Kuroko's Basket
Recenzja
Dobra passa Kaijou kończy się, kiedy kontuzja Kise daje o sobie znać. Aby nie ryzykować zdrowia zawodnika, trener ściąga Ryoutę z parkietu. Naturalnie chłopak nie umie pogodzić się z taką decyzją, ale niewiele może zrobić, tym bardziej, że doskonale zdaje sobie sprawę ze słuszności postępowania szkoleniowca. Tym samym Seirin zyskuje niepowtarzalną szansę na zdobycie punktów i wygranie meczu. Mimo nadludzkich wysiłków pozostałych koszykarzy Kaijou, drużyna Kuroko, głównie dzięki niesamowitej grze Kagamiego, nie tylko odrabia straty, ale znacznie wychodzi na prowadzenie. Ale przecież nic nie trwa wiecznie…
W tomie dwudziestym drugim Tadatoshi Fujimaki stopniuje napięcie niczym Hitchcock. Obydwie drużyny dają z siebie wszystko, dzięki czemu widowisko jest niezwykle emocjonujące. To jeden z tych tomów, w których najlepiej widać, że koszykówka jest sportem zespołowym i nawet najbardziej utalentowany gracz nie wygra meczu sam. Oczywiście Kise i Kagami błyszczą najjaśniej, ale pozostali bohaterowie nie raz i dwa pokazują, że są czymś więcej niż dekoracją. Duże brawa należą się kapitanowi Kaijou, Kasamatsu, za opanowanie i wolę walki – doskonale rozumie on frustrację Ryouty, ale nie pozwala, by uczucia dominowały nad rozsądkiem, dlatego popiera decyzję trenera. Mimo utraty asa w kluczowym momencie nie poddaje się, tylko dopinguje drużynę do dalszej walki.
To już finałowe chwile starcia Seirin i Kaijou, tomik kończy się w chwili, gdy na tablicy widnieją niecałe trzy minuty do końca meczu, więc spokojnie możemy założyć, że w kolejnej części poznamy wreszcie drugiego finalistę zawodów. Niby wynik jest oczywisty, ale nie wpływa to w żaden sposób na radość z czytania, tym bardziej, że na razie autor nie przesadza z supertechnikami i zgrabnie łączy je z klasycznymi zagraniami.
Kiedy otwieram nowy tom Kuroko's Basket, wiem, że najpewniej żadne poważne błędy nie będą mi przeszkadzały w lekturze. Nie inaczej jest tym razem – jakość druku i tłumaczenia nie zmieniły się w żaden sposób, co należy uznać za zaletę. Rysunki na obwolucie praktycznie za każdym razem cieszą oko udaną kompozycją i kolorystyką; w tomie dwudziestym drugim mangaka zdecydował się pokazać Kaijou dowodzone przez Kasamatsu, którego chyba spokojnie można uznać za najlepszego kapitana w całej mandze. Naturalnie na skrzydełku obwoluty nie mogło zabraknąć krótkiej odautorskiej dygresji, podobnie jak na końcu galerii fanowskich rysunków. Oprócz niej komiksowi towarzyszy tylko jednostronicowy humorystyczny dodatek poświęcony Kise i jego niekoszykarskim umiejętnościom. Poza tym bez większych zmian – na początku tomu znajdziemy spis bohaterów i streszczenie dotychczasowych wydarzeń, a na stronach między rozdziałami minikomiksy i kącik pytań. Podczas lektury zauważyłam jeden drobiazg oraz nieprawidłowe użycie związku frazeologicznego: na stronie ósmej w wypowiedzi Kasamatsu zaplątało się niepotrzebne „się” (Odpłacimy się im!), natomiast na sto siedemnastej mamy Losy Kaijou stoją na ostrzu noża! i mam wrażenie, że jest to zwrot nieadekwatny do sytuacji. Chodzi o to, że Seirin zyskało dużą przewagę punktową i jeżeli przeciwnicy czegoś nie zrobią, przegrają – moim zdaniem lepiej i sensowniej byłoby „Kaijou ma nóż na gardle”. To tyle narzekań. Ostatnie strony zajmują stopka redakcyjna i reklamy własne Waneko.