Ghost In The Shell
Recenzja
Dawno, dawno temu, w kraju nad Wisłą, kiedy to jeszcze lokalna społeczność miłośników popkultury japońskiej stanowiła przepełniony dumą byt chwalący wysublimowaną sztukę Nihonu, pojawiła się święta księga. Napisana niemożliwym do zrozumienia językiem, pełnym głębokich nawiązań do nauk azjatyckich religii, w mig stała się hołubionym symbolem triumfu polskiego fana nad wrogim mu otoczeniem. I tak oto rodzimy fandom na lata pogrążył się w cyberpunkowym świecie, z którego część jego członków nie wyszła po dziś dzień. Niestety. Ależ jakie to szczęście ponownie nawiedziło Polskę, gdyż wydawnictwo J.P.Fantastica w maju roku pańskiego dwa tysiące trzynastego ponownie wydało księgę, stanowiącą obecnie najwyżej słodkie wspomnienie czasów, kiedy to polski fan bez wybrzydzania cieszył się każdym objawieniem się mangi na sklepowych półkach. Dzisiaj The Ghost in The Shell nie jest dziełem, które mogłoby ponownie zaistnieć na zdominowanym przez panie rynku, na którym czytelnik ma szersze możliwości wyboru niż miotanie się pomiędzy tanim mordobiciem a natchnionym bełkotem.
Epizodyczna fabuła komiksu jest umiejscowiona w Japonii i przedstawia losy Sekcji 9 Wydziału Bezpieczeństwa, wpadającej na trop groźnego cyberprzestępcy, zwanego Władcą Marionetek. Wątek ten przewija się w kilku spośród dwunastu części historii i zostaje rozwiązany wraz z jej końcem. Na ogół jednak działania głównej bohaterki – cyborga Motoko Kusanagi i jej kompanów to niezależne od siebie sprawy o różnym stopniu skomplikowania i zawiłości, w większości będące zgrabnym sensacyjnym science‑fiction.
To, że po latach manga The Ghost in The Shell nie zachwyca, nie jest żadnym zaskoczeniem. Jej popularność minęła wraz z końcem ery cyberpunku, w Polsce nienaturalnie przedłużonej przez filmową wersję przygód major Kusanagi. To jednak odrębny temat, gdyż powstała na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku manga z ekranizacją ma niewiele cech wspólnych.
Pierwsze polskie wydanie The Ghost in The Shell pojawiło się ponad dekadę temu. Trudno więc zrozumieć, dlaczego – mimo upływu takiej ilości czasu – komiks w ciągu dalszym zawiera szereg wad i niedociągnięć, które świadczą o tym, że ukazał się jedynie po to, by wzmocnić rynkowy status J.P.Fantastica, wydającego obecnie mniej popularne, ale wartościowe tytuły w serii Mega Manga. Zastanawiam się tylko, do kogo ten dodruk miał trafić? Niestety nie miałem możliwości porównania reedycji z egzemplarzami z roku 2003, lecz nie sądzę, by nagle pojawiły się w niej nowe, wcześniej nieistniejące wady.
Do rodzimego wydania mam wiele zarzutów. Po pierwsze przypisy, a raczej ich umiejscowienie. Niektóre widnieją przy wewnętrznych krawędziach stron, co właściwie uniemożliwia ich przeczytanie bez wyrywania kartki. Inne, pisane równolegle do dłuższej krawędzi kartki, są ustawione raz ku środkowi, innym razem w drugą stronę, co wymusza wykręcanie komiksu w różne strony podczas czytania. Kilka przykładów na to widać już na pierwszych stronach. Na stronie 99 jest powtórzenie „Błona haptyczna i powlekający błonowy płyn powlekający gotowe”. Dwie strony dalej przypis na samym dole został ucięty przy prawej krawędzi, ale nie stwarza to problemów podczas czytania. Ponadto na niemal wszystkich kolorowych stronach widać pozostałości starej numeracji, niekiedy także różnie usytuowane czerwone kropeczki, a w lewym górnym rogu niemal każdej strony widnieje niewielki znak „+”. Na stronie 140 ze słowa „lepiej” zgubiła się litera „L”. Mam też wątpliwości co do twierdzenia autora, że 101107 sekund to bardzo długi czas w kontekście rozważań nad istotą wszechświata, ale nie mam możliwości sprawdzenia, jak to wyglądało w oryginale. Poza odautorskimi komentarzami umieszczonymi na obwolucie komiks pozbawiony jest dodatków. Onomatopeje pozostawiono w oryginale i dodano ich tłumaczenie.
Kiedyś polscy fani stawiali The Ghost in The Shell na ołtarzyku i wznosili dziękczynne modły za tak fachowo i pięknie wydaną mangę. Dzisiaj ta jakość już nie zachwyca i trochę wstyd wznosić świątynię dla czegoś, co ma tyle wad w drugim wydaniu. J.P.Fantastica chociażby przez wzgląd na status dzieła Masamune Shirowa w Polsce mogło poprawić kilka najbardziej widocznych błędów, głównie poukrywane w grzbiecie przypisy. Jedynym atutem mangi jest duża liczba kolorowych stron – aż czterdzieści osiem. Pozostałe aspekty, które dekadę temu wzbudzały podziw, dziś stanowią standard dla mang w naszym kraju i wątpię, by przykuły uwagę kolekcjonerów, a co dopiero pisać o przeciętnych czytelnikach.
Recenzje alternatywne
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 12.2002 |