Inu-Yasha
Recenzja
Życie piętnastoletniej Kagome upływa spokojnie w szintoistycznej świątyni, należącej do jej dziadka – kapłana. Zapewne nie byłoby w tej materii większych zmian, gdyby Buyo (kot bohaterki) nie wlazł do świątynnej studni (podejrzanie przypominającej honden). Poszukując kota, Kagome również odwiedza studnię. Niespodziewanie wyskakuje z niej czwororęki korpus kobiecy z doczepionym szkieletem od gigantycznej stonogi. Stwór ów wciąga bohaterkę do innego świata, z wyglądu przypominającego średniowieczną Japonię (tzn. pomijając wszechobecne potwory). W ten oto sposób rozpoczyna się pierwszy tom cyklu Inu‑Yasha, jednej z dwóch (drugą jest Ranma 1/2) wydanych w Polsce mang Rumiko Takahashi.
Fabuła pierwszego tomu traktuje o przygodach Kagome w wiosce „po drugiej stronie studni”, polegających głównie na odpieraniu ataków potworów przyciąganych przez shikon (magiczny klejnot, będący w posiadaniu dziewczyny). Rozpoczyna się także kompletowanie drużyny, z którą w kolejnych tomach bohaterka będzie hasać po polach i lasach średniowiecznej Japonii. Pierwszym delikwentem zostaje tytułowy Inu‑Yasha – o ile mi wiadomo, w połowie człowiek, w połowie psi demon. Trzeba przyznać, że fabuła recenzowanego tomu zrobiła na mnie dobre wrażenie. Zaskakują rozsądne i racjonalne poczynania postaci, a nawet potworów, to rzecz raczej niespotykana w japońskim komiksie. Nie widać, przynajmniej na razie, żadnych problemów rodzinnych (Kagome jest chyba półsierotą, ale na tle bohaterów z innych mang i tak nie wypada po tym względem źle). Zresztą, co tam fabuła – Inu‑Yasha wręcz szokuje humorem! Zdumiewające, jak wiele można osiągnąć, nie wykorzystując jako elementu komicznego majtek, biustu, zębów i głupoty postaci. Co prawda to dopiero pierwszy tom, ale znając inne tytuły Rumiko Takahashi, mogę przypuszczać, że autorka nie pójdzie tu na łatwiznę i utrzyma wysoki poziom.
Wydanie nie prezentuje się zbyt zachęcająco. Czytelnika wita miękka, estetycznie dosyć siermiężna okładka, wydawca oszczędzał też na papierze – dwie kartki poświęcone zostały na tytuł, stopkę redakcyjną i spis treści, cała reszta tomiku to sam komiks. Nie ma nawet reklam, powszechnie spotykanych w produktach JPF czy Waneko. Cóż, mnie osobiście taka polityka wydawnicza w niczym nie przeszkadza – tak długo, jak druk jest czytelny, papier przyzwoity a tłumaczenie da się czytać, wydanie uważam za udane. A pod tym względem nie jest tak źle – wydanie co prawda jest dosyć niechlujne (widać miejscami źle przycięte strony, cienki papier powoduje przebijanie ilustracji, a o kolorze można zapomnieć), ale mimo wszystko da się bez wysiłku czytać. Najważniejsza rzecz, czyli tłumaczenie, nie budzi moich zastrzeżeń; miłym drobiazgiem jest przetłumaczenie wszystkich onomatopei, aczkolwiek nie dziwi to, biorąc pod uwagę, że manga nie była tłumaczona z japońskiego.
Swoją drogą, to kolejna już manga z Egmontu, po lekturze której zastanawiam się, skąd tak zła opinia fanów o tym wydawnictwie. Być może wynika to z niewątpliwie siermiężnej jakości wydania. W porównaniu z taką Kastą Metabaronów, Inu‑Yasha wygląda niczym miniaturowa paczka makulatury, boleśnie przypominając, że polski rynek mangi to nisza w niszy. Niemniej jednak, patrząc na starsze tytuły z Waneko czy JPF, trzeba powiedzieć, że Egmont nie odstawał od nich szczególnie – ot, takie niskie stany średnie.
Tomiki
Zapowiedzi
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
14 | Tom 14 | J.P.Fantastica | 9.2024 |
15 | Tom 15 | J.P.Fantastica | 12.2024 |