Kuroko's Basket
Recenzja
Mecz z Shuutoku sprawia Seirin sporo trudności, ale od czego jest Kuroko? Specjalista od podawania postanawia pokazać koledze z Teikou, że stać go na dużo więcej. Zarówno Midorima, jak i obserwujący spotkanie Momoi wraz z Kise, są pod dużym wrażeniem nowej techniki Kuroko. Dzięki „Vanishing Drive” Seirin dogania przeciwników, ale Kagami i Kiyoshi dosłownie padają ze zmęczenia, a Shuutoku, chociaż zaskoczone, nadal nie odpuszcza. Ostatecznie mecz kończy się wynikiem niezbyt satysfakcjonującym dla obu drużyn, ale dla czytelników jak najbardziej. Remis to w tym przypadku idealna sytuacja. Problem polega na tym, że Seirin musi bezwzględnie wygrać kolejny mecz, by wyjść z grupy i zagrać we właściwym turnieju. Jak na złość ich rywalem jest cieszący się niezbyt pochlebną opinią klub liceum Kirisaki.
Tom jedenasty to nie tylko chwila odpoczynku od intensywnych rozgrywek, ale też okazja do uświadomienia czytelnikom, jak wielkie wyzwanie czeka głównych bohaterów. Ponieważ historia jest dosyć skomplikowana, autor, zupełnie słusznie, rozpoczyna opowieść od początku, to jest od tego, jak w ogóle powstał klub koszykówki liceum Seirin. Rzeczona retrospekcja obejmuje większą część tomiku i przy okazji przybliża nam trudne początki przyjaźni Hyuugi i Kiyoshiego, który odegra szalenie istotną rolę w starciu z Kirisaki. Cóż, o ile początek historii jest całkiem lekki i sympatyczny, o tyle zakończenie zdecydowanie zmienia nastrój na bardziej podniosły, ale i minorowy. W czasie meczu z Shuutoku Teppeiowi daje się we znaki stara kontuzja, której nabawił się przez jednego z zawodników kolejnego rywala w Pucharze Zimowym. Przy okazji warto wspomnieć, że to pierwszy raz, kiedy Tadatoshi Fujimaki wprowadza do fabuły postaci tak negatywne. Do tej pory nawet najbardziej nieustępliwi przeciwnicy dawali się lubić, jednak Kirisaki to zupełnie inna bajka, o czym przekonacie się w następnej części.
Żeby jednak nie było zbyt posępnie i smutno, mangaka doprawił komiks sporą ilością humoru. Chyba najlepszy jest rozdział poświęcony sprzątaniu pokoju klubowego, wyglądającego jak po przejściu huraganu, że o obcych kosmatych cywilizacjach, wyrosłych tu i tam, nie wspomnę. Poza tym autor dorzucił „starą” wersję Hyuugi, w dziwacznej fryzurze, marzącego o karierze szkolnego zabijaki…
Wydanie nie odbiega od normy, acz jest kilka detali zwracających uwagę. Po pierwsze, wyjątkowo ładna obwoluta, prezentująca wszystkich członków klubu koszykówki Seirin. Po drugie, prześliczne, wykonane tylko piórkiem rysunki, zdobiące początek poszczególnych rozdziałów, a czasem pojawiające się też w ich środku. Tym razem nie mam żadnych uwag do tłumaczenia, które trzyma ustalony poziom. Natomiast rzuciły mi się w oczy pewne drobiazgi związane z drukiem, chociaż nie mam pojęcia, czy to wina drukarni, czy też oryginału. Otóż na stronach 130‑131 i w dużo mniejszym stopniu na 134 widać papier przybrudzony nadmiarem farby – pomijając już utytłane marginesy, niektóre panele sprawiają przez to wrażenie rozmytych. Tomik nie zawiera żadnej dodatkowej historii, ale nie zabrakło znanej z poprzednich części galerii fanartów, tym razem podzielonej i umieszczonej między rozdziałami, a nie na końcu. Ostatnie strony poświęcono na stopkę redakcyjną i reklamę własną Waneko.