Komentarze
Gyo
- Gyo - bardzo krótka subiektywna opinia, nie recenzja : Shorexen : 3.09.2019 17:51:50
- komentarz : O. G. Readmore : 1.04.2014 18:25:51
- komentarz : Stench of Death : 5.06.2013 17:49:51
- Re: gyo, filar, uskok. : blargh : 17.05.2013 19:47:58
- Re: gyo, filar, uskok. : Grisznak : 17.05.2013 14:51:16
- gyo, filar, uskok. : zakuro5 : 17.05.2013 14:32:24
- Re: O co chodziło w 2 ostatnich rozdziałach? : zakuro5 : 17.05.2013 14:12:07
- Nic specjalnego : Pazuzu : 28.04.2013 17:54:12
- Re: Niedopatrzenie : Teukros : 25.04.2013 11:05:24
- Niedopatrzenie : Schultz : 25.04.2013 10:17:46
Gyo - bardzo krótka subiektywna opinia, nie recenzja
Ale przechodząc już na odpowiednie tory, to nie znam się za bardzo i nie jestem też Japończykiem aby wychwycić jakieś większe przesłanie czy symbolikę związaną z wątkiem „ożywających” morskich stworzeń, dlatego ograniczę się tylko do krótkich subiektywnych odczuć podczas lektury z perspektywy czytelnika, który spod ręki Itou zna tylko, według mnie udany Black Paradox i bardzo przeciętną oraz niewykorzystującą swojego potencjału Reminę.
Nigdy nie przepadałem za stylem tego autora, ale mimo wszystko dałem szansę tej mandze i niestety w sumie się zawiodłem. Na pewno komiks nie był straszny, ale za to momentami wręcz zabawny oraz lekko odpychający w swoim groteskowym i niesmacznym stylu artystycznym. Historia pomysłowa i na wstępie nawet bardzo wciągająca, ale jako to w przypadku Itou jest już standardem, to im dalej w las tym gorzej, o wiele gorzej, czego efektem jest ucięte zakończenie. Nie pomagała w tym wszystkim niebywale irytująca postać Kaori, która swoim charakterem i zachowaniem tylko utrudniała już niezbyt przyjemne czytanie. W sumie… to swoją drogą już same poboczne historie, widniejące pod koniec tomu jakoś bardziej mnie zaintrygowały. Pomimo iż krótkie to bardziej ciekawe i niepokojące. Lecz wracając to na prawdziwy plus mogę jedynie ocenić stronę techniczną, która jak zawsze w przypadku tego mangaki nie zawiodła, chociaż nadal strasznie przeszkadza mi w jego przypadku styl rysowania twarzy postaci. W każdym tytule praktycznie taki sam i nie w moim guście. Natomiast samo wydanie JPF, tak samo jak aspekt graficzny, również prezentuje się solidnie i nie mam do niego większych zastrzeżeń.
Jeśli miałbym to jakoś ocenić w kolejności to Odór Śmierci oceniam jakoś tak pomiędzy Paradoxem i Reminą. Czyli w sumie przeciętnie, bo nie jest najgorzej, ale też nie jest przynajmniej okej. Manga bez wątpienia na raz, na pewno do niej nie wrócę i jest to raczej ostatni komiks od tego autora jaki przeczytam, ponieważ ten nie dostarczył mi nic na tyle pozytywnego, aby ewentualny powrót do jego dzieł był tego wart. Osobiście mangi Gyo nie polecam, gdyż sama cena już nie zachęca, a treścią zachwycą się raczej tylko Ci (nieliczni – chyba), którzy gustują w niesmacznych, specyficznych i groteskowych rzeczach lub są po prostu fanami twórczości Junjiego Itou. Rzecz jasna nie odmawiam mu talentu do pewnych kwestii min. do nieskończonej pomysłowości czy wizji artystycznej, ale wszystko sprowadza się po prostu do gustu, a w mój ten mangaka się niestety nie wstrzela, a bardzo szkoda, bo po Black Paradox miałem naprawdę pozytywne podejście i duże oczekiwania względem kolejnych komiksów tego autora. To tyle ode mnie. Pozdrawiam.
gyo, filar, uskok.
Nic specjalnego
Kaori działała mi na nerwy, cały czas się zastanawiałam, dlaczego główny bohater nie rzucił jej w diabły gdy zaczęła stroić fochy i krzyczeć na niego zupełnie bez powodu. Miałam wrażenie, że dziewczyna nie umie normalnie rozmawiać, tylko krzyczy albo stroi fochy. Naprawdę, największą zagadką Gyo było dla mnie to, jakim cudem Tadashi nadal z nią jest. Nie wiem, może cierpi na jakąś odmianę masochizmu? Inne postacie w porządku, wypadły całkiem przekonywująco w świecie chaosu i postępującego szaleństwa.
Fabuła, jak to w horrorach, naciągana i idiotyczna, ale poprowadzona sprawnie i dość wciągająca. Dość powiedzieć, że przeczytałam mangę w pół dnia zaniedbując naukę, czego pewnie będę niedługo żałowała. Zakończenie trochę niedopracowane – czytając je miałam wrażenie, że autora goniły terminy i zabrakło mu czasu by całość logicznie i porządnie zwieńczyć. Trochę szkoda.
Trudno ocenić mi kreskę. Z jednej strony lubię styl Junji Itou – nie sposób odmówić mu sprawności w rysowaniu obrzydliwości i wykrzywionych w strachu twarzy. Z drugiej niektóre jego pomysły były po prostu śmieszne – jak czołg ostrzeliwujący rybę na odnóżach, czy kliknij: ukryte sposób podłączenia ludzi do mechanizmu. Ja rozumiem, jaka idea mu przyświecała, ale przez cały czas zastanawiałam się, co by powiedział Freud na takie umieszczenie rur? I obsesyjne zachowanie Tadashiego? Psychoanalityk mógł by z Gyo wyciągnąć naprawdę ciekawe wnioski.
Dodatkowe historyjki były nierówne – pierwsza idiotyczna i zupełnie nie logiczna, druga za to wyśmienita.
Podsumowując cały tomik chciałam wystawić ocenę 5, bo nie było to nic wybitnego, ale też czytałam głupsze rzeczy, ale… ale wieczorem, kiedy kładłam się spać cały czas miałam przed oczami odnóża z ich więźniami. I czułam się naprawdę nieswojo. I za to daję 6, z nieśmiałą rekomendacją.
Niedopatrzenie
A w samej recenzji jest wspomniane o zmianie podtytułu ;)
Podtytuł
Ryby na lądzie - koniec świata
Mangę oceniam na dobrą, a więc w tym przypadku interesującą.
O co chodziło w 2 ostatnich rozdziałach?
Rybia apokalipsa
Fuj.
Chodzące kompostowniki atakują!
Pozytywnie zaskoczyło mnie zakończenie, wątek wujka- naukowca zaciekawił. Szkoda tylko, że kliknij: ukryte nie wiadomo co dokładnie stało się z jego asystentką i nie wyjaśniono bliżej biologii tego czegoś. Niestety tych zalet nie równoważy to, co musiałam znieść w pierwszej części mangi.
Horror ma to do siebie, że czytelnik powinien odczuwać sympatię dla bohatera, choćby okruszek, bo inaczej zamiast się bać zastanawia się jak tym kreaturom wskazówkę kogo zabić. W wypadku OVA zmiana charakterów wyszła temu dziełku na dobre- dwie koleżanki Kaori razem do kwadratu nie irytowały mnie tak jak jej mangowe wcielenie. Borze, niech ktoś coś z nią zrobi, bo zabiję i uwolnię bohatera od tej zgagi. Złośliwie dodam, że żyjąc w mieście powinna się na pewne smrody uodpornić. Jej wrzaski i miny biednej księżniczki zabijają całą lekturę, a ich wspomnienie nawiedza bez wątpienia smutne sceny końcowe. I po coś się męczył, chłopie?
Początkowe strony pierwszego rozdziału powoli budowały odpowiedni nastrój i liczyłem na to, że dostanę straszną i obrzydliwą porcję rozrywki, zgodnie z tym, co ludzie pisali w internecie. Gdy zobaczyłem rybkę z metalowymi nogami, potrafiącą pędzić jak Struś Pędziwiatr, zaśmiałem się i na myśl przyszły mi wszystkie amerykańskie horrory niskich klas, które widziałem za życia.
Te marne produkcje, o morderczym kisielu z kosmosu, Crittersach, gigantycznych pająkach, kleszczach itp. – moje mniemanie na temat tej mangi spadło do zera. Wraz z kolejnymi stronami umacniałem się w przekonaniu, że niewiele różni się ona od tych „horrorów”, które były dobrymi komediami, gdy oglądało się je „z braku laku”. Najbardziej idiotyczny i żenujący mangowy horror, jaki kiedykolwiek czytałem. Gdy zobaczyłem kliknij: ukryte chodzącą rączkę przypomniała mi się jedna z części filmu Martwe Zło. Natomiast kliknij: ukryte czołg goniący miecznika rozśmieszył mnie totalnie. Nie zaznałem nawet odrobiny obrzydzenia podczas lektury, o którym pisali ludzie (o wspaniałości tego tytułu nie wspominając).
Natomiast słowa recenzenta:
Należą do typu bardzo naciąganych, zbyt bardzo. Ewentualnie mam super mocny żołądek, bowiem podczas czytania tego „dzieła” spożywałem kolację. Zero przerażenia i odpychającego wrażenia.
Dodatkowo, dziewczyna głównego bohatera wyprowadzała mnie z równowagi, bo jej wszystko „śmierdzi” i to ją drażni. To sobie w takim wypadku nos zatkaj droga panno, albo zrób coś innego, tylko przestań chrzanić smuty.
Chyba o niczym nie zapomniałem. W każdym razie, jeśli inne mangi pana Itou są na takim samym poziomie jak ta, to będę miał kilka komedyjek do przeczytania w najbliższym czasie, tak na ponure, jesienne dni.
Nie znam innych prac autora, przyznam bez bicia. „Gyo” zrobiło słabe wrażenie od strony fabularnej. Pomysł wokół którego kręcą się wydarzenia z założenia jest bardzo trudny do realizacji. Niestety Autor brnął w to do końca. Jest wiele miejsc, które nie trzymają się kupy , część wydarzeń wydaje się nie mieć ze sobą wiele wspólnego, co razi w drugiej połowie. Można odnieść wrażenie, że wszystko zostało zrobione tylko po to, by rysować w kółko ciągle ten sam motyw. Jest to co prawda jakieś wyróżnienie dla serii, można ją rozpoznać. Podkreślam jednak, że fabuła kupy się nie trzyma, sama chęć wizualizacji głównego motywu wpędza Autora w popełnianie coraz bardziej rażących błędów, pomijam tu jakieś głębsze próby analizy fabuły, bo to weszło by na spekulację z rodzaju s‑f, gdzie jest znacznie więcej f.Wypomnę tylko, że pod sam koniec Autor chyba sam zauważył i próbował się bronić jednym zdaniem, co wypadło raczej marnie, jak gdyby przyznał się do błędu, niestety ten błąd potraktował bardzo ogólnie. Zagłębiając się w detale wypada to znacznie gorzej.
Horror ma to do siebie, że przeraża gdy wydarzenia przedstawiane są bardzo realistyczne i bliskie czytelnikowi. Niestety tutaj wygląda to bardzo abstrakcyjnie i życzeniowo. W rezultacie efekt mocno słabnie.
Największą zaletą są same rysunki. W miarę oszczędne i z lekką wyobraźnią, niezbyt mocno przesadzoną. Zarzucić można nie intuicyjność samych kompozycji, ale to łączy się mocno z fabułą, strącony kamień powoduje lawinę.
Plusem jest niezaprzeczalnie to, że manga jest krótka, gdyby to ciągnąć wypadłoby znacznie gorzej. Same rysunki to zdecydowanie za mało na dobra pozycję, fabularne zgrzyty i przypadkowość wydarzeń ( kliknij: ukryte no skąd się tam wziął ten cyrk i w ciągu kilku chwil jego główna atrakcja – dojść wciąż nie mogę) czynią z „Gyo” pozycję przeciętną. Jest wiele mang ze znacznie lepszą grafiką i znacznie lepsza fabułą.
Sensei Eco pisząc powieść zwracał uwagę np. jak wypowiadane przez bohaterów słowa mają się do pokonanej przez nich po schodach odległości. Itou mógłby sobie spokojnie potrenować podobną technikę… I w ogóle zastanowić się nad światem i tworzeniem postaci. Im więcej się nad mangą zastanawiam, tym więcej niedopatrzeń widzę. Szkoda, mogła to być lepsza pozycja.
Podsumowując dla fana jak najbardziej, ale dla innych ... no może zabierzcie się za coś innego.
Komentarz prawdę ci powie
Bać nie ma się tu czego, zachwycać może jedynie ostatnią stroną gdyż w głowie rozlega nam się wówczas „nareszcie koniec tej marnej mangi!”.
4/10
Czytałem, i raz po raz myślałem „Boże, ale głupoty!”
Oceniam bardzo nisko. Uzumaki też mi się nie podobało, ale było zdecydowanie lepsze.
à propos grafiki
Mimo to manga jest godna polecenia, a przeczytanie nie powinno być stratą czasu.