Bleach
Recenzja
Akcja przenosi się w dość odległą przeszłość. Isshin Shiba, kapitan dziesiątego oddziału, wyrusza do świata żywych, aby zbadać niepokojącą go duchową moc. Na miejscu zostaje zaatakowany przez hollowa o sylwetce człowieka, jednak walka nie należy do najłatwiejszych – przeciwnik wykazuje moc na poziomie menosa. Co gorsza, Isshin zostaje zraniony w plecy mieczem, który należy zapewne do zdrajcy strażników śmierci. Odpowiedź przychodzi szybko, gdy widzimy Aizena, Gina i Tousena ubranych w płaszcze ukrywające ich obecność. Ten ostatni nazywa hollowa „White” i sugeruje, że to pierwszy, który został sztucznie stworzony z duszy strażnika śmierci.
Tak zacięta walka nie mogła pozostać niezauważona przez członków rodu Ishida, czystokrwistych Quincy. Masaki, mimo zakazu i ostrzeżeń, zgodnie ze swoim sumieniem rusza na miejsce zdarzeń. Bez chwili zastanowienia atakuje hollowa, aby uratować skórę nieznanemu strażnikowi śmierci. Niestety, jej strzały nie dosięgają przeciwnika, a ten rzuca się na nią i poważnie rani. Dziewczyna wykorzystuje ten moment, aby trafić wroga, dzięki czemu ten ulega destrukcji. Sytuacja uspokaja się na kilka dni, jednakże Masaki płaci wysoką cenę za swoją interwencję – jej dusza zaczyna przekształcać się w hollowa. Ratunek oferuje Kisuke Urahara, jednakże ma to poważne konsekwencje dla wszystkich zaangażowanych. Po poznaniu historii swojej matki i narodzin Ichigo rusza w drogę powrotną do pawilonu Oetsu Nimayi, co umożliwia mu brama hiperprzenikania światów. Teraz głównemu bohaterowi przyjdzie zmierzyć się z bolesną prawdą o swoim żniwiarzu dusz.
Wydarzenia zawarte w tomie wyjaśniają historię, która ciągnęła się za nami od pierwszego rozdziału Bleacha. Z pozoru wszystko się nieźle łączy, tylko dlaczego mam wrażenie, jakby te puzzle układane były za pomocą młotka? Niby wydarzenia tworzą logiczną całość, ale fakty dotyczące Yhwacha i żniwiarza Ichigo wydają się po prostu dopchnięte na siłę. Co więcej, przeszłość będzie jeszcze wpływać na obecne wydarzenia – Uryu Ishida zjawia się przed władcą Quincych, a Komamura wyrusza na konfrontację z przeszłością swojej rasy, aby zdobyć nową moc. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie…
Wydanie polskie pozostaje niezmienione, co oznacza dobrze znaną dobrą jakość druku, papieru, a także kolorową okładkę i materiały promocyjne wydawcy na końcu. Nikogo nie zdziwi też, że część tekstu jest tak mała, że trudna do odczytania. W dodatku był to jeden z najbogatszych w tekst tomów w całej serii. Tłumaczeniu nie mogę nic zarzucić: jest zrozumiałe, dialogi płynne, a błędów nie zauważyłem.