Koledzy z klasy
Recenzja
Ciśnie mi się pod palce stwierdzenie, że oto wreszcie nadszedł dzień, kiedy na polskim rynku wydawniczym pojawił się tytuł BL, na który warto wydać pieniądze. Nie mogę jednak napisać tego z dwóch powodów. Po pierwsze, ryzykowałabym, że zostanę przeżuta wraz z butami i wypluta przez grono koleżanek fujoshi. Po drugie, o gustach się nie dyskutuje. Tak czy inaczej: czuję pewną satysfakcję. Historia początków miłości łączącej dwóch chłopców z jednej klasy, postrzelonego Hikaru i introwertycznego Rihito, jest tak prosta, że aż niemal banalna, leniwa i odrobinę melancholijna. Sprawia, jak napisała autorka w posłowiu, że w brzuchu czuje się łaskotanie. Dostajemy trochę rozterek i wątpliwości oraz coś jakby trójkąt romantyczny. Nic oryginalnego, a jednak tak smakowitego, że chce się wracać do tej opowiastki znowu i znowu.
Polskie wydanie wygląda ślicznie. Oto książeczka ze śliską, przyjemną w dotyku obwolutą. Tomik otwiera jedna kolorowa ilustracja, zamyka zaś szereg reklam‑dodatków od wydawnictwa, pomiędzy nimi zaś znajdziemy 178 stron potencjalnie przyjemnej lektury, a wszystko w powiększonym formacie, co jest już praktycznie standardem dla wydań jednotomowych. Książeczka jest też ponad miarę miękka, kiedy wzięłam ją w dłonie, poczułam, że niemal rozpływa mi się pod palcami. Niemal faluje. Wrażenie wrażeniem, tomik wytrzymał w całości do końca lektury i ciągle ma się dobrze, klejeniu więc nie można nic zarzucić. Jest to tym ważniejsze, że wewnętrzny margines chwilami jest zdecydowanie zbyt wąski, by wygodnie czytać zawartość niektórych dymków. Poza tym jednak całość prezentuje się poprawnie.
W tłumaczeniu wyłapałam tyle kwiatków, że wystarczyłoby na zgrabny bukiecik. Uderzyło mnie po oczach „Mogę wyczuć każdy krąg kręgosłupa”. Tłumaczce warto byłoby zasugerować zajrzenie do pierwszego lepszego słownika medycznego albo chociażby Wikipedii. „Dzięki temu, że nie dostałeś się do lepszego liceum, ty i ja mogliśmy zostać kolegami z klasy” w oczywisty sposób nawiązuje do tytułu, ale w ustach Hikaru brzmi strasznie sztywno i sztucznie. A „Kusakabe jeszcze mnie nie dziwi, ale…” wręcz zmusza do dodania „ale już niedługo zacznie” lub czegoś w podobnym stylu. „Zobaczysz, on od razu zacznie uganiać się za damskimi tyłkami” wywołało we mnie konsternację pomieszaną z rozbawieniem. Czyżby chodziło o ugrzecznioną wersję „uganiania sie za dupami” połączoną z potrzebą podkreślenia płci, do której dana część ciała należy? Cóż, zamiast komponować takie nowatorskie sformułowania, można było zostać przy starym i sprawdzonym „uganiać się za spódniczkami”, ewentualnie babami. Przykre ze względów osobistych było przemianowanie Harasena na Haracza. Po polsku może i brzmi to wiarygodnie, zważywszy że chodzi o nauczyciela szkoły męskiej, ale jednak tłumaczenie ograbiło oryginalne przezwisko z całego uroku. Coś, co pierwotnie było niegroźnym spoufaleniem się, w wersji polskiej przestało brzmieć tak sympatycznie. Muszę jeszcze powiesić jednego małego psa na tłumaczeniu haiku z rozdziału drugiego. Efekt jest, w moim odczuciu, niezbyt piękny i pozbawiony poetyckiej ulotności oryginału. Takie są moje osobiste preferencje, inny czytelnik może tego nie zauważyć.
Poużywałam sobie, ponarzekałam, a teraz dla odmiany powiem, że całość czytało się dobrze i wierzę, że ktoś mniej czepliwy ode mnie będzie czerpać z lektury prawdziwą przyjemność. Historia opowiedziana przez Nakamurę jest słodka, lekka i urocza, warto mieć ją na półce.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 2.2016 |