x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: ehhh...
kliknij: ukryte O ile dwie pierwsze historie oraz część o dorastaniu Haru, kiedy dużo było mowy o jego (mówię „jego”, bo twierdzi, że mentalnie jest facetem) rodzinie, mi się naprawdę bardzo podobały (tak co najmniej na 9/10 :)), to od kiedy manga się zaczęła skupiać na jego relacji z Kenjim i relacjach między kolegami ze szkoły, jakieś mniej interesujące się to dla mnie zrobiło (jak dla pierwszej grupy skanlacyjnej, która to robiła i dropnęła na ósmym tomie – nie dziwię im się, szczerze mówiąc ;)). Trochę bardziej przypomina typowego szojca. Za dużo gadania o wspaniałości Kenjiego (może odnoszę takie wrażenie tylko dlatego że go nie lubię… XD).
Fabuła na początku wydaje się prosta, i właściwie… jest prosta. Jeden cel przyświeca bohaterom przez mangę – pozbyć się mocy, która spoczywa w głównym bohaterze. No dobrze, w międzyczasie nasz hero postanawia pomóc emo‑ninjy z wrogiej grupy, co trochę komplikuje sprawy, kliknij: ukryte ale po tym, jak życzenie naszego emo zostaje spełnione, fabuła wraca na poprzedni tor, tyle że tym razem bez zbierania zwojów innych wiosek, ale z dopracowywaniem techniki, której do tego samego celu chciano użyć 10 lat temu. Cały czas zastanawiało mnie, czemu nie wpadli na to wcześniej, ale cóż, może Thobari, który jako jedyny pamiętał, że istnieje coś takiego, stwierdził, że z tym pewnie znowu zaliczy faila i szukanie zwojów będzie bardziej efektywne. Well, w międzyczasie przygotowywania Zeeku, bo tak się technika zowie, mamy próby zapomnienia przez Miharu o tym „kimś, kogo wymazał” i powrotu do normalnego trybu życia. Niektóre rozdziały podchodziły pod slice of life i mi się to osobiście podobało. Było parę zaskoczeń, np. kiedy okazało się, kto tak naprawdę jest „głównym złym”, ale fabuła, mimo że generalnie trzymała się kupy, nie była jakaś wyjątkowa, trzymająca w napięciu… Najsłabszym punktem fabularnym, jak mniemam, jest kliknij: ukryte zdecydowanie zbyt pokręcone i niedopowiedziane zakończenie. Cóż, przynajmniej nie było sielankowe. Paradoksalnie, takie zakończenie podobało mi się bardziej niż np. kończące wszystkie wątki, ale bardzo sielankowe zakończenie Fullmetal Alchemist. Za najlepszy uważam natomiast wspomnienia Thobariego i wątek w akademii Alya – akurat wtedy seria trzymała mnie w napięciu.
Jednakże~ nie dla fabuły czytałam tę mangę. Czytałam ją dla postaci, bo wszystkie postaci polubiłam. Fakt, rodzeństwo Shimizu było failem, oboje byli równo poryci, ale po „pogodzeniu się” już nie odwalali takich głupot i dali się lubić, i to nawet bardzo. Nawet Yoite, którego emoness irytowała mnie od początku, polubiłam. kliknij: ukryte Jeśli chodzi o to, że był obojnakiem, że niby taka ochrona przed shounen‑ai (może po części tak :D), to moim zdaniem to ładnie podkreślało, czemu czuł, że nie ma swojego miejsca na ziemi, że nie był pewny, kim tak naprawdę jest, i dlaczego wolałby tak naprawdę w ogóle nie istnieć. Główni bohaterowie ładnie rozwijali się na przestrzeni kolejnych rozdziałów, np. Miharu wreszcie zaczął trzymać się swoich postanowień, Thobari przestał być tak bezużyteczny… Szkoda tylko, że nawet przy zakończeniu wzięto pod uwagę właśnie jedynie głównych bohaterów. Cóż, przynajmniej dla nich, według mojej interpretacji, historia skończyła się fajnie, tj. kliknij: ukryte Shinrabansho zniknęło dzięki technice dziadka Thobariego (czyli nie zaliczył znowu faila~), a razem z nim Kouichi i Shijima; nie do końca tak jak chcieli, ale przynajmniej nie było czegoś w stylu, że stali się śmiertelni – szczerze, coś mi mówiło, że Kouichi po tych wszystkich akcjach z Raimei (które były urocze, btw. Bardzo fajnie rozegrany wątek… nie do końca romansowy? mimo że wypełniony angstem po brzegi~) zmieni zdanie co do umierania, ale na szczęście jego upartość nie znikła nagle z niewiadomego powodu. Podobne obawy miałam wobec wątku Yoite – że Yoite może wrócić, ale na szczęście wróciły tylko wspomnienia, i to było moim zdaniem trafnym rozwiązaniem; Miharu był dzięki temu bardzo szczęśliwy, zapewne podobnie Yukimi. Generalnie też doceniłam postaci za to, że żadna nie była tak ewidentnie zła lub dobra, ale też przy okazji nie wychodziła na niezdecydowaną kliknij: ukryte (chociaż zastanawiał Kouichi i jego „chcę, żeby Miharu użył dla nas techniki, ale nie chcę”, ale cóż… wyjaśnili to w ostatnim rozdziale).
Kreska w mandze średnio mi przypadła do gustu; postaci były przede wszystkim za chude, ale… Co mi się zaczęło w czasem w niej podobać to to, jakie wymowne były ekspresje postaci. O ile generalnie styl był najlepszy moim zdaniem gdzieś tak w połowie serii, to później te strony/panele bez słów robiły na mnie takie wrażenie, że ogółem rysunki mi się nadal podobały. Tła były ładne, szczególnie jakieś drzewka, laski itp. Świetne były również kolorowe strony; szkoda, że w gruncie rzeczy nie było ich wiele.
Ogółem, tak jak mówiłam, manga jest jedną z moich ulubionych, sama nie wiem czemu, ale mnie urzekła. Na MALu postawiłam w stu procentach subiektywne i nie poparte logicznymi argumentami 10/10. :D