Naruto
Recenzja
Starcie Naruto i Gaary przybrało niepokojący obrót. Całkowicie przemieniony w Jednoogoniastego Shukaku wojownik Kraju Piasku zyskał znaczną przewagę nad ninja z Konohy i nawet wezwanie na pomoc Gamabunty niewiele w tym przypadku zmienia. Co gorsza, reprezentant Sunagakure decyduje się na użycie Techniki Udawania Snu, dzięki której wyzwoli całą moc zaklętego w sobie demona. Dzięki swojej pomysłowości i pomocy szefa ropuch Naruto celnym prawym sierpowym przerywa przeciwnikowi wykonanie techniki. Niestety to jeszcze nie rozwiązuje wszystkich problemów, a Gaara cały czas przetrzymuje Sakurę jako zakładniczkę. Co w tej sytuacji zrobi tytułowy bohater? Zdradzić mogę jedynie, że w typowym dla siebie stylu zakończy rozpoczęte w poprzednim tomie starcie.
To jednak dopiero początek akcji ukazanej w tej części opowieści. Dalej następuje zakończenie starcia Sarutobiego z Orochimaru, którego ten pierwszy chce pozbawić życia, płacąc za to swoim własnym. Może tego dokonać dzięki ingerencji boga śmierci, który w założeniu ma pożreć dusze obydwu wojowników. Czy nasyci głód, tego również nie mogę wyjawić.
W szesnastym tomie ostatecznie zostaje zamknięty ciągnący się od dłuższego czasu epizod zorganizowanego przez Orochimaru spisku wymierzonego przeciwko Wiosce Liścia. Jednocześnie zaraz potem, zanim jeszcze na dobre opadł pobitewny kurz, rozpoczyna się nowy etap historii, pojawiają się następni antagoniści i świat się kręci dalej.
Rozpad Konohy – finał charakteryzuje nierówne tempo akcji. Zaczyna się dynamicznie, koniec starcia Gaary i Naruto, suspens i przeniesienie akcji na arenę, gdzie walczą Trzeci Hokage i Orochimaru. Zaraz, walczą? To słowo zdecydowanie tutaj nie pasuje, gdyż pojedynek przybrał formę rozmowy, co powoli staje się utrapieniem tej serii. Nie chodzi mi bynajmniej o jakość dialogów, ale o ich nachalne wtykanie w środek zaciekłej bijatyki, co w zamierzeniu miało dodać dramatyzmu, ale ostatecznie jedynie zaburza tempo akcji. W międzyczasie autor przedstawia kilka krótkich scenek ukazujących rodziców głównych i drugoplanowych bohaterów, walczących z najeźdźcami. I tutaj chciałbym się zatrzymać na dłużej, gdyż to właśnie dowodzi, jak mocno Masashi Kishimoto odbiegł od stylu znanego z pierwszych tomów. Jeżeli miałbym wskazać prawdziwą walkę występującą w tej części mangi, to zdecydowanie byłyby to starcia trzecioplanowych postaci. Nie ma co ukrywać – pojedynki głównych bohaterów to po prostu licytacja na coraz to dziwniejsze i bardziej śmiercionośne techniki. Tak więc przy okazji szesnastego tomu stwierdzam, że Naruto zaczyna cierpieć na przypadłości typowe dla shounenów.
W kolejnej części cyklu Jak dorastałem Masashi Kishimoto opowiada o początkach kariery rysowniczej i debiutanckim komiksie, który wygrał konkurs w magazynie „Shounen Jump”. Poza tym autor przedstawia nowych asystentów i prezentuje ich rysunki.
Polskie wydanie ponownie bez zastrzeżeń, ale również bez zachwytów. Na ostatniej kartce wydawca zamieścił reklamy swoich mang, w tym także zapowiedź Fullmetal Alchemist. Uważni czytelnicy przygód alchemika Edwarda Elrica z pewnością zauważą subtelne różnice w wyglądzie okładki z reklamy i wersji ostatecznej. Ponadto na jednej stronie znalazł się spis japońskich nazw występujących w Naruto technik, ale obejmujący tylko te z piętnastego i szesnastego tomu. W przemyśleniach z tyłu okładki autor znowu pisze o… filmach, a konkretnie o kaskaderach żywych i komputerowych.