Manga
Usagi w kosmosie
- Space Usagi
Diuna, Gwiezdne wojny i Usagi Yojimbo w jednym komiksie! Fenomenalna kompilacja znakomitego autora! No, może nie taka fenomenalna…
Recenzja / Opis
Każdy, kto ma chociaż trochę styczności z popkulturą, wie jak często i chętnie nawiązuje ona do siebie samej i rozgrywa po wielokroć to, co okazało się chociaż trochę popularne. Nie inaczej było z serią o długouchym samuraju; stała się ona na tyle znana, że wytworzył się wokół niej wtórny rynek gier, figurek itp., a sam autor zaczął brać pod uwagę także i względy handlowe. Jak możemy się dowiedzieć ze wstępu, Usagi w kosmosie powstał w 1991 r. właśnie jako odpowiedź handlowa na innego króliczego bohatera – Bucky'ego O'Hare. Osadzone w świecie space opery przygody Usagiego miały stać się podstawą dla dłuższego komiksu i serialu animowanego. Nic z tego nie wyszło; projekt Bucky'ego O'Hare skończył się klapą, zapotrzebowanie na króliki w kosmosie gwałtownie spadło i Stanowi Sakai dopiero po latach udało się wydać Usagiego w kosmosie w wydawnictwie Dark Horse Comics.
Trzeba powiedzieć, że tworząc Usagiego w kosmosie, Stan Sakai zbytnio się nie wysilił, przynajmniej jeżeli chodzi o świat przedstawiony. W zasadzie jest to średniowieczna Japonia z głównej serii przeniesiona w świat space opery zbliżony do tego z Gwiezdnych wojen (jeżeli ktoś nastawia się na „science” w „science‑fiction”, spokojnie może sobie recenzowany komiks odpuścić). Bohaterowie też pochodzą z odzysku; tytułowy Usagi nie różni się zbytnio od swego pierwowzoru – a w zasadzie przodka, bo jakieś tam powiązanie między seriami niby jest – podobnie jak część postaci drugoplanowych, tj. Rhogen (zgadnijcie drodzy czytelnicy, o kogo to może chodzić) i Tomoe. Na szczęście autor nie stworzył zupełnej kalki swoich poprzednich utworów, wprowadzając jedną dosyć istotną zmianę – kosmiczny Usagi nie jest, jak jego przodek, wędrownym roninem, ale samurajem klanowym, wysokim rangą dostojnikiem w klanie Shirohoshi. Z tej przyczyny główny bohater bardziej przypomina swą wersję z wcześniejszych tomów głównej serii i jest raczej oficerem i dworzaninem aniżeli włóczęgą. Czy taki Usagi może się podobać? Kwestia gustu, mnie rozważania w stylu „co by było, gdyby” zawsze interesowały, a arystokratyczne wcielenie Usagiego zostało pokazane całkiem ciekawie.
Na potrzeby projektowanego serialu Stan Sakai stworzył fabułę obszerną, choć niezbyt skomplikowaną. Pierwsza część, obejmująca około 180 stron, opowiada o konflikcie pomiędzy klanem Shirohoshi a ekspansjonistycznym imperium Kajitori. Sporo tu wojny i dywersji, trochę romansu, a w charakterze przyprawy – szczypta polityki. Dzięki cudownemu wynalazkowi napędu nadprzestrzennego postacie podróżują między układami planetarnymi równie łatwo, co między wioskami w głównej serii, a w podróżach tych trafiają a to na ninja, a to na wrażych Kajitori, a to na niebezpieczną faunę. Wszystko to jest trochę naiwne i jednak bardzo w konwencji space opery, ale takie to były czasy – Gwiezdne wojny trafiły do kin ledwie kilka lat wcześniej i zapewne trudno było wyzwolić się spod ich wpływu. Druga część, już nie tak epicka, przywodzi mi z kolei na myśl Diunę. Jest pustynna planeta z robalami i lokalnymi Fremenami, a na owej planecie młody władca usiłuje odnaleźć skarb ukryty przez ojca – skarb, na którego chrapkę ma zdradziecki stryjek. Druga część jakoś bardziej przypadła mi do gustu, może dlatego że prezentuje coś mniej ogranego, a i chyba skierowana jest do nieco starszego odbiorcy. Korzystnie na odbiór wpływa też wolniejsze tempo i mniejszy natłok zdarzeń, aniżeli w części pierwszej. Ogólnie Usagi w kosmosie to dosyć lekka, przygodowa historia, bez charakterystycznych dla głównej serii poważniejszych rozdziałów. Zdecydowanie mniej jest również komedii i humoru – w tej konwencji utrzymany został tylko jeden krótki rozdział na samym końcu.
Jeżeli chodzi o kreskę, Usagi w kosmosie prezentuje poziom i styl zbliżony do tego z tomów 4‑6 głównej serii. Oznacza to, że dostajemy już dojrzałego Stana Sakai, bez deformacji i przeładowania kadrów charakterystycznych dla wcześniejszych zeszytów. Jeżeli ktoś ma obawy co do tego, jak autor poradził sobie z wszelaką techniką, śpieszę je rozwiać – Stan Sakai to może nie Masamune Shirow, ale talentu i cierpliwości z pewnością mu nie brakuje. Owszem, może lepiej wychodzą mu samurajskie zbroje niż statki kosmiczne, ale ogólny efekt jest nie gorszy niż w Usagi Yojimbo.
Usagi w kosmosie to taka trochę opowieść dla nikogo. Jak przypuszczam, cały projekt z serialem animowanym na czele tworzony był z myślą o młodszych nastolatkach, fascynujących się Żółwiami ninja, stąd nieco lżejszy, „przygodowy” klimat recenzowanego komiksu (acz nie całkiem – dostajemy i seppuku, i śmierć ważnej postaci). Z kolei główna seria jest dosyć uniwersalna, acz raczej dla starszego czytelnika, któremu space opera niekoniecznie musi przypaść do gustu. Wydaje się, że najlepiej potraktować Usagiego w kosmosie jako ciekawą alternatywną historię pokazującą, co by było gdyby klan Mifune nie został zniszczony, a Usagi kontynuował karierę na dworze. Fantastyczno‑naukowe elementy tak czy inaczej stanowią tylko dekorację, w żaden sposób nie wpływając na fabułę; ta zaś, mimo że słabsza niż w głównej serii, prezentuje całkowicie akceptowalny poziom.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Dark Horse Comics |
Wydawca polski: | Egmont Polska |
Autor: | Stan Sakai |
Tłumacz: | Jarosław Grzędowicz |
Wydania
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Egmont Polska | 9.2005 |