Manga
Sankarea
- さんかれあ
- Sankarea (TV)
- Sankarea [2012] (OAV)
- Sankarea: Wagahai mo... Zombie de Aru... (SP)
Fan zombi i panienka z dobrego domu. Nie, tego raczej się nie spodziewaliście, Drodzy Czytelnicy…
Recenzja / Opis
Małe, spokojne miasteczko i jego równie spokojni i zwyczajni mieszkańcy… Nie, wróć. Nie do końca tak to wygląda. Nastoletniego Furuyę od dzieciństwa fascynowało to, co makabryczne, a w szczególności zombi, na punkcie których ma wręcz obsesję. Żeby było ciekawiej, jego również nie do końca normalna rodzina opiekuje się świątynią. Urocze połączenie, nieprawdaż? A żeby było jeszcze ciekawiej, okazuje się, że w ręce chłopaka przypadkiem wpadł stary notes z przepisem na eliksir, który odpowiednio przyrządzony ma rzekomo przywracać zmarłych do życia… Kusi, żeby poeksperymentować? Ależ oczywiście! Bowiem fascynacja nastolatka zombi na tyle już przesłoniła mu rzeczywistość, że marzy on m.in. o nieumarłej dziewczynie, a te żywe w ogóle go nie interesują, co martwi nieco jego kuzynkę, Ranko. Ale wracając do eliksiru… Okazja do przetestowania przepisu nadarza się całkiem szybko, gdy kot Furuyi ginie pod kołami przejeżdżającego samochodu. Zdeterminowany chłopak postanawia spróbować – być może uda mu się ożywić kochanego czworonoga… Na miejsce eksperymentów obiera opuszczony budynek na obrzeżach miasteczka. Jednak, jak się okazuje, nie tylko on tam przychodzi… W tych dość niecodziennych okolicznościach przyrody Furuya poznaje Reę Sankę, pozornie typową panieneczkę z dobrego domu. Lecz jak to zwykle bywa, nawet najznamienitsze rodziny mają swoje mroczne sekrety i nie inaczej jest w tym przypadku. Co gotowa jest zrobić dziewczyna, by uciec od przykrej rzeczywistości? I dlaczego z takim entuzjazmem towarzyszy Furuyi w jego eksperymentach? Jak bardzo wspólnie spędzone wieczory przybliżą do siebie tę dwójkę? I czy przepis okaże się prawdziwy? Haczyk? Jedna ze stron jest całkowicie nieczytelna…
Jedna panienka, druga panienka i życiowy nieudacznik? Nic tylko włączyć kamerę i podziwiać ich perypetie z perspektywy żaby. W zestawie majtki, staniki, olbrzymie piersi i gnijące trupy… Nie, wróć, coś jest nie tak, prawda? Ależ oczywiście! Po pierwsze: Furuya może i jest bardzo, bardzo oderwanym od rzeczywistości dziwakiem, który ma świra na punkcie zombi, ale raczej nie przypomina typowego animowanego mięczaka. Mimo całej tej ekscentryczności trzeźwe myślenie nie jest w jego przypadku wypadkiem przy pracy. Podobnie sama Rea, która w niczym nie przypomina chowanej w szklarni niewinnej mimozy. Dziewczyna wiele o życiu nie wie, to fakt, ale z drugiej strony przeżyła sporo i do perfekcji opanowała sztukę ukrywania emocji. Z trzeciej strony, gdy w towarzystwie Furuyi może się rozluźnić i być sobą, daje się poznać jako miła, niegłupia, bardzo ciekawa świata, ale raczej spokojna nastolatka. Do zestawu dostajemy jeszcze Ranko – kuzynkę i przyjaciółkę z dzieciństwa Furuyi w jednym, stanowiącą całkowite przeciwieństwo Rei (nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru), jednak równie sympatyczną. Trójkąt? Jak najbardziej, acz nie do końca zwyczajny, biorąc pod uwagę kierunek, w jakim toczy się akcja. A jest on, delikatnie mówiąc, nietypowy. Patrząc jednak na sam rozwój relacji między bohaterami, łatwo zauważyć, że lepiej lub gorzej, ale nawet bez tych nadzwyczajnych okoliczności manga poradziłaby sobie i byłoby sympatycznie, chociaż po prostu zwyczajnie. Warto również dodać, że relacje może niekoniecznie są wyjątkowo oryginalne, ale zdecydowanie ciekawe i na pewno nie wymuszone. Co jak co, ale chemię między bohaterami czuć.
Reszta obsady ma się różnie – kwadratowo i podłużnie. Zdarzają się ciekawe przypadki, ale pojawiają się również kukiełki, które mają przydzielone im po wsze czasy zadanie. Tu prym wiodą bezbarwni lub wręcz irytujący znajomi Furuyi, którzy w założeniu mieli być chyba śmieszni. Nie zabrakło również miejsca dla dziwadeł, przy których główny bohater to najnormalniejszy w świecie nastolatek: na przykład jego dziadek z mocno posuniętą demencją, tatuś Rei i jeszcze kilka innych indywiduów. Mają oni swoje lepsze lub gorsze momenty, ale w ostatecznym rozrachunku wypadają nieźle (może prócz ojca tytułowej bohaterki…).
Jednakże nie oszukujmy się – motorem napędowym tej historii jest pomysł i jego realizacja, które sprawią, że nawet osoby nieprzepadające zbytnio lub wręcz nielubiące ecchi powinny z zainteresowaniem śledzić kolejne perypetie miłośnika zombi i jego towarzyszki. Autor bowiem nie stworzył odgrzewanego kotleta posypanego do smaku ostrą przyprawą, a przyrządził pełnowartościowe danie z zombizny. W praktyce oznacza to, że Mitsuru Hattori nie ograniczył się do wrzucenia przypadkowych zombi do typowego scenariusza komedii romantycznej z fanserwisem, a konsekwentnie wgłębia się we wziętą na warsztat tematykę. Dostajemy co prawda przygody rodzinki Furuyi z Reą w zestawie, ale to jedynie część składowa, bo jak się okazuje, sprawa zombi jest nie tylko poważna, ale również nieco kłopotliwa. Pomiędzy kolejnymi wypadami do miasta czy szkoły i tym podobnymi trzeba zadbać o to, by już nieżywa, ale nie do końca martwa delikwentka nie zaczęła gnić. Na dokładkę dorzucono jeszcze kilka tajemnic, które spokojnie czekają na odkrycie. Wszystko pięknie, wszystko fajnie, ale jedna rzecz może przeszkadzać w odbiorze mangi – jeśli jednak nie odrzuci was początkowy wątek rodziny Sanka, możecie liczyć na przyjemną lekturę w części dalszej. Motyw ten sam w sobie stanowi świetną podstawę do ciężkiego dramatu psychologicznego, a potraktowany tak jak tutaj może, ale nie musi zniesmaczyć. Autor poruszał się po bardzo cienkiej granicy dobrego smaku, jednakże ostatecznie jej nie przekroczył, skupiając się na wątku zombi, a kłopoty rodzinne bohaterki zręcznie zostawiając w tyle. Na ile „zręcznie”, to już czytelnikom przyjdzie ocenić. A, zostaje jeszcze dziadek Furuyi i jego momentami baaaardzo dziwne zachowanie (spowodowane zapewne starczą demencją), ale to też da się przeżyć. Recenzentki przy takiej ilości dziwactw serwowanych od samego początku już raczej nic nie zaskoczy. Trzeba też przymknąć oko na okazjonalne braki i naciągnięcia w realizmie codzienności, ale w sumie kogo to obchodzi, jeśli reszta całkowicie to rekompensuje?
Przejawem zwyczajności w tej całej niezwykłości jest strona graficzna, która na pewno nie jest brzydka czy krzywa, ale trudno powiedzieć, żeby wyróżniało ją coś szczególnego. Projekty postaci prezentują się dobrze, choć niekoniecznie oryginalnie czy pięknie. Kontur jest wyraźny, cieniowania przeważnie brak, sporo rastrów, czasem zbędnych, gdyż czynią niektóre kadry mało czytelnymi i nie pasują do mocnego kontrastu czerni i bieli. Tła mają się różnie – od wspomnianych rastrów po całkiem porządnie narysowane wnętrza czy nieco bardziej rozmazane, wiejsko‑miejskie krajobrazy. Fanserwis? Owszem, jest, ale zwolennicy przerostu formy nad treścią raczej nie będą mieli aż tylu okazji, by nakarmić spragnione wrażeń oczy. Czasem przewinie się jakaś bielizna albo Rea lub lepiej „wyposażona” Ranko w kąpieli, ale to raczej byłoby wszystko (roznegliżowanego dziadka nie bierzemy pod uwagę) i w dodatku bez szczegółów. Kreska mangi to dzisiejszy standard bez specjalnych fajerwerków, choć trzeba przyznać, że kolejne okładki z Reą w różnych odsłonach prezentują się naprawdę ładnie.
Czym jednak tak naprawdę urzekła mnie Sankarea? Bardzo specyficznym klimatem i umiejętnością budowania odpowiedniego nastroju. Całość już od pierwszych stron przesiąknięta jest makabrą i śmiercią. Już abstrahując od problemów natury gnilnej i dziwacznych zainteresowań Furuyi, wystarczy spojrzeć na jego rodzinę. No dobrze, może nie abstrahujmy tak za bardzo od tematyki zombi, gdyż mimo wszystko to wokół niej wszystko się kręci – również romans. Czy połączenie wątków rodem z rasowego horroru i typowej komedyjki ecchi samo w sobie gwarantuje sukces? Nie, na pewno nie. Pan Hattori mógł bardzo łatwo potknąć się na drodze, którą obrał, jednakże tak się nie stało i dzięki pomysłowości oraz wyważeniu składników wyszła mu mieszanka całkiem smaczna. Mimo wszystko jednak warto zaznaczyć, że ta manga mimo dodatków to jednak komedia romantyczna, ale równie warto podkreślić, iż jest to komedia z niewielką raną, która staje się coraz większa i przez to momentami robi się nieco poważniej.
Sankarea, a po naszemu „Rea Sanka” w skrócie? Makabra, komedia i romans. O dziwo, pierwsze określenie, jakie przychodzi mi na myśli po lekturze tej mangi, to „urocze”… I to całkiem serio.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Kodansha |
Autor: | Mitsuru Hattori |