Grunwald
Recenzja
Nie jest szczególną tajemnicą, że parodii nie lubię, na wszelakie amatorskie wysiłki raczej krzywo patrzę, a do komiksu historycznego stosunek mam co najwyżej obojętny. Pewnie więc moja recenzja Grunwaldu jako całości nie byłaby szczególnie pozytywna, ale szczęśliwie dla autorki, recenzję główną napisał kolega z redakcji. Niemniej jednak, mając już w domu egzemplarz komiksu, uznałem, że warto byłoby napisać kilka zdań również o wydaniu. I jak też owo doujinshi się prezentuje?
Na wstępie pragnę ostrzec, że lektura Grunwaldu była moim pierwszym kontaktem z prawdziwym stuprocentowym doujinshi. Owszem, miałem już wcześniej do czynienia z publikacjami, które można podciągnąć pod to określenie (wczesne tytuły Studia JG, jak np. Nearly albo DN Trickster), ale utwór wydany przez samą autorkę i własnym sumptem recenzuję pierwszy raz. Dlatego też nie bardzo mam z czym wydanie Grunwaldu porównać, co najwyżej właśnie z wymienionymi wcześniej tytułami Studia JG. Mimo wszystko mam nadzieję, że autorka wybaczy mi ocenę jej dzieła w odniesieniu do profesjonalnych publikacji.
Grunwald wydany został w wygodnym formacie 150 x 210 mm (dla przybliżenia – wydawanych jest w nim większość mang Hanami). Czytelnika wita okładka solidna, acz utrzymana w osobliwej fioletowej kolorystyce. Autorka uznała, że nie ma co silić się na eksperymenty z zagospodarowaniem przestrzeni „okładkowej”, w związku z czym druga i trzecia jej strona są całkowicie puste. Cóż, wiele gorszych okładek widywałem, więc tu autorce należy się pochwała za staranne, choć niezbyt efektowne wykonanie. Pierwsza strona poświęcona została na krótką przedmowę, natomiast na ostatniej znalazła się bibliografia (całkiem bogata) oraz e‑mail i adres konta autorki w serwisie deviantART. Na zakończenie dostajemy dwuczęściowy epilog przedstawiający pokrótce konsekwencje bitwy i spory historyków co do jej przebiegu. Epilog narysowany został w konwencji stripa (czy też yonkomy) i w moim przekonaniu jest najlepszą częścią Grunwaldu.
Zasadnicza treść to szczególna mieszanina amatorszczyzny i profesjonalizmu. Profesjonalizm widoczny jest w starannym rozmieszczeniu zawartości stron; nie znajdziemy tu uciętych kadrów, a pomimo zastosowanego klejenia nie trzeba szczególnie się wysilać, aby zobaczyć całość strony. Należą się też słowa uznania za notki odautorskie, przybliżające zagadnienia, które mogą być obce niewyrobionemu historycznie czytelnikowi. Z doświadczenia wiedząc, że wśród naszych fandomowych twórców rozpowszechnione jest dosyć – powiedzmy – „swobodne” podejście do ortografii i gramatyki, trochę obawiałem się, czy i Anna Dąbrowska nie zechce pójść w ślady futurystów. Na szczęście nic z tych rzeczy – co prawda nie mam oka do literówek i tym podobnych drobiazgów, ale błędów językowych nie znalazłem.
Profesjonalizm omówiony, czas na amatorszczyznę. Widać ją przede wszystkim w czcionce, niepasującej do komiksu i chyba nieco za dużej. Szwankuje rozmieszczenie tekstów w dymkach (vide str. 2, 11, 38); takie błędy można zrozumieć w komiksie tłumaczonym z japońskiego, z innym układem tekstu, ale nie w polskim utworze, w którym autorka miała pełną kontrolę nad kształtem dymku i rozmieszczeniem tekstu. Siermiężny layout (str. 1, 2, 7) zdradza brak obycia z DTP – aż prosi się, żeby na komiks rzucił okiem ktoś znający się na poligrafii. Niestety zabrakło numeracji stron, mimo że szerokie marginesy bez problemu pozwalały na jej zamieszczenie. Bardziej konserwatywnych czytelników (mnie na przykład) mogą też razić emotikony pojawiające się w niektórych tekstach odautorskich.
Z ciekawostek niespotykanych w „zwykłych” komiksach – w całym Grunwaldzie w żadnym miejscu autorka nie przedstawiła się z imienia i nazwiska. Owszem, rozumiem potrzebę popularyzacji fandomowego nicka, ale z czasem przychodzi taki moment, że dobrze by było zaprezentować swoje osiągnięcia. I tu powstaje problem… Być może chodziło również o zdystansowanie się od swojej twórczości, próbę uniknięcia powiązania potencjalnej klapy z osobą – jeżeli tak, to niesłusznie, bo Grunwald to może nie wybitna, ale całkiem przyzwoita robota. Niemniej jednak jest prawem twórcy przedstawić się pseudonimem. Gorzej, że nigdzie nie znalazłem numeru ISBN, co oznacza, że autorka nie wysłała egzemplarza do Biblioteki Narodowej. Zniknie więc Grunwald w pomrokach dziejów i pamięć o nim zaginie – a szkoda, bo to też mała cząstka historii polskiego komiksu.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Anna Dąbrowska | 3.2011 |