Bleach
Recenzja
Istna karuzela nastrojów i klimatów – tak można najkrócej określić trzydziesty siódmy tom mangi Bleach. Dawno w jednym tomie nie działo się tak dużo, na różnych poziomach i jednocześnie w tak odmiennych klimatach. I zdecydowanie wychodzi to mandze na zdrowie. Choć skoro już o zdrowiu mowa…
Zaczyna się od pełnego napięcia finału historii przedstawiającej genezę Visoredów. Jak się okazuje, Shinji wcale nie był aż taki głupi, na jakiego wyglądał (syndrom blondynki?), ale trafił na kogoś o wiele sprytniejszego. Aizen, jak to każdy zły ma w zwyczaju, przed zadaniem ostatniego ciosu czuje się w obowiązku objaśnić swój „ach jakże niesamowicie przebiegły” plan, po to, by, jak to każda historia tego typu ma z kolei w zwyczaju, coś w ostatniej chwili poszło nie tak. Finał tej opowieści jest, w moim odczuciu, nieco zbyt pospieszny, jakby autor nagle sobie przypomniał, że to jednak tylko retrospekcja i czas ją kończyć, bo główne wydarzenia czekają. Szkoda. Inna sprawa, że cała ta opowieść wyjaśnia czytelnikowi bardzo wiele i w zasadzie dopowiada większość istotnych informacji związanych także z dwójką najbardziej chyba udanych postaci w Bleach, czyli Yoruichi i Uruharą. Aczkolwiek uważny czytelnik dostrzeże, iż w obsłudze sklepiku naszego szalonego kapelusznika są postaci, których obecność tam wciąż nie została do końca wyjaśniona.
W drugim wątku fabularnym akcja przenosi nas do Hueco Mundo, gdzie uwięziona została część obsady. Ichigo gna jak szalony, aby uratować porwaną ponownie Orihime (cóż, rola ukochanej głównego bohatera zobowiązuje), do której w cokolwiek makabryczny sposób zdaje się smalić cholewki Ulquiorra (hurra, pierwszy raz udało mi się zapisać to imię poprawnie!), zapewne ku uciesze licznego grona fanek tej pary. Arrancar o minie rozdeptanego chrabąszcza robi to oczywiście w typowy dla siebie sposób i właściwie zastanawia, czemu Orihime nie użyje swoich mocy i nie zredukuje go do postaci embrionu (co teoretycznie powinna być w stanie zrobić). Cóż, to by chyba było zbyt piękne i za mało heroiczne zarazem. A zatem Orihimci pozostaje znowu rola biernej obserwatorki, bo zapewne w kolejnym tomie czeka nas widowiskowe starcie Ichigo z Ulquiorrą.
Mieliśmy już dramaty, mieliśmy poważne wyznania i głębokie życiowe prawdy, zaś finał trzydziestego siódmego tomu skręca w bardziej humorystyczne rejony, choć początek tego nie zapowiada. Rozpoczyna się bitwa o Karakurę i jak to zwykle bywa, pierwsi muszą walczyć ze sobą ci słabsi, czyli niższej rangi oficerowie i żołnierze. A zatem czas na powrót niewidzianych już czas jakiś bohaterów – Kiry, Yumichiki, Ikkaku i Shuuheia. Większą część zajmuje tu walka Yumichiki, którego przeciwnikiem/czką jest Charlotte Chuhlhourne. Strojący/a się jak magical girl i mówiący/a w rodzaju żeńskim mięśniak/czka jest pierwszą od dawna w Bleach tak jednoznacznie humorystyczną postacią, zaś narcyzm, którym promieniuje mocniej niż reaktor w Czernobylu idealnie uzupełnia się z podobną postawą Yumichiki. Dostajemy pełną idiotyczno‑kretyńsko‑wariackich technik i wzajemnego przekrzykiwania się „Ja jestem piękniejszy!” – „Nie, to ja jestem piękniejsza!” walkę, która aż do samego finału sprawia wrażenie rasowego trollingu. Co ciekawe, pojedynek Kiry i Abirmay również zaczyna się dość wesoło. Na poważniejsze pojedynki czytelnicy muszą chyba poczekać do kolejnego tomiku. Pytaniem pozostaje, czy tom trzydziesty ósmy skupi się na którymś z otwartych tu wątków, czy też będzie kontynuował oba na raz.
Na okładce znalazł się Yumichika, co mnie początkowo trochę zaskoczyło, bo spodziewałem się raczej kogoś z ekipy Visoredów. Niemniej, w świetle opisu fabuły, ma to swoją logikę, choć niekoniecznie o logice można mówić, gdy spojrzymy na jego nadmiernie wydłużoną rękę. Tłumacza tym razem czekała sroga bitwa ze smokiem o imieniu Engrish, gdyż pisane tą osobliwą mową ataki Charlotte brzmią w języki oryginalnym równie uroczo co koszmarnie – na ostatniej stronie mangi, w swoim kąciku, tłumacz zamieścił ich pierwotne formy. Swoją drogą, dawno w Bleach ów kącik nie był tak obszerny, ale cóż począć, wiele nowych postaci, nowych ataków i nowych dziwactw.