Naruto
Recenzja
Sasuke werbuje ostatniego członka swojej nowej drużyny – Jũgo. Powstały w ten sposób zespół, zwany Wężem, ma doprowadzić do śmierci Itachiego. Wieści szybko się rozchodzą, więc Brzask i Konoha dowiadują się o poczynaniach młodego Uchihy. Deidara, którego wiadomości o śmierci Hidana, Kakuzu i Orochimaru wyprowadziły z równowagi, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Tymczasem w Wiosce Liścia do życia zostaje powołana specjalna drużyna, w skład której wchodzą Naruto, Yamato, Kakashi, Sakura, Kiba, Shino, Sai i Hinata. Jej zadaniem jest odnalezienie Sasuke.
W trzydziestym dziewiątym tomie Naruto czeka na nas odpowiednia ilość akcji. Działania shinobi z Konohy wprawdzie skupiają się na poszukiwaniach, jednak Deidara nie zamierza siedzieć bezczynnie i wraz z Tobim staje do pojedynku z Sasuke. Bitwa ta należy do niezwykle widowiskowych – widać, że autor sporo myślał nad jej przebiegiem. Kilka stron zostało poświęconych na ukazanie wydarzeń z przeszłości Deidary. W szeregach Węża panuje niezgoda: Karin nie może znieść obecności Suigetsu, natomiast chłopak doprowadza ją do szału swoim ciętym językiem. Wciąż nie zaprezentowano wszystkich zdolności kompanów Sasuke. Wiadomo jedynie, iż Suigetsu świetnie posługuje się mieczem, a jego ciało stworzone jest z cieczy, co czyni go odpornym na pewne obrażenia, Karin potrafi wyczuwać czakrę i lokalizować ludzi, a od Jũgo wywodzi się pieczęć Orochimaru. Na scenę wkracza też Kabuto, który w poprzednim tomie zupełnie nie przejął się śmiercią swojego pana. Zastanawiający jest pewien zabieg ze strony autora: w pierwszych rozdziałach tomiku sugerował, iż ekipa z Konohy zajmie się polowaniem na Itachiego. Ostatecznie, Naruto i spółka ruszają na poszukiwania Sasuke. Czyżby Masashi Kishimoto niekonsekwentnie tworzył swoje dzieło?
Wśród dodatków nie zauważymy żadnych zmian. Standardowo pomiędzy rozdziałami znajdziemy japońskie prace konkursowe oraz wybrane kadry komiksu. Tylna okładka zawiera dywagacje autora na temat problemów natury fizjologicznej i streszczenie wydarzeń. Rodzimy wydawca, oprócz prac polskich fanów inspirowanych tematyką wakacyjną, umieścił w tomiku pierwszy rozdział opowiadania Przełęcz oraz stronę z wyjaśnieniami japońskich nazw technik.
Książeczka nie ma obwoluty ani kolorowych stron i została wydrukowana na śnieżnobiałym papierze. Tłumaczenie trzyma wypracowany już poziom. Obyło się bez błędów językowych i stylistycznych. Podobnie jak w przypadku poprzedniego tomu, trafiłem na egzemplarz, w którym przesadzono z ilością nałożonego tuszu, przez co rozmazał się on na niektórych stronach.