x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Generalnie pomysł, jak na okruchy życia, całkiem przyzwoity – ukazać urywek życia kilku osób przez pryzmat przystanku. Ale jakoś to wyszło… no, nijako. Uwaga moja największa skierowana jest w stronę przynależności gatunkowej, którą autorka trochę nadużyła. Zamiast prawdziwych okruchów życia mamy do czynienia raczej z bajkowymi, magicznymi historyjkami. Przyrzeczenia, że za kilka lat dojdzie tu do ponownego spotkania i nastąpi ślub? Nie wspominając o tym, że ta „przepowiednia” się spełnia. To mają być okruchy życia…?
Wszystkie te historyjki przesycone są melodramatem, po odsączeniu którego zostaje… no właśnie – na pewno nie „życie”. Ich magiczność jest przesadzona i przesłodzona, a myśl przewodnia jest tak wtórna, jak tylko się da („to, co najważniejsze, może być tu i teraz, obok – wystarczy się rozejrzeć i nie przegapić okazji”). Niestety na tym motywie‑zaklęciu w większości opierają się tytuły z tego gatunku, w efekcie czego mamy do czynienia z marazmem i wtórnością, co próbuje się maskować efektami „specjalnymi” (tutaj: melodramatyzm i magiczność).
Jako że historyjki krótkie, to i bohaterowie ukazani migawkowo, co znów ma standardowe konsekwencje, objawiające się ich bylejakością. Wiem, że na kilku, kilkunastu stronach nie sposób bardzo mocno rozwinąć psychiki postaci, ale naprawdę wiele można wycisnąć, a środków ku temu jest wiele. Nieraz decydującym elementem jest odpowiednie graficzne przedstawienie, lecz tu grafika jest prosta, momentami wręcz do przesady oszczędna.
I tylko zastanawiam się, dlaczego spodziewałem się czegoś więcej…
Przystanek życia...
Wszystkie te historyjki przesycone są melodramatem, po odsączeniu którego zostaje… no właśnie – na pewno nie „życie”. Ich magiczność jest przesadzona i przesłodzona, a myśl przewodnia jest tak wtórna, jak tylko się da („to, co najważniejsze, może być tu i teraz, obok – wystarczy się rozejrzeć i nie przegapić okazji”). Niestety na tym motywie‑zaklęciu w większości opierają się tytuły z tego gatunku, w efekcie czego mamy do czynienia z marazmem i wtórnością, co próbuje się maskować efektami „specjalnymi” (tutaj: melodramatyzm i magiczność).
Jako że historyjki krótkie, to i bohaterowie ukazani migawkowo, co znów ma standardowe konsekwencje, objawiające się ich bylejakością. Wiem, że na kilku, kilkunastu stronach nie sposób bardzo mocno rozwinąć psychiki postaci, ale naprawdę wiele można wycisnąć, a środków ku temu jest wiele. Nieraz decydującym elementem jest odpowiednie graficzne przedstawienie, lecz tu grafika jest prosta, momentami wręcz do przesady oszczędna.
I tylko zastanawiam się, dlaczego spodziewałem się czegoś więcej…