Ten Count
Recenzja
Wydawnictwo Kotori zdaje się należeć do grona wiernych fanów twórczości Rihito Takarai. Za jego sprawą do rąk polskich czytelników trafiły już tytuły takie jak Seven Days, Tylko kwiaty wiedzą i W stolicy kwiatów. Dlatego też zapewne nie ja jedna miałam przeczucie, iż decyzja o publikacji polskiej wersji Ten Count jest tylko kwestią czasu.
Recenzowany tytuł bardzo szybko stał się przedmiotem gorących dyskusji w kręgach czytelników mang z nurtu yaoi – kontrowersyjność tematyki i zachowania bohaterów sprawiły, że Ten Count zdobyło zarówno grono zagorzałych zwolenników, jak i zaprzysięgłych przeciwników. I choćby już z tego względu uważam, że warto sięgnąć po tę publikację, aby samemu przekonać się, o co cały ten szum…?
Historia, choć zaczyna się banalnie, ze względu na osobę głównego bohatera, natychmiast zwraca na siebie uwagę. Tadaomi Shirotani przy okazji niegroźnego wypadku swojego szefa poznaje Riku Kurose, młodego mężczyznę, który – jak się wkrótce okazuje – jest terapeutą medycyny psychosomatycznej. I to dobrze wykwalifikowanym terapeutą, gdyż zaledwie po kilku minutach znajomości diagnozuje u Shirotaniego ciężki przypadek mizofobii – chorobliwego lęku przed brudem, zanieczyszczeniami i zarazkami. I faktycznie, na chorobę tę mężczyzna cierpi od lat, a manifestuje się ona poprzez kompulsywne zachowania związane z higieną – noszenie rękawiczek wszędzie poza domem, unikanie miejsc publicznych, częste i intensywne mycie dłoni prowadzące do ich okaleczenia. Choć Shirotani jest przekonany, że radzi sobie z chorobą, daje się namówić na terapię, którą proponuje mu Kurose.
Terapia zakłada ekspozycję mężczyzny na czynniki i sytuacje wzbudzające w nim największy lęk. Kurose prosi Shirotaniego, by ten ułożył listę dziesięciu rzeczy, które sprawiają mu największą trudność – gdzie numer jeden oznacza to, co ostatecznie byłby w stanie zrobić, odpowiednio się do tego przygotowując, a numer dziesięć to, czego zrobienia absolutnie nie jest sobie w stanie wyobrazić. Bohater wypełnia wszystkie numery, poczynając od dotykania gołą ręką klamek w miejscach publicznych i kupowania książek w księgarniach – numer dziesiąty pozostawia jednak pusty.
Z początku terapie idzie dobrze, Shirotani nabiera zaufania do Kurose i z jakiegoś powodu coraz częściej rozmyśla o swoim nowym znajomym. Gdy jednak na drodze ku kolejnym numerom z listy pojawiają się pewne komplikacje, nie pozostaje to bez wpływu na relację między mężczyznami.
Tematyka Ten Count wydaje się poważniejsza niż w dotychczasowych publikacjach Takarai – głównie ze względu na ciężkie schorzenie Shirotaniego i kontrowersyjną terapię stosowaną przez Kurose. A gdzie jest w tym wszystkim yaoi? O ile pierwszy tom, poza kilkoma sugestywnymi scenami, nieprzekraczającymi jednak granic relacji platonicznej, nie zawiera żadnych skandalicznych treści, całość mangi została przez Kotori oceniona jako publikacja dla czytelnika pełnoletniego, o czym informuje umieszczony na tylnej okładce znaczek „+18”. Nie dzieje się tak bez powodu, ale ten przyjdzie nam poznać dopiero w kolejnych częściach serii…
Pierwszy tom składa się z sześciu rozdziałów i dwóch krótszych dodatków. Całość liczy 178 stron i z niemałym zaskoczeniem odkryłam, że wydawca zdecydował się na ponumerowanie niemal wszystkich z nich. Z tym detalem, na który wielu recenzentów tak często narzeka, Kotori poradziło sobie w ciekawy i nietypowy sposób, umieszczając numerację na wewnętrznych marginesach stron. Na pierwszy (a nawet i drugi) rzut oka wygląda to trochę dziwnie i trudno jest się do tego przyzwyczaić, ale podobnie było z czytaniem mang od prawej do lewej strony, więc kto wie – może i takie rozwiązanie się przyjmie.
Tomik oprawiony został w matową okładkę ze skrzydełkami, bez dodatkowej obwoluty. Całość prezentuje się estetycznie, nawet czcionka, którą zapisano tytuł, dobrana została tak, by jak najbardziej przypominać tę z oryginalnego wydania. Jedyny i do tego drobny mankament polega na nierównym zagięciu skrzydełek – od wewnętrznej ich strony nachodzi na nie grafika zewnętrzna.
Tłumaczenie trzyma dobry poziom, nie zawiera błędów składniowych, nie jest ani zbyt kolokwialne, ani nazbyt sztywne. Brakuje może nieco zindywidualizowania wypowiedzi poszczególnych bohaterów, ale w tej kwestii wiele zależy od oryginału, którego niestety nie miałam możliwości czytać. Bardzo spodobał mi się za to pomysł na przetłumaczenie nazwy leku na alergie sienne, który Kurose rekomenduje Shirotaniemu – „Wszechbloker”. Bez wątpienia jest to nazwa wzbudzająca natychmiastowe zaufanie.
W całości tekstu zauważyłam dwa drobne chochliki, których nie wychwyciła korekta. Pierwszy pojawił się na stronie 41 w liście Shirotaniego, gdzie pod jednym z numerów zamiast „odkażania” widzimy „okażanie”. Drugi dostrzec można na stronie 133, gdzie w jednym ze zdań zamiast słów: „Tylko nie wiem…” pojawia się nieco przekręcona forma „Tylo ko nie wiem…”.
Z niecierpliwością (i nadzieję na brak opóźnień) wyczekuję kolejnej części Ten Count – jeśli bowiem po pierwszym tomie lektura nie wzbudzi w Was intensywnych emocji, to jest spora szansa, że stan ten osiągnięcie, czytając kolejny wolumin…
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Kotori | 11.2016 |
2 | Tom 2 | Kotori | 1.2017 |
3 | Tom 3 | Kotori | 3.2017 |
4 | Tom 4 | Kotori | 6.2017 |
5 | Tom 5 | Kotori | 10.2017 |
6 | Tom 6 | Kotori | 10.2018 |