Naruto
Recenzja
Walka z Tobim, do niedawna jeszcze utożsamianym z Madarą, trwa dalej. Kolejne ataki Naruto, któremu pomagają słaniający się na nogach Kakashi i tracący kolejne ogony Ośmioogoniasty, przynoszą sukces – trafiony przeciwnik w końcu odsłania swe oblicze.
Tom odkrywa kolejne tajemnice, które snującym domysły czytelnikom są znane już od dawna. Ujawnienie tożsamości skrywającego się pod maską przeciwnika z pewnością nie będzie dla nikogo zaskoczeniem. Zapewne świadomy tego autor wykorzystał powyższy tom przede wszystkim do przedstawienia historii przyjaciela Kakashiego. Dzięki licznym retrospekcjom, przeplatanym w kolejnych rozdziałach toczonymi walkami, możemy zapoznać się z losami Obito od momentu cudownego ocalenia spod skał, poprzez dorastanie w kryjówce Madary aż do przejścia na „ciemną stronę mocy” (moment tragiczny również dla właściciela drugiego z pary Sharinganów) i początku pojedynku z niedawnym nauczycielem. Niektóre fragmenty tej części są nawet zabawne, aczkolwiek przede wszystkim widzimy irracjonalne i nieprzekonujące powody zmian w osobowości bohatera. W tomie zostają przedstawione również początki znajomości Obito z Nagato oraz plan Madary. Ten ostatni w końcu zjawia się na polu bitwy, gdzie Naruto próbuje mu stawić czoła.
Na kolorowej okładce sześćdziesiątego trzeciego tomu Naruto znajdziemy głównych bohaterów z opisanego powyżej pojedynku. Z tyłu została zamieszczona krótka informacja z pogranicza rozdziałów 597 i 598, a nad nią refleksja Masashiego Kishimoto nad… własnym poczuciem starzenia się. W środku oprócz streszczenia poprzednich tomów znajduje się również zwycięski obrazek z „Galerii oryginalnych postaci” oraz najlepsze memy z „Galerii konkursowej Naruto”. Owe memy bazują przede wszystkim na deformacji twarzy bohaterów i przynajmniej mnie zupełnie nie śmieszą. Na dodatkowych stronach zapowiedziany zostaje również kolejny, już trzydziesty siódmy konkurs, tym razem na „postacie Naruto na zimowych igrzyskach”.
Strona techniczna wygląda dobrze. Zarówno okładce, jak i wykorzystanemu papierowi trudno coś zarzucić. W środku wszystkie strony są czarno‑białe. Błędów stylistycznych i językowych nie zauważyłem, także tłumaczenie nie budzi zastrzeżeń. Wątpliwości powoduje jedynie strona czterdziesta ósma (kadry znane również z rozdziału 243, z tomu dwudziestego siódmego), gdzie Obito stwierdza, że zapomniał o prezencie dla Kakashiego – trudno powiedzieć, czy coś tu zostało źle przełożone, czy też mamy do czynienia z niekonsekwencją autora. Duża liczba retrospekcji oraz pojawienie się Madary stanowią jakąś przerwę w rutynie i dają pewne nadzieje na przyspieszenie wydarzeń w toczonej już od jakiegoś czasu wojnie. Z drugiej strony kolejna tragiczna i nieprzekonująca historia może czytelników trochę irytować, aczkolwiek można było się jej od dawna spodziewać.