Naruto
Recenzja
Eliminacje do trzeciego etapu egzaminu zmierzają ku końcowi. Do rozegrania została już tylko jedna walka, w której naprzeciw siebie staną Rock Lee i Pustynny Gaara. Czy ambitnemu specjaliście od Tai‑jutsu uda się pokonać wyzutego z uczuć i emocji potwora? Finał tego starcia z pewnością jest trudny do przewidzenia, a jego przebieg pokazuje, że pozory mogą mylić.
Podczas czytania tego tomu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że autor dał w nim upust swojej fascynacji twórczością Akiry Toriyamy. Nie chodzi tu tylko o częste zwroty akcji, ale o potężne techniki, które przywodzą na myśl te z Dragon Balla. Czy to źle? Zależy od czytelnika. Nie ma co ukrywać, że wielu obecnych fanów Naruto opowieść o Smoczych Kulach zna najwyżej z legend starszych kolegów, więc potraktują to jako coś nowego. A reszta? Odczucia mogą być różne, począwszy od nostalgii, a na przesycie skończywszy. Na szczęście pan Kishimoto wie, kiedy swoje zapędy ukrócić, dzięki czemu opowieść o wojownikach ninja nadal pozostaje historią o przezwyciężaniu własnych ograniczeń.
W dodatkach autor dalej raczy nas historiami ze swojego życia. Tym razem pisze o bodźcu, który zadecydował o jego przyszłej karierze jako rysownika i ciężkiej pracy nad osiągnięciem własnego stylu. Jako miły prezent Masashi Kishimoto pokazuje też szkic głównej postaci z jego niepublikowanego komiksu.
Pisanie samych superlatyw jest dość uciążliwe i nużące, ale wydawnictwo JPF jak zwykle przychodzi mi z pomocą. Oto już na samym początku tego tomu pojawiają się dwie puste strony. Poza tym standardowo – spis oryginalnych nazw technik i jedna strona reklam. Z tyłu okładki autor wyraża swoje zadowolenie z faktu, że numeracja tomików przybrała formę dwucyfrową. Na zakończenie chciałem dodać, że panu Kishimoto bardzo ładnie wychodzi rysowanie kobiet, zwłaszcza tych bez odzienia.