Kuroko's Basket
Recenzja
Proszę Państwa, nareszcie jest! Kuroko's Basket wreszcie doczekało się ładnej obwoluty, która nie wypala oczu kolorową wścieklizną ani nie kaleczy poczucia estetyki dziwną kompozycją. Przejdźmy jednak do fabuły: Seirin przegrało i to nie tylko z ekstremalnie silnym Touou, ale także z resztą drużyn w ich grupie i tym samym odpadło z turnieju. Chociaż chłopcy nie odpuszczają i dzielnie trenują pod okiem wymagającej Riko, widać, że jeszcze nie podnieśli się po porażce. Jest to szczególnie trudny czas dla Kagamiego, który na dodatek pauzuje z powodu kontuzji, oraz Kuroko, załamanego tym, że nie dał rady pokonać Aomine. Reszta drużyny martwi się o gwiazdorski duet, zwłaszcza że panowie nie rozmawiają ze sobą od czasu meczu. Cała nadzieja w nowym‑starym zawodniku, czyli powracającym po kontuzji założycielu drużyny koszykarskiej Seirin, Teppeiu Kiyoshim. Czy nieco ekscentryczny, ale niezwykle sprytny drugoklasista zdoła przywrócić kolegom wiarę w zwycięstwo?
Jeżeli ktoś czuł się już odrobinę znużony ilością koszykówki w poprzednich tomach, siódmy z pewnością przypadnie mu do gustu, gdyż stanowi chwilę oddechu między jednym turniejem a drugim. Po pierwsze, mnóstwo miejsca zostaje poświęcone powrotowi Kiyoshiego oraz chwilowemu załamaniu relacji Kuroko i Kagamiego. Po drugie, zbliżają się wakacje, a co za tym idzie, przerwa w meczach o wysoką stawkę, ale na pewno nie przerwa od koszykówki w ogóle. Riko i Hyuuga z zapałem planują wakacyjny obóz treningowy, który, dla odmiany, ma być podzielony na dwie części – morską i górską. Ale zanim klub Seirin wyruszy nad morze, trenerkę czeka poważny sprawdzian umiejętności kulinarnych, jako że drużyny nie stać na obóz z wyżywieniem i ktoś gotować będzie musiał. Żeby jednak nie było zbyt nudno, bohaterowie podczas obozu wpadną na swoich niedawnych przeciwników, Shuutoku…
Tym razem Tadatoshi Fujimaki położył większy nacisk na psychiczny aspekt sportu. Seirin przegrało sromotnie i to z drużyną, którą pragnęło pokonać za wszelką cenę. Logiczne jest, że boli, zwłaszcza kiedy zawodnicy zdadzą sobie sprawę z różnicy w umiejętnościach. Letni obóz treningowy to nie tylko okazja do poprawienia kondycji, ale też popracowania nad własnym stylem i przemyślenia kilku spraw. Jest to o tyle istotne, że kolejny, zimowy turniej za pasem, a przeciwnicy z pewnością nie będą próżnować w oczekiwaniu na niego.
Udaną obwolutę pochwaliłam już na początku – w ogóle warto zwrócić uwagę, jak powoli zmienia się styl autora, różnica między pierwszym a siódmym tomem jest znaczna. Natomiast nie zmieniła się jakość wydania, druk jest odpowiednio nasycony i wyraźny, onomatopeje ładnie wyczyszczone. Nie zabrakło też wewnętrznych i zewnętrznych (z wyjątkami) marginesów i numeracji stron, niekompletnej, ale występującej na tyle często, że spis treści ma sens. Nie mam zastrzeżeń do przekładu, który trzyma się ustalonego poziomu. Na końcu znajdziemy bonusową historyjkę o niczym (zupełnie serio) oraz następną galerię fanartów. Ostatnie strony zajmuje stopka redakcyjna, a także reklamy wydawnictwa.