x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Lenneth
19.09.2014 01:11 Badziewie, mimo wszystko interesujące
Manga, która nadaje się właściwie tylko dla fanów niebieskiego Hrabiego, choć nawet fani zgrzytają przy niej zębami.
(W dalszym komentarzu nie zaznaczam spojlerów, bo zakładam, że w naszym kręgu kulturowym każdy przynajmniej słyszał o ogólnych założeniach „Hrabiego Monte Christo”, powieści Dumasa, na której opiera się Gankutsuou).
W zaledwie trzech tomach komiksu nijak nie dałoby się zamknąć epickiej, pełnej rozmachu zemsty Hrabiego – i nawet nie próbowano. Po wstępie zgodnym z tym, co działo się w anime (Hrabia nawiązuje znajomość z Albertem i Franzem), akcja przeskakuje szybko do zemsty na Villeforcie i całej jego rodzinie, po czym… urywa się w momencie niemal szczytowego napięcia. Fernand, główny cel Hrabiego, pojawia się tylko na moment, podobnie zresztą jak Albert, a o pozostałych postaciach i wątkach nie ma co wspominać.
Kreska… nie grzeszy urodą, sprawia wrażenie niechlujnej, w niczym też nie przypomina tej z serialu TV, ale mimo wszystko mnie nie odrzuciła. Nie wiem, może to sentyment do Hrabiego wypacza mój gust (nieważne, jak go rysują, ważne, że w ogóle), ale mam wrażenie, że brzydkie rysunki nieźle pasują do obrzydliwej historii, którą opowiada ta manga.
Dwie rzeczy czynią ten tytuł potencjalnie smacznym kąskiem dla fanów Gankutsuou.
Po pierwsze, klimat. Manga, w przeciwieństwie do serialu, nie jest „zwykłym” dramatem. Jest właściwie rasowym horrorem – psychologicznym i nie tylko. Zemsta Hrabiego na Villeforcie okazuje się nieporównanie paskudniejsza od tego, co działo się w anime. Do dziś czuję niepokój na samo wspomnienie; powiedzmy, że kliknij: ukryte wiwisekcja przeprowadzana na w pełni świadomej ofierze wcale nie była najgorszym elementem całości. Na tle tego, co tu się wyprawia, w anime Hrabia był wręcz uosobieniem zdrowych zmysłów, opanowania i miłosierdzia.
Po drugie: manga odpowiada na pytanie, w jaki sposób Edmond wydostał się z kosmicznej fortecy If. Oraz na czym dokładnie polegał absolutny horror bycia uwięzionym w tejże fortecy. (Po tym przestajemy się dziwić, dlaczego Hrabia obszedł się z Villefortem nieco… ekstremalnie, dziwimy się natomiast, jakim cudem w ogóle zachował resztki człowieczeństwa). Oczywiście, ucieczka przedstawiona jest skrótowo, po macoszemu, ale dobrze, że ten wątek w ogóle się pojawił i dopełnił niekompletny kanon z anime.
Właściwie to nawet lubię tę mangę, jakkolwiek szpetna i okrojona by nie była. Plasuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań, zarówno jako uzupełnienie anime, jak i samodzielny tytuł, ale dobrze, że w ogóle powstała.
Badziewie, mimo wszystko interesujące
(W dalszym komentarzu nie zaznaczam spojlerów, bo zakładam, że w naszym kręgu kulturowym każdy przynajmniej słyszał o ogólnych założeniach „Hrabiego Monte Christo”, powieści Dumasa, na której opiera się Gankutsuou).
W zaledwie trzech tomach komiksu nijak nie dałoby się zamknąć epickiej, pełnej rozmachu zemsty Hrabiego – i nawet nie próbowano. Po wstępie zgodnym z tym, co działo się w anime (Hrabia nawiązuje znajomość z Albertem i Franzem), akcja przeskakuje szybko do zemsty na Villeforcie i całej jego rodzinie, po czym… urywa się w momencie niemal szczytowego napięcia. Fernand, główny cel Hrabiego, pojawia się tylko na moment, podobnie zresztą jak Albert, a o pozostałych postaciach i wątkach nie ma co wspominać.
Kreska… nie grzeszy urodą, sprawia wrażenie niechlujnej, w niczym też nie przypomina tej z serialu TV, ale mimo wszystko mnie nie odrzuciła. Nie wiem, może to sentyment do Hrabiego wypacza mój gust (nieważne, jak go rysują, ważne, że w ogóle), ale mam wrażenie, że brzydkie rysunki nieźle pasują do obrzydliwej historii, którą opowiada ta manga.
Dwie rzeczy czynią ten tytuł potencjalnie smacznym kąskiem dla fanów Gankutsuou.
Po pierwsze, klimat. Manga, w przeciwieństwie do serialu, nie jest „zwykłym” dramatem. Jest właściwie rasowym horrorem – psychologicznym i nie tylko. Zemsta Hrabiego na Villeforcie okazuje się nieporównanie paskudniejsza od tego, co działo się w anime. Do dziś czuję niepokój na samo wspomnienie; powiedzmy, że kliknij: ukryte wiwisekcja przeprowadzana na w pełni świadomej ofierze wcale nie była najgorszym elementem całości. Na tle tego, co tu się wyprawia, w anime Hrabia był wręcz uosobieniem zdrowych zmysłów, opanowania i miłosierdzia.
Po drugie: manga odpowiada na pytanie, w jaki sposób Edmond wydostał się z kosmicznej fortecy If. Oraz na czym dokładnie polegał absolutny horror bycia uwięzionym w tejże fortecy. (Po tym przestajemy się dziwić, dlaczego Hrabia obszedł się z Villefortem nieco… ekstremalnie, dziwimy się natomiast, jakim cudem w ogóle zachował resztki człowieczeństwa). Oczywiście, ucieczka przedstawiona jest skrótowo, po macoszemu, ale dobrze, że ten wątek w ogóle się pojawił i dopełnił niekompletny kanon z anime.
Właściwie to nawet lubię tę mangę, jakkolwiek szpetna i okrojona by nie była. Plasuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań, zarówno jako uzupełnienie anime, jak i samodzielny tytuł, ale dobrze, że w ogóle powstała.