x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Wydanie polskie
Re: podtytuł 7 tomu
Epoka kamienia łupanego
Coś mi się kiedyś rzuciło w oczy i z ciekawości sprawdziłam… Nie chcę Ci psuć światopoglądu, ale pierwszy tydzień (nawet nie, dwa dni bodajże?) przyniósł mandze (dwudziestemu piątemu tomikowi znaczy się) prawie sto dwadzieścia tysięcy sprzedanych egzemplarzy xD
Ale to jeszcze nic: w drugim zestawieniu całkowity wynik sprzedaży po niespełna dwóch tygodniach wynosił ponad trzysta pięćdziesiąt tysięcy… Niestety, nie widzę możliwości ubicia tak płodnej kury. A że jakość jajek boli? Cóż, nie pierwszy raz…
Re: Kupno
Re: Po szóstym tomiku...
Och, to jeszcze nic… Jeśli wierzyć anime to bohater niedługo się zaręczy. Podwójnie! Znaczy… nie do końca z własnej woli… xD
Re: Wątpliwości
Ahahahaha, fajnie by było, ale to dopiero część pierwsza, a druga – Queen's Quality – ma już dwa tomy ;)
Ciastka by Yoneda
Re: TAGI!!
Re: Poprawka
Re: Ja gram dla niej, ona dla mnie
Ja gram dla niej, ona dla mnie
Bo jak muzyka to od razu romans, łzy i pokłady natchnienia, tak? Wcale, że nie… znaczy, ja wiem, że nastolatki w większości są bardzo niedojrzałe, dopiero uczą się o prawdziwej przyjaźni i miłości, ale mam wrażenie, że w większości przypadków zdecydowanie nie wygląda to tak, jak tutaj. Te wszystkie niedomówienia, przepuszczanie wszystkiego przez muzykę i artyzm wydają mi się zbyt wyrafinowane, jak na nastoletnie miłostki. Nie, to nie jest jeszcze pełnoprawna telenowela, ale momentami ma wyraźne ciągoty w tym kierunku:
- ona kocha jego, on najprawdopodobniej kocha inną, ale nic nie powie, bo ona najprawdopodobniej kocha tego innego, ale może jednak nie do końca? Generalnie nikt niczego nie mówi nikomu wprost, tylko tak po cichu cierpi i docenia samą bliskość… Bla, bla… Serio?
- ona jest moją muzą, moim natchnieniem, a ja mam traumę i nie jestem w stanie grać, ale może jednak mogę? Bo ona jest taka inspirująca i będę grał dla niej, tak jak ona gra dla mnie i będziemy się nawzajem inspirować, bo żyjemy dla sztuki <3 – to jest chyba nieco zbyt poetyckie, jak na moje niewzruszone serducho i nastolatki chyba tak nie działają, ale może oni akurat są „wyjątkowi”.
- ach, te kliknij: ukryte śmiertelne i przerażające choroby z cyklu tych groźnych i nienazwanych… kliknij: ukryte Umieram, żeby było dramatyczniej i gdy czeka mnie ryzykowna operacja, ty masz grać i zachwycać innych swoją przepiękną grą, a ja wtedy umrę, żeby było bardziej „tró” i wzruszająco! A i dopiero w długim liście pożegnalnym dopiero napiszę ci, że cię kocham miłością prawdziwą, bez skazy i taką idealną, bo tak będzie tak najprawdziwiej. Przykro mi, ale na mnie coś takiego zupełnie nie działa…
To naprawdę mogła być dobra manga o powrocie młodego i utalentowanego chłopaczka do świata muzyki z mrocznej krainy nastoletniej depresji przy akompaniamencie skrzypiec pozytywnie zakręconej koleżanki/dziewczyny… Mogła być, gdyby autor nie postawił sobie zadania pt. „wzruszamy za wszelką cenę, a wszystkie i przy tym najbardziej ograne chwyty dozwolone”, nie wciskał pomiędzy przyjaciół jednego, wielkiego wielokąta romantycznego i całej tej poetyckości….
Nie chcę się z nikim kłócić, ale każdorazowe powoływanie się na odmienność kulturową przy okazji występowania w mandze/anime jakichkolwiek dziwactw, sprawia, że ciarki mnie przechodzą. A propos „Chryzantemy…” – nie przeczę, że książka zawiera wartościowe informacje, ale trzeba pamiętać w jakich okolicznościach była pisana. Ok, Japończycy tak łatwo nie pozbywają się swoich, bądź co bądź, głęboko zakorzenionych zwyczajów i wyznawanych wartości (przyznaję, że nie czytałam książki Benedicht od deski do deski, ale w zagadnieniu wdzięczności lub inaczej długu wdzięczności wobec rodziców – „giri”, jeśli dobrze sobie przypominam, chodziło o to, iż, jeśli dobrze pamiętam, ogólna idea polega na tym, że nie ważne jak dziecko by się starało „giri” wobec rodziców pozostaje niespłacone do końca, życia, bo tego nie da się spłacić – po prostu i już). Ale od tego momentu (okres II wojny światowej) minęło dużo czasu, naprawdę dużo czasu… Dlatego też wydaje mi się, że szukanie na siłę głębi tam, gdzie jej raczej nie ma, mija się z celem. Jakoś nie widzę autorki zwykłej obyczajówki siedzącej nad kolejnymi kadrami z przekonaniem – „narysuję historię opartą na takich, a takich wartościach”. Jakoś nie uśmiecha mi się patrzenie na społeczeństwo japońskie wyłącznie przez pryzmat wzorów kultury spisanych w czasie zarówno dla Japończyków, jak i ludzi zmuszonych poznawać ich kulturę bardzo specyficznym (to tak jakby czerpać wiedzę o współczesnych Polakach z książek napisanych przed lub w czasie wojny… Serio? Nie no, pewnie niektóre rzeczy nadal byłyby aktualne, ale bez przesady – większość „podręcznika” trzeba by napisać na nowo”. Poza tym kultura się zmienia, powoli bo powoli, ale zmiany są nieuniknione i powoływanie się na sztywną teorię w tym przypadku raczej nie zdaje egzaminu. Nie mówię, że nie ma młodych ludzi żyjących tradycyjnymi zasadami, ale podejrzewam, że większość młodych (tak, również tych z pokolenia autorki) Japończyków nie ma o tym zasadach pojęcia, jak i o wielu innych rzeczach… A sam pomysł kliknij: ukryte wychowywania sobie żony jest stary jak świat i nie należy kojarzyć go jedynie z Japonią, choć w tym przypadku można mówić o tym, kliknij: ukryte że żona sama się wychowała. W tej konkretnej sytuacji nie powoływałabym się na wartości społeczne, a raczej nieudolność scenariusza. Ot, tyle.
Re: Zmiana obwoluty
Re: Zmiana obwoluty
Re: maiko
Re: maiko