociaż rysownik ten specjalizuje się w różnego rodzaju adaptacjach, w rzeczywistości zabłysnął, publikując na łamach „Comic Kairakuten” i prestiżowego „Comic Anthurium” (do którego rysuje także wspomniany wyżej Masamune Shirow) pornograficzne historyjki, których większość zagwarantowałaby w Polsce spotkanie z prokuratorem. Dlatego właśnie rysunek erotyczny jest nieodłączną częścią mangi i anime, nie sposób uzyskać pełnego obrazu tego medium, odrzucając jego mroczniejsze oblicze.
Zamiast zamykać oczy, można więc zaakceptować rzeczywistość taką, jaka jest, i konsumować medium we wszystkich jego aspektach. Chyba takie zadanie postawiło przed sobą debiutujące komiksem pornograficznym wydawnictwo Akuma. Jego szef zapewnia, że jako cel przyświeca mu wzbogacenie polskiego rynku mangi. I rzeczywiście – publikowanie porno jest w tym przypadku metodą skuteczną. Oczywiście, nie jest to ewenement, bowiem już kilka lat temu Yumegari wypuściło kilka ero‑mang. Właśnie tu pojawia się moje pierwsze zastrzeżenie do polityki wydawnictwa Akuma, bowiem w kontekście debiutanckiego Opętani miłością używa zachodniego pojęcia hentai. W wywiadzie udzielonym „Półce z kulturą” wydawca tłumaczył się, że nie chodzi tu o żadne macki, i wcale się nie dziwię, że musiał zawczasu rozwiewać wątpliwości. Pojęcie hentai jest u nas rozpoznawalne, ale jednocześnie budzi negatywne skojarzenia. Tymczasem można by użyć hasła rodem z kraju pochodzenia komiksu i mówić o ero‑mandze. Brzmi poważnie i wiadomo, o co chodzi. Jest to prężny sektor rynku mangowego w Japonii, obejmujący szereg czasopism poświęconych stricte rysunkowej pornografii lub publikujących komiksowe historyjki obok klasycznej erotyki. W tym pierwszym przypadku rynek podzielony jest albo ze względu na tematykę magazynu, albo ze względu na kunszt pracujących dla niego rysowników.
Każdy prenumerator wraz z tomikiem otrzymał zakładkę i list z podziękowaniem ręcznie podpisany przez wydawcę. To się chwali, warto troszczyć się o odbiorcę niszowego przecież tytułu. Niestety, miłe słowa nie osłodzą pewnych mankamentów polskiego wydania. Chociaż historie ukazane w mandze trudno zaliczyć do perwersyjnych (znajdzie się tu na przykład motyw sąsiadki z naprzeciwka, przyrodniego rodzeństwa czy przyjaciół z dzieciństwa), to niektóre elementy fabuły uległy zmianie w stosunku do oryginału, chociaż nie zawsze była ku temu potrzeba. Rozumiem, że przedstawienie romansu nieletniej osoby z nauczycielem to w Polsce za wiele, jednak w polskiej wersji rozdziału Na zawsze razem akcja rozgrywa się na studiach, przez co fabuła traci spójność. Pytanie, czy taka gimnastyka w tłumaczeniu była potrzebna, skoro w oryginale mowa jest o szkole bez precyzowania, o jaki stopień edukacji chodzi.
Nie za bardzo rozumiem też zmianę w rozdziale W końcu jestem sam!, w którym mieszkająca po sąsiedzku przyjaciółka z dzieciństwa w polskim wydaniu stała się współlokatorką, od której zwiał główny bohater. Biorę pod uwagę pomyłkę w tłumaczeniu, ale bardziej podejrzewam chęć postarzenia bohaterów o kilka lat przez zmianę kontekstu fabularnego, chociaż w tym rozdziale nigdzie nie ma wzmianki o wieku kochanków. Taka gimnastyka sprawia, że dialogi, już w oryginale napisane tak sobie, stają się jeszcze mniej intuicyjne, jakby ktoś pozamieniał kwestie miejscami, a część spraw pozostawił w domyśle.
Tradycyjnie już dla polskich wydań przetłumaczono onomatopeje, wymazując oryginalne wyrazy dźwiękonaśladowcze. Dużo więc plaskania, mlaskania, wzdychania, macania, a znalazło się też miejsce dla współczesnego „fap”. Zastanawia mnie decyzja tłumacza czy też redakcji, by żeńskie genitalia nazywać wulgarnie, ale męskie określać już tylko mianem penisa. Tymczasem nasz język obfituje w różne nazwy męskiego przyrodzenia adekwatne do kontekstu. Drobnym potknięciem było przetłumaczenie tytułu magazynu w jednym z komentarzy na końcu w ten sposób, że czasopismo „Comic Hot Milk” stało się komiksem „Hot Milk”. Można to tłumaczyć brakiem spisu publikacji kolejnych rozdziałów mangi z podziałem na magazyny, który widniał w oryginalnym wydaniu. Gdyby się tutaj znalazł, do rzeczonej pomyłki raczej by nie doszło. Zauważyłem też małą rozbieżność w tytułach rozdziałów: w umieszczonym na skrzydełku obwoluty spisie treści widnieje W końcu mieszkam sam!, zaś w treści komiksu W końcu jestem sam!.
Skoro już o obwolucie wspomniałem – spoglądając na nią, nie ma wątpliwości, co jest treścią mangi. Front jeszcze wydaje się tylko niegrzeczny, ale tył absolutnie nie nadaje się do pokazania na wystawie w kiosku. Oczywiście Opętani miłością i tak nigdy tam nie trafią. Oby jednak komiks nie pozostał jedynie ciekawostką i rzeczywiście zapoczątkował falę podobnych publikacji, bowiem na tym polu japoński rynek ma jeszcze wiele do zaoferowania.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Akuma | 4.2020 |