Kuroko's Basket
Recenzja
Nastroje w Seirin nie są zbyt dobre – Touou od początku pokazuje pazury i Kuroko z Kagamim nie są w stanie wiele zdziałać. Informacje zdobyte przez Momoi okazują się na wagę złota, nawet Riko nie potrafi wymyślić skutecznej strategii, a różnica w punktacji powiększa się. Mimo to bohaterowie nie poddają się i wykorzystują każdą okazję, by odegrać się na zawodnikach Touou, do czasu oczywiście. W połowie meczu zjawia się Daiki Aomine, były as Teikou, uchodzący za najsilniejszego z Pokolenia Cudów. Nagle wszystkie dotychczasowe przeszkody okazują się niczym…
To bardzo smutny tom, pojedynek z Aomine jest jednostronny, bo Kagami i Kuroko nie mogą go pokonać, chociaż dają z siebie wszystko. O ile pierwszy rozdział zostawia jeszcze czytelnikowi jakąś nadzieję na zwycięstwo Seirin, kolejne brutalnie uświadamiają mu, jaka przepaść dzieli bohaterów od Touou. Kiedy Riko ściąga z boiska Kagamiego, wynik meczu jest już właściwie przesądzony – to oczywiście nie koniec rozgrywek dla Kuroko i jego kolegów, ale czy zdołają się podnieść po takiej porażce?
Cóż, odpowiedź na to pytanie uzyskacie w tomie szóstym, ponieważ autor na szczęście nie zdecydował się na przerwanie akcji w najciekawszym momencie. Co więcej, pod koniec znajdziemy informację, że w kolejnej części pojawi się nowy bohater, i chyba nie będzie dla nikogo niespodzianką, kiedy napiszę, że chodzi o Teppeia Kiyoshiego. Poza tym trudno mówić o rewelacjach. Praktycznie cały tom zajmuje fatalna w skutkach dla drużyny Kuroko rozgrywka z Touou, acz nie zabrakło kilku jaśniejszych akcentów. Tadoshi Fujimaki w bardzo komediowym stylu pokazuje, jak podobne pod pewnymi względami są drużyny Seirin i Touou.
Jakość wydania nie zmieniła się, może poza tym, że dla odmiany obwoluta utrzymana jest w ludzkich kolorach i nie wypala oczu. Nie mam zastrzeżeń do tłumaczenia, które nie odbiega od przyjętej przez Waneko normy. Natomiast zdziwiły mnie problemy z jakością druku, czyli rzecz, która raczej się wydawnictwu nie przytrafia. W kilku miejscach, między innymi na stronie 40, druk jest niewyraźny, rozjeżdża się. Litery w dymkach mają cienie, jednak nie wygląda to na celowy zabieg. Tak jakby ktoś naniósł ten sam obraz dwa razy na jedną stronę, ale z lekkim przesunięciem. Nie mam pojęcia, czy wina leży po stronie oryginału, polskiego wydawcy czy może drukarni, w każdym razie efekt wygląda wyjątkowo mało estetycznie. Tom kończy zapowiedź następnej, siódmej części, galeria ilustracji oraz stopka redakcyjna. Ostatnią stronę poświęcono na reklamy.