x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Słodziutkie
Yyy...
Czytałam to z rok temu, ale nie ma szans tego miło wspominać. Kreska wyglądała dosyć… dziwacznie, fabuła była chyba jeszcze gorsza. Bohaterowie? Pomyślmy… banda głupków, delikatnie mówiąc. Żadnego nie zapamiętałam. Spotkałam się z wieloma dobrymi opiniami na temat tej serii, ale tylko z jedną się zgodzę: to było na swój sposób słodziutkie. Ale nic poza tym. Dlatego 2/10.
Im dalej w las, tym lepiej.
Fabuła do najoryginalniejszych nie należy. Mamy Miharu z jakimiś niesamowitymi mocami, jakiś tam jego „towarzyszy”, których zdobywa od 'niechcenia'... Nie, nie dla mnie takie bajeczki. A już wątek klanu Shimizu mnie rozbroił totalnie. Kto czytał, ten wie. Braciszek wybił całą rodzinkę (czy my tego skądś nie znamy?), a jego jedyna pozostała przy życiu siostrzyczka chce go zabić – no litości! Jego konkluzja de facto też nie za dobra. No bo ja przepraszam bardzo, ale kliknij: ukryte skoro chcą się już zabijać, to niech się zabijają. A pojawienie się najlepszego przyjaciela, który został ranny i to ich pogodziło… Szczyt wszystkiego! Właściwie to nie byłam wtedy pewna, czy mam się śmiać (że to koniec), płakać (nad tą „tragedią”) czy litować (chyba najlepsza opcja). Jednak główny (jeden z najważniejszych?) wątek, a mianowicie rozwijająca się przyjaźń między Miharu i Yoite nadrobił wszystkie kompletnie poboczne. Chociaż raz w takich przypadkach słowa nie były rzucane na wiatr, a bohaterowie nie tak łatwo wymigiwali się od tego, co powiedzieli. I przedstawiany został w naprawdę ciekawy i wzruszający sposób. Nie, nie mam na myśli kliknij: ukryte braku happy endu – chociaż manga dalej trwa, więc kto wie?
Postacie raczej sztampowe, na pierwszy rzut oka. Jedyną osobą, która od razu mi się spodobała był główny bohater – niby taki obojętny na wszystko, a mały diabełek ;) Także rozwój tej postaci jest dosyć interesujący, niestety wyraźne staje się to dosyć późno. Mniejsza. Doszedł nic‑nie‑robiący‑poza‑emowaniem‑się‑Yoite, który też mocno przykuł moją uwagę. Biedaczek. I także reszta bohaterów z czasem zyskiwała sympatię w moich oczach. Nawet głupiutka Raimei przestała tak irytować. No i pojawiła się Shijima oraz kochaniutki Yukimi.
Niestety, niektóre frazy przez nich wypowiadane potrafiły do reszty zażenować czytelnika… Przykładów przytaczać nie będę, ale wiadomo, że chodzi mi o ich „ciepłe” wyznania (odnosi się to to trzeciego zdania).
Mimo wszystko to co najbardziej mnie rozwaliło było to, że kliknij: ukryte Yoite okazał się obojnakiem. Najlepsze zabezpieczenie na shounen‑ai w shounenie? ^^'
A, żeby jeszcze sprostować zdanie drugie z początku – na szczęście tutaj walk jest tak dużo, że szkoda słów, więc takich sytuacji jest raczej malutko ;D
Od strony graficznej średnio mi się ta manga podoba(ła). Postacie mający głowę większą od ciała (a może to ja?), co później się nieco wyrównało. Tła chyba gdzieś wyjechały, bo rzadko je coś spotykam ostatnio. Ale w gruncie rzeczy, im dalej tym lepiej. Znowu!
W zasadzie wypisuje najogólniejsze wady serii, zalet niewiele, a oceniam tak wysoko. Czemu? Sama nie wiem. „Nabari no Ou” posiada to coś, co sprawia, że nie tylko się wciągnęłam, a wprost pokochałam. )Okazuje się, że początki nie zawsze muszą być dobre, a dopiero rozdziały 40+ poprawiają cały wizerunek. A może ja zbyt ulegam wszelakim tragedią, chorobą (sic!) itp.? Ode mnie 8,5/10.