x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Podobne
Też uwielbiam Cheese, dlatego zgadzam się w dużej mierze z recenzją, jednak jestem z obozu ludzi, którzy uważają, że Jung po prostu zakochał się w Sul. Co prawda kliknij: ukryte jest to o wiele łatwiejsze teraz, kiedy mieliśmy „A linking loop”, jak i te wszystkie kłótnie Junga z Sul. Zresztą to też jednak z rzeczy, które mi się w CitT podobają: ta skrzywiona przez Sul perspektywa, która widzi go na początku jako masterminda za wszystkim i powolne odkrywanie, że w gruncie rzeczy Jung to też człowiek, ze swoim zmęczeniem, irytacją, oczekiwaniami ojca i skrzywioną moralnością. Zresztą uwielbiam to, jak w późniejszych rozdziałach Jung coraz mniej się chowa za uśmiechem, a o wiele więcej widzimy jego różnych ekspresji (walka z Inho to moje ulubione rozdziały pod tym względem).
5/10
To była dobrze zapowiadająca się manga. Ciepła, z fajną główną bohaterką, całkiem interesującymi postaciami pobocznymi, bez większych dram etc. Problem w tym, że im dalej się ją czyta, tym bardziej nudzi i a w moim konkretnym wypadku: męczy (do tego stopnia, że zadurzuciłam czytanie).
Po pierwsze: wszyscy, dosłownie wszyscy uważają główną bohaterkę za atrakcyjną i nie chodzi mi tutaj o wygląd. Jest atrakcyjna albo jako love interest, albo przyjaciółka, albo (nawet) jako potencjalna żona brata. Ba! Nawet jednej „rywalce” w miłości zdarzyło się pomyśleć, że to w sumie fajna osoba jest, więc się lubemu nie dziwi. Na początku jeszcze się temu nie dziwiłam: główna bohaterka to taki wulkan pozytywnej energii, jest zabawna i łatwo się z nią zaprzyjaźnić – wiadomo, takie osoby mają dużo przyjaciół. Ale żeby w całych tych siedmiu tomach nie znalazł się nikt, kto by jej entuzjazmu nie uważał za wkurzającego? Altruizmu za pretesjonalnego? Ja po pewnym czasie byłam już wymęczona zachowaniem Uru, a generalnie lubię w szojcach pozytywne bohaterki (zaskakująco jest ich ostatnimi czasy więcej, niż to się normalnie przypuszcza).
Po drugie: brak jakiejś ciągłej fabuły to nie problem w okruchach życia, ale powtarzalność przy piętnastotomowej serii może męczyć. A wszystko po pewnym czasie staje się przewidywalne: albo to Uru kogoś „uzdrowi” swoją dobrocią (i przy okazji będzie jakaś romantyczna scenka z jednym z love interest), albo ją przekonają, że jest jaka jest i to nie problem. Brak rozwoju głównej bohaterki (w końcu już jest fajna i zabawna, po co się dalej męczyć?) to w sumie tylko taka mała szpilka przy tym.
No i na końcu bardzo przeciętna kreska: owszem, główni chłopcy potrafią być ładni, ale zawsze mi się wydaje, że jakiś oczy są za duże, czyjaś twarz (np. Mitsuki) jakaś krzywa czasem się staje, teł oprócz obowiązkowych rzeczy praktycznie nie ma. Ech, to w sumie dla mnie mały zarzut, no ale jednak sam fakt, że kreska autorki jakoś się nie polepsza wraz z tomami jakoś mnie zasmucił.
Generalnie całościowo może to i dobra manga, ale mnie totalnie wymęczyła po tych siedmiu tomach i nie mam ochoty wracać. Wystawiłabym 6/10, gdybym aż tak się nie zawiodła. Do jednokrotnego przeczytania i raczej w porcjach.
6/10
Cała akcja dzieje się w historycznym Tokio, po którym grasują mordercze, dziwaczne duchy. Zagadkę tych morderstw postanawiają rozwiązać dziennikarz wraz ze swoim przyjacielem robiącym w biznesie rozrywkowym.
Już po opisie można sie domyśleć, że manga przypomina bardziej kryminał niż horror i rzeczywiście, jest skonstruowana jak te stare, klasyczne kryminały wieku XX, gdzie detektyw łaził i przepytywał podejrzanych, a następnie obracał poszlaki na wszystkie strony i na końcu, wśród zebranych osób, ogłaszał, kto jest mordercą. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że to nie powieść, a manga. Niki Kajiwara pomimo naprawdę ładnych projektów postaci i przede wszystkim: zróżnicowania twarzy wszystkich bohaterów, nie zdołała jednak tchnąć więcej mangowego życia w tę historię. Większą część mangi wypełniają dialogi, tyle że nawet najciekawsze kwestie nie ratują, gdy autorka nie robi zbyt dobrego użytku z grafiki. Zbyt statyczne to wszystko, nawet jak na kryminał (a może przede wszystkim jako kryminał?). Yamamoto Kotetsuko (czyli inna ilustratorka powieści Ono Fuyumi) co prawda rysuje twarze z jednego schematu, ale jakoś potrafi swoje mangi zrobić ciekawszymi. Chociaż zawsze trzeba wziąść pod uwagę, że być może trafiały jej się wdzięczniejsze historie do ilustrowania.
Za to historyczne Tokio tutaj nie jest tylko ozdobą, ale rzeczywistym miejscem akcji – myślę, że osoby, które lubią zwiedzać historyczną mangową Japonię, chętnie tu zawitają (chociaż z tego co wiem, autorka specjalnie niektóre fakty historyczne przeinaczyła na korzyść fabuły). Nie brakuje też naprawdę klimatycznych scen i chociażby dla takich małych perełek warto się zainteresować tą pozycją. Głównymi postaciami tutaj są raczej podejrzani, niż „detektywi” – znowu specyfika historii, w której przez większość czasu nic nie wiemy o osobach wprowadzających nas w ten świat i zagadkę morderstw.
Za to zakończenie… podobało mi się i nie jednocześnie. Było naprawdę klimatyczne, spodobał mi się też kierunek, w jakim poszła historia i motywacje postaci. Nie do końca za to satysfakcjonowało mnie samo rozwiązanie zagadki, po lekturze nadal mi coś zgrzyta i się zastanawiam: nie było innego wyjścia?
Chociaż ocena jest stosunkowo mała, myślę, że fani niekrwawych horrorów i wszelakich mystery/kryminałów mogą dać szansę tytułowi.