Tanuki-Manga

Bondrewd okazuje się tym wrednym typem antagonisty, który za żadne skarby nie ma ochoty odejść w zaświaty. Zgromadzone przezeń artefakty okazują się trzymać go na ziemskim padole tak mocno, że wysiłki bohaterów zmierzające ku jego unicestwieniu okazują się bezowocne. Jednak Riko jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa i razem z Nanachi i Regiem postanawia podjąć kolejną próbę zmuszenia Suwerena do przepuszczenia ich na szóstą warstwę Otchłani. On z kolei już podjął bezpardonowe działania mające uchronić go przed porażką, a przede wszystkim ukierunkowane na pojmanie Rega i przekabacenie na swoją stronę Nanachi.

Jeśli ktoś sądził, że Made in Abyss do tej pory było mangą groteskową, szokującą czytelnika kontrastem między dziecięcymi igraszkami a brutalnym i surowym miejscem akcji, to piąty tom jeszcze bardziej go w tym przekonaniu utwierdzi. Gdyby tę część porównać do muzyki, na myśl przychodzi jedynie jakiś superciężki metal, omyłkowo włożony w pudełko po składance dyskotekowej z magazynu „Popcorn” z przełomu wieków. Absolutnie niezwiastująca kataklizmu obwoluta i ponownie średnio smaczna ukryta pod nią okładka nie zapowiadają bowiem uderzenia tępym przedmiotem w potylicę, jakie stanowi lektura piątego tomu. Co gorsza, obawiam się, że autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i znowu będzie się znęcał nad czytelnikami poprzez ukazywanie dalszych cierpień bohaterów.

Wspomniana już okładka, poza ponownym epatowaniem obrazkami wywołującymi u postronnych wyraz politowania wobec czytelnika, tradycyjnie zawiera omake, tym razem prezentujące szereg unikalnych wdzięków Nanachi w oczach Rega. Kto by pomyślał, że z niego taki fetyszysta… Kolejnymi dodatkami są trzy strony między rozdziałami poświęcone analizie artefaktów w arsenale Bondrewda. Piąty tom obfituje w akcję, w związku z czym roi się od dużych onomatopei akompaniujących równie okazałym ilustracjom. Jak zwykle wszystkie wyrazy dźwiękonaśladowcze przetłumaczono, zastępując oryginały, a czasem nawet szalejąc przy tym z czcionką.