x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Na anime w telewizji się nie załapałam. Sentymentu u mnie brak. Być może dlatego Candy mnie nie porwała. Główna bohaterka mnie drażniła – tego typu energiczne optymistki, co to mają inspirować czytelnika przez pokazywanie dzielnego uśmiechu, kiedy świat wali się na głowę, raczej nie są w moim guście. Fabuła z kolei irytowała ciągłym rzucaniem jej kłód pod nogi, czasem mocno przekombinowanych (a ja przecież zwykle lubię takie rzeczy – może kontrast z kreską tak zadziałał?). W ogóle do postaci nie mogłam się przywiązać, nawet często wspominany przez fanów serii Terry mnie nie porwał, ot, taki tam „niegrzeczny” chłopiec, co go życie ciągle dręczy… Natomiast na ogromny plus kliknij: ukryte wątek wojenny i wszystko, co się wtedy działo w mandze: Candy jako pielęgniarka, rekrutowanie do szpitali polowych, śmierć Alistaira. Na plus także zakończenie wątku Terry'egu, bo jakoś tak mimo wszystko mi pasowało, chociaż rozumiem, że alkoholizm i nieudana kariera dla wielu osób mogą wyglądać na wymuszone.
Całkiem mnie zdziwiło, ile osób twierdzi, że kliknij: ukryte wątek romansów Candy nie został w mandze jakoś dokończony i bohaterka nie kończy z nikim – zakończenie wydawało się dość mocno sugerować, że Candy będzie z Albertem, choćby samym pokazaniem, ze to on był jej księciem. To, plus cały wcześniejszy wątek ich wspólnego życia.
Kreska śliczna i urocza. Okładki i ilustracje (w samej mandze ich nie ma, ale można znaleźć w internecie) urzekające. Chyba najmocniejsza dla mnie strona tej mangi.
Lektury nie żałuję, to jednak kawał historii i dobrze ją znać. Ostatecznie szał na Candy, w Japonii i poza nią, był ogromny. Myślę, że to spora rola kreski oraz dość wyraźnej inspiracji zachodnimi powieściami dla dziewcząt, nawet dla Europejczyków było w tym coś znanego…
Skoro mi i tak wyszedł długi komentarz, to jeszcze dopiszę, że jednak mi żal, że na wydanie mangi w Polsce – albo nawet japońskie wznowienie – nie ma szans. Przez dość paskudne zachowanie artystki autorka nie znosi mangi i wszystkiego, co z nią związane. W ostatnich latach zagranicznych licencji doczekała się tylko nowa wersja powieści – przepisana przez autorkę tak, zeby pozbyć się wpływów mangi…