x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Przeczytane od A do Z
Otóż zabawnie tak naprawdę jest tylko na początku i na końcu. Cały środek jest pełen brutalności i widać, że tylko na końcu – tak już na pożegnanie – ktoś się postarał się i dał kilka żartów. Takich wiecie – sytuacyjnych. Autentycznie zaśmiałam się dwa razy podczas walki Gotenksa i Buu. Serio. Potem już widać, że się nie chciało.
Całe moje dzieciństwo oglądałam DB na RTL. I wiecie co? Byłam zaskoczona, jak wiele humoru, przygód i akcji dodali animatorzy. W komiksie masy rzeczy po prostu nie ma. W drugiej połowie zapomnijcie o treningach, rozmowach, jakichkolwiek relacjach między bohaterami. Brakuje absolutnie wszystkiego, za co kiedyś tak bardzo kochałam DB. Wszystko dzieje się zgodnie ze schematem (ten silny, pokonani, trening, wygrani, powtórz), a to wszystko przez krew Saijan i ich „chęć walki”. No ale dzięki temu Toriyama nie musiał długo zastanawiać się, co tu zrobić, żeby wróg osiągnął ostatnie stadium.
Ale dobra! Wiecie, co najbardziej mnie dotknęło? To, jak bardzo Tokiyama miał dośc tej serii. I jak bardzo nie chciał już jej ciągnąć. Widać to zwłaszcza w pędzie, w jakim prowadzona jest ostatnia saga, jak i zakończenie – wprawdzie wszyscy znamy historię i wiemy, że od tamtego momentu franczyza DB tylko się rozrosła, ale wiecie… Mimo wszystko człowiek chciałby dostać ładne zakończenie na koniec takich tomów. A tu widać, że jemu się BARDZO nie chciało.
Co jeszcze mnie zaskoczyło? To, że w porównaniu do Naruto czy One Piece, nie za bardzo czułam te wielkie przyjaźnie. Jeszcze na początku, ok. Relacja między Goku, Krilanem i Żółwiem wypadała przekonująco. Ale potem pałeczkę przejmuje Goku i Vegeta, a reszta przechodzi w cień. Potem jeszcze te gadki, że Goku szuka dla siebie zastępstwa, by bronić Ziemi, ale dajże spokój… toż Goku zawsze zadaje ostateczny cios. Tak właściwie to czy ktoś lubi Goku? Bo ja osobiście tak przeciętnie. Pewnie dlatego, że był niezastąpiony, a fajnie by było, gdyby czasami ktoś inny mógł zrobić coś więcej, niż tylko asystować.
Ach! No i jeszcze smocze kule. Jako dziecko tego nie zauważyłam, ale już jako dojrzały widz/czytelnik kłuło mnie w oczy, że już od drugiego życzenia cały czas bawimy się tylko we wskrzeszenia. Tylko i wyłącznie! A wiecie, jak to bywa. Gdy już tyle razy ktoś umarł, gdy już wiemy, że ci bohaterowie są tam na górze, u Kaito, to po co ich w ogóle wskrzeszać? Zwłaszcza, że nie mają żadnego wpływu na fabułę -,-
To, czym wygrywa DB, to sentyment i właśnie tym sentymentem gra na emocjach. Bo mimo tych wszystkich oczywistych wad, chciałam mieć te tomiki na półkach, uwielbiam tych bohaterów i na pewno powrócę do tej historii jeszcze nie raz, nie dwa. Bo tak to właśnie bywa z ulubionymi historiami. Niezależnie od tego, ile absurdów w sobie niosą, widz/czytelnik i tak to kocha. Mówię Wam – sentyment to coś, czego potrzebuje każdy autor.
Polecam kupić tomiki i przekonać się samemu, co oryginalna historia w sobie kryje. Mimo oczywistych wad uważam, że warto znać, bo to klasyka. I to klasyka przez duże K. Ja nie żałuję, że przeczytałam wreszcie całą mangę, a magia smoczych kul to część mojego dzieciństwa. Pewnie nie tylko mojego ;)
Polecam!
Co za przyjemna opowieść!
Dużo prawdy jest w tym, że uwielbiamy sentymentalizm. Spoglądanie na świat oczami dziecka jest naprawdę wyjątkowym doświadczeniem, szczególnie jeśli samemu pamięta się pewne urywki wspomnień ze swojej dziecięcej codzienności. Rozdziały przesiąknięte są optymizmem, ciepłem i takim spokojem, o który naprawdę ciężko. Ta opowieść ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się więcej. Brak tutaj supermocy, wielkich dramatów i tragedii czy innych wydumanych rzeczy, którymi lubią nas uraczać mangadze. Tutaj znajdziemy samą życiową prawdę – i właśnie w tym tkwi sekret tej mangi.
Jestem dopiero na dwudziestym rozdziale i wciąż rozkoszuję się tą opowieścią. Czytam po jednym rozdziale albo dwóch i z chęcią powracam do początku. Jejkuu… jakie to odświeżające!
Polecam! Tak ciepłej mangi ze świecą szukać. Serio!
Re: Cudowna
Jejku, Arakawa naprawdę potrafi z klasą zakończyć historię. Pewnie gdybym była młodsza, nie potrafiłabym zrozumieć TAKIEGO zakończenia, ale że jestem już dorosła i sama wiem, co to znaczy stanąć przed wyzwaniem dorosłości – zakończenie trafiło w moje serduszko.
Zdecydowanie będę powracała do tej mangi. NAprawdę jest świetna i warta zapoznania.
Cudowna
FMA uwielbiam całym sercem. To historia szczególnie bliska memu sercu. Z SS jest podobnie (może dlatego, że dzieciństwo spędziłam właśnie na wsi), bo kolejny raz autorka trafiła prosto w moje serce. I jak wierzę – nie tylko mi.
Silver Spoon to wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju opowieść naprawdę dla wszystkich. Urocza, wzruszająca, zabawna, a przy tym tak mądra. Mając 20 lat na koncie, całkowicie odnajdywałam się w problemach głównych bohaterów. To nie jest jedna z tych prostych shounenówek, w którym świat przedstawiony jest często czarno‑biały. Nie ma tutaj dobrych i złych postaci. Nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Nie ma dróg na skróty. Ta książka to droga. Zupełnie jak nasze życie.
Arakawa ma w sobie niesamowity dar – dar nie do powtórzenia. Potrafi w przystępny sposób poruszać temat, który na ogół często nie jest poruszany. Tak jak było to w przypadku FMA, tak i tutaj uczy nas, że te najważniejsze lekcje rodzą się w bólach. I choć to trudna lekcja, jest warta doświadczenia. Życzyłabym sobie, żeby każdy mógł przeczytać tę mangę. Obiecuję, że nikt się nie zawiedzie.
PS. Poszukuję tomu 8 i 14… ktoś, coś?
Opinia osoby siedzącej w tym biznesie od lat
Nie przysiadłam do anime zaraz po premierze, bo przecież to jakieś tam shounen (ileż ja już się zawiodłam na tym gatunku), z kolejnym bohaterem od zera do bohatera, z kolejną ludzką osobą przeminioną w coś niezwykłego, z kolejną wariacją na temat uratujmy świat!
Ależ się zaskoczyłam!
Kiedy w spokojne letnie wakacje (czytaj – tydzień temu) przysiadłam do anime, zrobiłam to już typowo z nudów i dlatego, że Noragami zdobył całkiem dobre opinie. Uznałam, że nic nie ryzykuję. Zawsze mogę wyłączyć po pięciu minutach, jak to miałam już w zwyczaju. Ale nie wyłączyłam. Zostałam na dłużej. obejrzałam pierwszy sezon w ciągu jednego wieczoru. Na drugi sezon poświęciłam tę samą nockę. Z wypiekami na twarzy oglądałam przygody postaci, przypominając sobie, czemu wciąż powracam do świata A&M i czemu wciąż z tego „nie wyrosłam”.
Oczywiście w Noragamim też mamy motyw „od zera do bohatera”, ale to o wiele bardziej złożona materia. Yato niech się stać silny, on chce być pamiętany, ponieważ jeżeli nie będzie – zniknie. Nie powiem – to właśnie ten motyw sprawił, że moje serducho zabiło mocniej, a łezka zakręciła się w oku. Motyw ludzkiej osoby to kolejna rzecz, która tym razem przyspieszyła bicie mego serduszka. Hiyori jest jedną z najlepiej skonstruowanych postaci kobiecych (bardzo przypomina mi Winry z FMA) – pomocna, uczynna, niegłupia i nienaiwna. W dodatku szalenie kibicuję jej i Yato, a ten romans do prostych nie należy. Uratujmy świat? Pfff… Yato i spółka go nie ratują. Angażują się tylko wtedy, kiedy trzeba, dzięki czemu mangaczki ominęły najbardziej wyświechtany motyw. Tutaj w grę wchodzi coś o wiele trudniejszego do przedstawienia, przez co manga naprawdę może wciągnąć.
Według mnie manga tylko trochę różni się z wersją animowaną. Wiadomo, że nigdy nie będzie idealnie, ale anime spełnia swoją funkcję bycia wizytówką. Dlatego też później zawsze będzie chciało dowiedzieć, co się wydarzy później.
Polecam z całego serca i czekam na kolejne tomiki!
Zabawnie!
Nie lada gratka dla tych, którzy znają tę historię ;)
W sumie ja akurat lubiłam Yamchę, no ale im jestem starsza, tym bardziej doceniam pierwszą serię, niż wszędobylską „Zetkę” :D Polecam!
Re: not
Sama fabuła opierająca się na przypadkach 30‑latki: genialna! Strzał w dziesiątkę. W końcu ktoś pokazał (trochę przesadzoną), ale normalną postać.
Wątek romantyczny – inny, zabawny i naprawdę udany. Szczerze czuć chemię między główną parą i szczerze się im kibicuje!
Jejkuuu… aż nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. ALE ALE! Ma być ciąg dalszy! I alleluja!
Takie josei to ja lubię <3
Po ogłoszeniu wydania w Polsce
Liczę, że to nie będzie jakieś przesłodzone shoujo, a autorka odważy się na kilka ciekawych eksperymentów (choć wiadomo – nie oczekuję nie wiadomo czego) ;)
Przyjemne, choć słabsze od Hapi Mari
Nie jest to może oryginalna manga, ale ma w sobie to coś, co lubię – zabawne sytuacje, przystojnego głównego bohatera i sympatyczną główną bohaterkę. No i słodko‑gorzki romans <3
Eyeshield 21 jest serio spoko mangą! Jedną z najlepszych sportówek jakie znam. Co prawda, nie brak tutaj schematu – od zera do bohatera, ale te zmiany w życiu postaci naprawdę chwytają ze serce. No i Hiruma – dla niego warto poświęcić czas.
Początkowo manga raczej nie zachwyca kreską, więc cieszę się, że mogłam obejrzeć tę historię w animowanej wersji. Później przestawiłam się głównie na mangę i swego czasu byłam z nią bardzo na bieżąco (pojawienie się Kushiny uważam za najlepszy moment od walki z Painem)! Później niestety wojna ciągnęła się tak niemiłosiernie długo, że już zdzierżyć nie mogłam… i dopiero końcowe rozdziały przypomniały mi, za co tak bardzo lubiłam tę historię!
Co by o Naruto nie mówić – wzrusza. Mało która opowieść tak wiele wycisnęła ze mnie łez. Nierzadko także bawiły mnie gagi, a akcja wciągała i zaskakiwała.
Co ciekawe po wszystkich 70 tomach mogłabym uznać, że największym zaskoczeniem okazała się dla mnie sama tytułowa postać. Raczej mało kto (z dziewczynek!) kibicował Naruto (Sasuke wygrywał nieustannie). A tu z biegiem czasu to właśnie małemu Uzumakiemu kibicowało się z całego serca. Brawo za tak ciekawy rozwój osobowości!
Podsumowując – warto przynajmniej dać szansę, bo Naruto posiadał dobre i złe chwile. Ale ja będę go zawsze traktowała z małym przymrużeniem oka – za te wszystkie wspólnie spędzone chwile ;)
Bardzo, bardzo dobra manga kryminalna z ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Aż się wzruszyłam!
Taka ciepła i klimatyczna ;)
Tylko dzięki anime
Kreska kompletnie do mnie nie przemawia, choć historia niczego sobie ;) Aczkolwiek mogłoby już dojść do końca. Przedłużanie na maksa w żaden sposób nie satysfakcjonuje.
Na swój sposób oryginalna
Na wolny wieczór w sam raz, aczkolwiek nie jest to jakieś wybitne dzieło.
Niesamowita historia
Całkowicie dałam się wciągnąć w tę opowieść, a kreska po prostu mnie zachwyciła. Polecam – i to nie tylko fanom serii ;)
Właśnie tego było mi trzeba – tej świeżości – po licznych historiach pisanych na jedno kopyto! :)
Bardzo dobra
Jej!
Już nie mogę się doczekać!
Dobra recenzja
Pozytywne zaskoczenie