x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Bo z dziewczynami nigdy nie wie, oj nie wie się...
Człowiek czyta mangi od wielu lat (chociaż jako żywo ich przedtem nie znosił i nie rozumiał ich czytania, tak, miałam ten okres w życiu, brr), czeka na porządnych bohaterów i przez kilka miesięcy nic, null, zero. Innym razem zaczyna czytać i nagle widzi przed sobą stado bohaterek shoujo, których nie ma ochoty zatłuc tłuczkiem do mięsa. Zaczęłam się obawiać, że się zrobię koszmarnie rozbestwiona i już żadne shoujo nigdy mi się nie spodoba :< Bo tu z jednej strony Dengeki, tu znowuż Beauty Pop, tu Delicious Relationship, nieśmiertelna Haruhi (pamiętajmy, DO 10 tomu). Zaczęłam czytać Nanaco Robin i proszę, od razu fajna bohaterka. Do 22 strony pierwszego rozdziału zdążyła walnąć głównego bohatera 3 razy, na które w pełni zasłużył. Pokochałam ją za to.
Na początku nie rozpoznałam i nie skojarzyłam, że to ta sama autorka co Lovely Complex. Może ja jestem za bardzo uprzedzona do niskich samców, ale mnie Nanaco Robin podobało się bardziej. W tej sytuacji mieliśmy clueless babeczkę, a nie faceta, co z niejasnych dla mnie przyczyn uznaję za plus. Nako jest ciekawą postacią. Optymistycznych bohaterek shoujo jest na pęczki oczywiście, ale prędzej czy później autorzy dają im takie cechy, że macki z płuckami opadają. W przypadku Nako dostajemy właściwie normalną dziewczynę, która płacze jak ma powód, ale generalnie jej mottem życiowym jest „kiedy jesteś szczęśliwa, możesz wszystko”. Podoba mi się takie podejście. Ładnie zniosła spotkanie ze swoją pierwszą miłością. Aczkolwiek samo zmuszanie jej do powiedzenia co czuje uważam za głupie. Nawet jeśli robiła to, żeby wreszcie zostawić to za sobą uważam za naprawdę rzadkie świństwo wyznawanie uczuć mężowi siostry… Ale po jej wejściu do kościoła na początku mangi mogę jej wybaczyć. Sytuacja z pierwszych stron zostawiła mnie z wielkim wtfem na twarzy. Tak się powinno zaczynać mangi. Generalnie dziewczyna ma jaja, że tak to brzydko ujmę. Co podkreśla w mandze w pewnym momencie wymawiając bohaterowi, że się nie może zebrać z wyznaniem. Bardzo podobała mi się ta rozmowa z dwóch względów. Raz że dziewczyna podawała sensowne argumenty i była przy tym bardzo prawdziwa. Bardzo wścibska z dobrym serduchem, która chce pomóc i zwyczajnie nie rozumie podejścia drugiej strony. Bo ona działa i widzi świat inaczej. Mimo że generalnie miałam ochotę jej dać po pysku za jej upór i to, że nie wierzyła mu, że będzie miał odwagę to podziwiam konsekwencję w prowadzeniu postaci. Oraz realizm charakteru. Podobała mi się też strasznie jego odpowiedź, bo co ją to do diabła obchodzi? W ogóle ludziki mają tam takie fajne reakcje, tak inne od utartych schematów. No dobra, śledzenie było bezdennie głupie jak zwykle (srsly, it's SO DAMN WRONG). Motyw z wyrzuceniem syna też mi się nie podobał, zbyt naciągany był. Z drugiej strony inaczej by nie zmusili Młodego do współpracy i byłoby jedno wielkie nic. Musieli gdzieś pokazać interakcje postaci (scena prysznicowa, scena prysznicowa!).Podobają mi się jej reakcje na niego, odwrócony schemat panienki z dobrego domu. Autorka pokazała w tej mandze tak samo jak potem w Lovely Complex, że umie shoujowe schematy przerobić i odświeżyć. Nie popadła w pułapkę tylko wykorzystała na swoją korzyść. Podziwiam ją za to, widząc jak wiele autorów przesadza. Bardzo podobały mi się poczynania głównej bohaterki, starała się go wciągać w życie szkolne, odkryła, że ma w domu perłę. No i bardzo ładnie nie pokazywała zazdrości o rywalkę. Rywalkę… Zakochałam się z miejsca w tej dziewczynie. Jest PERŁĄ, jest cudowna. Tak genialnie poprowadzonego tego typu wątku nie widziałam nigdy. Warczenie na butlera, który robi co chce, rzucanie w niego przedmiotami, robienie mu ciężkich awantur, so sweet… Nie mogłam się napatrzeć, dlatego trochę żałowałam, że to się skończyło tak jak się skończyło. Czekała aż on wreszcie dokładnie zobaczy i powie jej dlaczego tak mu przeszkadzają inni panowie. Niemniej takie padnięcie sobie w ramiona było trochę niesatysfakcjonujące. Z drugiej strony biorąc pod uwagę jej charakterek nic dziwnego, że się odważyła na coś takiego. Zaintrygowała mnie od momentu jak ją pierwszy raz zobaczyłam grającą na gitarze. Nietuzinkowa postać. Przesadzona też, ale taką uroczą i czarującą horpynę widziałam pierwszy raz. Jestem nią absolutnie zachwycona! Resztę postaci pominę bo były schematyczne, niektóre sytuacje głupie, ale overall oceniam bardzo wysoko.
Manga nie zmieniła mojego życia ale na parę chwil uczyniła je nieco sympatyczniejszym. Na pewno nie raz do niej wrócę, bo jest lekka, ciepła i bardzo optymistyczna.
Polecam