Naruto
Recenzja
No i stało się. Czołowy bohater o mrocznej przeszłości w końcu spotyka równego sobie nieszczęśnika. Mówiąc wprost – Sasuke dogonił Gaarę, któremu przeżycia minionych lat coraz bardziej dają się we znaki, zmieniając chłopaka w potwora (dosłownie!). Ostatni z rodu Uchiha podejmuje walkę z wojownikiem Sunagakure, ale szybko z łowcy zamienia się w potencjalną ofiarę i musi skorzystać z pamiątki po spotkaniu z Orochimaru. Dzięki temu, wbrew zakazom Kakashiego, udaje mu się wykonać po raz trzeci technikę Tysiąca Siewek i tym samym wyczerpać swoją chakrę. Na szczęście grupa pościgowa zjawia się w samą porę, a Naruto w efektownym stylu ratuje swojego kompana. Jak się wkrótce okaże, będzie musiał jeszcze pomóc uwięzionej przez Gaarę Sakurze, a jedynym sposobem na oswobodzenie koleżanki będzie pokonanie zmienionego w potwora przeciwnika.
Jeżeli gdzieś w Naruto została przekroczona granica sensowności niezrównanej siły głównego bohatera, z pewnością miało to miejsce w piętnastym tomie. To właśnie na tym etapie cała historia z mocno naciąganej opowieści o wojownikach ninja przekształca się w starcie superbohaterów znane dobrze z większości shounenów. Coś takiego jak granica ludzkich możliwości po prostu przestaje istnieć, a zamiast niej pojawiają się motywy ataku wielkich potworów niczym z klasycznych seriali z gatunku super sentai. Gaara przybiera swoją najgorszą postać, Naruto przyzywa na pomoc wielkiego ropucha i rozpoczyna się zaawansowana dewastacja gęsto porośniętej borem okolicy. Swoją drogą to dziwne, że z bliska drzewa są liściaste, a na bardziej szerokich kadrach wyglądają jak gatunki iglaste. Przyczyna tego jest prosta – tak jest łatwiej rysować.
Piętnasta część opowieści to właściwie sama akcja, której finał znajduje się dopiero w następnym tomie. Oprócz zapierającej dech w piersiach bijatyki (bo trzeba przyznać, że walka Naruto z Gaarą jest dobrze zrealizowana) znajdzie się tu także krótka retrospekcja z życia władającego piaskiem wojownika Sunagakure, ukazująca jego tragiczną przeszłość jeszcze z czasów dzieciństwa. Czytelników czekających na zakończenie pojedynku Trzeciego Hokage z Orochimaru muszę zawieść – w O Naruto sztuce nunjutsu nie ma o tym starciu nawet wzmianki.
W dodatkach odautorskich Masashi Kishimoto kontynuuje opowieść o swojej młodości, przedstawia trudności fachu rysownika i zdradza źródło inspiracji dla projektów postaci bohaterów Naruto. Autor zdradza również swoje odczucia dotyczące osób odpowiedzialnych za rysunki w serialowej adaptacji mangi.
Polskie wydanie prezentuje się poprawnie i to wszystko, co można o nim powiedzieć. Wprawdzie reklamy są tylko na ostatniej stronie, ale za to niedosyt pozostawia czarno‑biała siódma strona, która w oryginale wyraźnie była kolorowa. Niestety tego typu „rarytasami” rodzimi czytelnicy są rzadko raczeni. Natomiast ze słów autora z ostatniej strony okładki można wywnioskować, że przez rysowanie mangi niewiele czasu poświęca swojemu hobby, jakim jest oglądanie filmów.