Manga
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 9/10 | kreska: 9/10 |
fabuła: 9/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Top 10
Jiraishin
- Ice Blade
- 地雷震
Detektyw Kyoya Iida na tropie. Ciężka, cechująca się niezwykłym klimatem, dojrzała pozycja, która przypomina, do czego zdolny jest człowiek.
Recenzja / Opis
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku magazyn „Afternoon” publikował mangę nieznanego wtedy jeszcze nikomu autora – Tsutomu Takahashiego. Właśnie tą pozycją rozpoczął karierę, której najpopularniejszymi owocami są Blue Heaven, Sky High i właśnie Jiraishin. Warto również wspomnieć o interesującej ciekawostce – autor legendarnego już Blame!, czyli Tsutomu Nihei, zaczynał właśnie jako asystent pana Takahashiego, co wyjaśnia, dlaczego obu autorów łączy godna pozazdroszczenia umiejętność budowania klimatu. Jiraishin traktuje o losach Kyoyi Iidy – bezwzględnego detektywa, który preferuje rozstrzyganie kolejnych spraw w sposób zmuszający zarówno podejrzanego, jak i jego samego, do spojrzenia śmierci w oczy. Tak mniej więcej streścić można fabułę tej mangi. Mangi ze świetną, trzymającą w napięciu fabułą, realistycznymi i wyrazistymi postaciami, cudowną, klimatyczną kreską i charakterystyczną intensywną atmosferą. Kończąc wstęp warto jeszcze wspomnieć o komicznym anglojęzycznym wydaniu TOKYOPOP. Rozdziały pomieszano, dodano pełno bezmyślnej cenzury, a całość przerwano po trzech tomach…
Rozdziały mangowego debiutu Takahashiego (osiągające czasem niebotyczne rozmiary ponad stu stron) są w gruncie rzeczy niepowiązanymi ze sobą sprawami, których rozwiązanie przypada w udziale głównemu bohaterowi. I to właśnie on, wraz z kolegami z pracy, jest jedynym elementem łączącym fabularnie kolejne historie, które zawarte są w tych dziewiętnastu tomach. Trzeba jednak na wstępie zauważyć dosyć ważną rzecz w przypadku kryminałów: Jiraishin nie skupia się na pracy policjanta „od strony technicznej”. W tym wypadku oszczędzono czytelnikowi widoku mozolnego zbierania dowodów i wykonywania innych niezbędnych czynności policyjnych, które pochłaniałyby lwią część czasu. Nie, tego tutaj nie ma. Mangaka skupia się przede wszystkim na poczynaniach głównego bohatera (a trzeba zauważyć, że są dosyć niekonwencjonalne; protagonista ma w sobie coś z Brudnego Harry’ego) i motywacjach kolejnych podejrzanych. Działania wszystkich antybohaterów są bowiem jak najbardziej uzasadnione. Koniec końców dowiadujemy się, co popchnęło ich do zbrodni; ich pobudki stają się dla nas przejrzyste. Jednak nic w Jiraishinie nie jest zupełnie czarne, ani też białe.
Sposób, w jaki mangaka buduje klimat przed rozstrzygnięciami kolejnych opowieści, jest naprawdę imponujący. Wręcz godny pozazdroszczenia przez wielu, wielu innych autorów. Po paru tomach Jiraishin osiąga w tym aspekcie mistrzostwo. Równie wielkie pochwały należą się twórcy za wspomniane wyżej przybliżanie sylwetek przestępców. Widać, że Takahashi naprawdę przyłożył się do kreowania osobowości kolejnych przeciwników głównego bohatera. Dzięki temu są przekonujący jako ludzie. A z powodu takiej, a nie innej konstrukcji fabularnej, przez kolejne tomy przewija się naprawdę sporo postaci. Niektóre, dzięki swojemu charakterowi i historii, potrafią naprawdę zapaść w pamięć. W związku z tym, czytając tę mangę mamy do czynienia ze studium nad niezwykle różnorodną gamą ludzkich uczuć i zachowań. Także pobudki kierujące przestępcami są bardzo różne, jak chociażby zwichrowane poczucie miłości, chęć obrony miejsca zwanego „domem”, zemsta, psychoza wywołana idealnym w każdym calu życiem, przytłoczenie przez wszechobecny „wyścig szczurów”, spaczenie zawdzięczane tragicznemu dzieciństwu, zepsucie spowodowane dorastaniem w patologicznym środowisku i wiele, wiele innych. Aż chciałoby się ironicznie uśmiechnąć i zadać pytanie – skąd my to wszystko znamy?
Nie uświadczymy tu żadnych umoralniających przemów, które skierowane byłyby w stronę postaci występujących w negatywnych rolach. Mimo tego, iż poznajemy motywacje i widzimy czyny bohaterów, ich uczucia i myśli pozostają nam nieznane. Tak więc snucia filozoficznych wywodów na temat życia, dobra i zła również w tej mandze brak. Wybór takiego sposobu przedstawiania kolejnych historii i ich bohaterów uważam za niezwykle trafiony wybór. Widać to zwłaszcza w przypadku głównego bohatera, którego jako człowieka przez lwią część mangi definiują jedynie działania i sposoby rozwiązywania kolejnych zagadek. A jego metody nie dość, że są moralnie dyskusyjne, to zmuszają do rozważenia tezy, iż Iida naprawdę nie przywiązuje do własnego życia żadnej wartości. Mimo że z czasem dostajemy parę dających do myślenia cytatów i szczątkowych informacji o jego przeszłości, do samego końca pozostaje on postacią kontrowersyjną i enigmatyczną. Z jednej strony jest człowiekiem odnajdującym się jedynie w swojej pracy, który żyje po to, by stać na straży sprawiedliwości. Z drugiej zaś przez cały czas balansuje na naprawdę cienkiej linii i często trudno ocenić, czy rzeczywiście jest tym sprawiedliwym, czy może po prostu przestępcą, który usprawiedliwia swoje morderstwa tym, że są dokonane na „tych złych”. Dlatego Iidę uważam za jednego z ciekawszych głównych bohaterów, z jakimi miałem styczność w swojej niedługiej, ale pełnej obcowania z tytułami o niezapomnianych postaciach, karierze mangowego czytelnika. Podobnie niejednoznaczni są ci, którym przyszło stanąć z Iidą do boju. W praktyce takie ukazanie postaci wychodzi wspaniale.
Dzięki finezji, z jaką autor buduje napięcie, świetnie prowadzonej fabule i doskonale przedstawionym postaciom, Jiraishin cechuje się niezapomnianym klimatem i jego lektura jest naprawdę intensywnym przeżyciem. Zwłaszcza od momentu, gdy Takahashi wypracowuje niepowtarzalny styl rysowania. Tak więc, jeśli chodzi o „zawartość”, Jiraishin można bez mrugnięcia okiem określić jako co najmniej kawał dobrej roboty. Kiedy pan Tsutomu rozwija skrzydła, losy detektywa Iidy śledzi się z zapartym tchem, aż do samego zakończenia, które mówiąc w przenośni – znokautowało mnie. Oczywiście poruszane tu kwestie, z uwagi na gatunek, są moralnie dyskusyjne, a niektóre sceny mogą być dosyć brutalne (nadmiaru krwi jednak nie ma). Dobrze zrealizowane (i częste z racji osobistych preferencji głównego bohatera) sceny akcji tylko umilają lekturę mangi. Skoro już jesteśmy przy realizacji – jak ma się sprawa z samą kreską?
Początkowo wyraźnie widać, że Jiraishin jest debiutem tego autora. Choć już w pierwszych tomach można niby znaleźć klimatyczne ujęcia i dopracowane, ładne tła, to jednak projekty postaci nijak mają się do tego, co można podziwiać w dalszej części mangi. I nie ma co się oszukiwać – są raczej słabe. Na szczęście sukcesywnie, począwszy od pierwszego tomu, kreska się poprawia i późniejsza część cechuje się charakterystycznym dla Tsutomu Takahashiego stylem. Od strony graficznej dalsze tomy wyglądają już podobnie jak inne dzieła tego autora – są pod każdym względem bardzo dobre, jeśli chodzi o kreskę. Twarze bohaterów, sceny akcji – trzymają fason. A niektóre ujęcia po prostu zapierają dech w piersiach i Jiraishin wygląda cudownie, a czytanie go to prawdziwa uczta dla oczu. W ocenach cząstkowych, z powodu słabego początku, pojawia się jedynie dziewiątka, ale gdyby patrzeć jedynie na koniec – to zdecydowanie byłaby dyszka ze znakiem jakości.
Słowo „polecam” nie do końca odda to, jak ogromnie pozytywne wrażenie zrobiła na mnie ta seria. Wypada mi zachęcić do lektury wszystkich – mimo tego, że zdecydowanie nie jest to pozycja dla każdego. Ciężki klimat i sposób prowadzenia akcji (występują strzelaniny, ale nie można powiedzieć, że na każdej stronie Jiraishina coś się dzieje), choć dla mnie cudowne – innych mogą najzwyczajniej w świecie przytłoczyć i skutecznie zniechęcić do czytania. Mimo to sugeruję dać tej mandze szansę mimo słabej początkowo grafiki. Debiut i zarazem dzieło życia Tsutomu Takahashiego jest bowiem najbardziej niedocenioną mangą, jaką do tej pory przeczytałem. Czas zmienić ten stan rzeczy.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Kodansha |
Autor: | Tsutomu Takahashi |