Kuroko's Basket
Recenzja
Po trudach eliminacji do Pucharu Zimowego przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Dzięki uprzejmości koleżanki z klasy Riko, drużyna Seirin ma okazję odwiedzić gorące źródła. Zawodnicy spędzają czas, jak na prawdziwych nastolatków przystało – prowadzą głupie rozmowy, przerzucają się złośliwościami i kombinują, jakby tu podejrzeć kąpiące się obok studentki… Niestety radosny nastrój psuje drużyna Touou, która dziwnym zbiegiem okoliczności postanowiła wypocząć w tym samym miejscu. Zarówno chłopcy, jak i Riko wraz z Momoi, które także „niespodziewanie” wpadają na siebie podczas kąpieli, po krótkiej wymianie uszczypliwości przechodzą do sedna – według informacji zdobytych przez menedżerkę Touou obydwie drużyny spotkają się już w pierwszej rundzie Pucharu Zimowego. Chociaż Seirin jest zaskoczone takim obrotem sprawy, z podniesionym czołem przyjmuje rzucone im wyzwanie. Ponieważ do zawodów został tylko miesiąc, bohaterowie ostro biorą się do pracy, w czym pomaga im ojciec Riko, Kagetora.
Przed czytelnikami ostatni turniej w Kuroko's Basket. Co prawda w tomie trzynastym zobaczymy zaledwie jego początek (szalenie emocjonujący), a do końca zostało sporo czasu, ale warto mieć świadomość, że to ostatnia szansa, żeby zobaczyć Kuroko i Kagamiego grających przeciwko Aomine. Zdrowy rozsądek podpowiada, że od tej pory napięcie powinno rosnąć, ale osoby, które widziały anime, wiedzą, że nie będzie tak różowo. Mimo to pojedynek między Touou a Seirin należy do najlepszych w mandze, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną część. Poza tym nareszcie na scenę wkracza tajemniczy kapitan Teikou, Seijuurou Akashi. To największy ekscentryk pośród członków Pokolenia Cudów i przy okazji jeden z najsilniejszych graczy w ogóle. Trzeba przyznać, że nie pokazuje się od najlepszej strony, ale nie da się ukryć, że scena z jego udziałem odbiła się szerokim echem wśród fanów mangi i anime, o czym świadczy liczba rysunków przedstawiających Akashiego i nożyczki…
Jakość wydania pozostaje bez zmian, nie mam żadnych zastrzeżeń do jakości druku i papieru. Widać też, że obserwowana przez mnie poprawa rysunków na obwolutach nie jest przypadkiem – Tadatoshi Fujimaki naprawdę nauczył się czegoś o kompozycji. Tym razem pokusił się nawet o coś na kształt tła! Numeracja stron, standardowo zresztą, jest wybiórcza, ale pozwala na w miarę wygodne poruszanie się po tomiku zgodnie ze spisem treści. Cieszą marginesy wewnętrzne, również ułatwiające lekturę, tym bardziej szkoda, że zabrakło zewnętrznych. Nie można też zapomnieć o tłumaczeniu, które z tomu na tom brzmi coraz lepiej – Karolina Dwornik nie boi się stosować polskich zdrobnień, o czym już kiedyś pisałam, i chwała jej za to. Co jedno to lepsze i zawsze brzmi to dużo lepiej niż obce, japońskie końcówki, które nic nie mówią. Serio, Kagetora zwracający się do trenera drużyny Shuutoku per Maniek, rozłożył mnie na łopatki. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie dwa potknięcia korekty. Na stronie 43 w wypowiedzi Aomine nie dość, że połączono dwa związki frazeologiczne w jeden, to jeszcze użyto go w złym znaczeniu: ...od razu będziemy mogli się wam odpłacić z grubej rury. Po pierwsze, „z grubej rury” można przywalić, walnąć lub wypalić, ale nie odpłacić. Po drugie, użycie tego sformułowania w znaczeniu odegrania się, zemszczenia, jest błędne. Biorąc pod uwagę sytuację, powinno być „...od razu będziemy mogli wam odpłacić pięknym za nadobne” lub „...odpłacić z nawiązką”, ewentualnie „...od razu będziemy mogli się wam odwdzięczyć”. Drugi błąd znajduje się na stronie 113, gdzie w ostatnim dymku zabrakło „z” w zdaniu Uważani za jednych faworytów…. Więcej wpadek nie dostrzegłam. Tomik kończy galeria fanowskich rysunków i stopka redakcyjna. Ostatnie strony zajmują reklamy własne wydawnictwa Waneko.