Manga
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 8/10 | kreska: 7/10 |
fabuła: 9/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Top 10
Major
- Major – Dramatic Baseball Comic
- メジャー
- Major (TV)
- Major [2005] (TV)
- Major [2007] (TV)
- Major [2008] (TV)
- Major [2009] (TV)
- Major [2010] (TV)
- Major 2nd
- Major 2nd (TV)
- Major 2nd [2020] (TV)
- Major: Message (OAV)
- Major: World Series (OAV)
- Major: Yuujou no Ikkyuu
- Major: Yuujou no Winning Shot (film)
A wszystko zaczęło się od pasji pewnego pięciolatka… Teoretycznie jedna z wielu opowieści sportowych, a praktycznie…
Recenzja / Opis
Pięcioletni Gorou Honda nie tylko uwielbia baseball, ale jest również niezwykle jak na swój wiek utalentowany. Pragnie pójść w ślady ojca, Shigeharu, który uprawiał ten sport zawodowo, jednak niedawna kontuzja uniemożliwiła mu powrotu do dawnej formy i roli miotacza. Mimo to samotny ojciec postanawia spróbować sił w roli pałkarza. Wszystko ma szansę ułożyć się jak najlepiej, tym bardziej, że w życiu dwuosobowej rodziny pojawia się niespodziewanie młoda przedszkolanka, Momoko Hoshino. Jednakże los szykuje dla nich bardzo przykrą niespodziankę…
Baseball jaki jest, każdy widzi. Jako jeden z najpopularniejszych (jeśli nie najpopularniejszy…) sportów w Japonii nie raz, nie dwa posłużył za motyw przewodni w mandze lub anime. Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że dobrych komiksów/serii sportowych, mimo ich ogromnej liczby, jest tak naprawdę niewiele, a już tym bardziej o tematyce baseballowej. Przykładem tych udanych są prace Mitsuru Adachiego, w których jednak dominuje zazwyczaj wątek obyczajowy, a rozgrywki sportowe pozostają nieco w tle. Rosnąca liczba tytułów stopniowo uniemożliwia również stworzenie opowieści niesztampowej, dlatego też kolejni autorzy albo bawią się znanymi schematami, albo nie silą się na oryginalność, albo udziwniają całość do tego stopnia, że nie wiadomo, czy to jeszcze sport, czy już pojedynki superbohaterów (tu z kolei warto wspomnieć o Prince of Tennis – czyta się to dobrze, ale z czasem poziom absurdu umiejętności graczy może zacząć męczyć).
Czym w całym tym morzu wyróżnia się Major? Na pierwszy rzut oka – niczym: ot, kolejny zdolny dzieciak zaczyna uprawiać jakiś sport i staje się coraz lepszy, na swojej drodze spotyka kolejnych przyjaciół i rywali, na każdym zakręcie czekają nowe wyzwania… i tak dalej. W praktyce jednak jest jedną z lepszych mang, jakie zdarzyło mi się przeczytać: nie tylko baseballowych, nie tylko sportowych, ale tak w ogóle. Dlaczego?
Po pierwsze: realizm, choć jest to realizm z punktu widzenia baseballowego laika, który czerpie swoją wiedzę z internetowych encyklopedii, doszukując się informacji na temat tego, co pokazano w danej mandze/anime. Po zapoznaniu się z podstawami baseballu mogę z ręką na sercu stwierdzić, że autor, mimo bardzo niewielkiego podkolorowania (które służy podniesieniu napięcia), przedstawia sport ten takim, jaki jest. Stworzenie tak szczegółowego i wiarygodnego obrazu na pewno wymagało sporo wysiłku, za co należą się Takuyi Mitsudzie gromkie brawa.
Po drugie: fabuła. Naprawdę rzadko spotyka się mangę, która tak dokładnie opisuje sportową karierę bohatera. Zaczynamy w momencie, gdy Gorou ma lat pięć, a finał historii stanowią wydarzenia oddalone w czasie o kilkadziesiąt lat. Długość sprawiła, że autor mógł do sucha wycisnąć podjętą tematykę. Solidne baseballowe fundamenty posłużyły stworzeniu opowieści niesamowicie wciągającej i przy okazji idealnie zbalansowanej. Owszem, prym wiedzie tu wątek sportowy, utrzymany w typowej dla shounenów kompozycji (od zera jak najwyżej się da), ale przy okazji tak nieszablonowej i równomiernie rozłożonej w czasie, że nie powinno się mieć do tego żadnych zastrzeżeń. Pozostającym nieco w tle, ale również istotnym motywem jest tak samo przemyślana partia obyczajowa, która dzielne przedziera się przez kolejne mecze, skutecznie zapełniając sportową próżnię, na którą cierpią niektóre komiksy i serie. Znalazło się tu sporo miejsca na rodzinne dramaty czy nieco lżejsze okruchy życia. Poziom tego pierwszego czasami niebezpiecznie wzrasta, jednak nigdy nie przekracza pewnych norm. Seria często żongluje przeróżnymi schematami, równie często wyłamując się z nich i przez to pozytywnie zaskakując. Warto też zaznaczyć, że sport jest tu potraktowany niezwykle poważnie i niektórym czytelnikom może się wydać, że nieco zbyt górnolotnie, ale udało się jednak zachować zdrowe podejście i nie ma momentów, w których można by się złapać za głowę i zastanawiać „ale dlaczego, u licha, oni tak długo gadają sami do siebie zamiast grać?”.
Po trzecie: bohaterowie. Jest ich naprawdę wielu i są naprawdę zróżnicowani, jednak naturalnie pierwsze miejsce na podium zajmuje Gorou. I to od tego, czy się go polubi, czy nie, zależeć będzie ocena mangi. Dla mnie jest to jedna z tych niezwykłych postaci z krwi i kości, które policzyć można na palcach jednej ręki – pewnie, takie typy zdarzają się niesamowicie rzadko, ale mają ogromną szansę istnienia. Gorou to sportowy geniusz – od tego zdania można by zacząć i pewnie skończyć, gdyby nie wysiłek, jaki włożono w stworzenie jego osobowości. Chłopak na pewno ma talent, charyzmę (naprawdę łatwo uwierzyć, że postać ta porywa kolejnych ludzi i prawie wszędzie stanowi trzon duchowego wsparcia drużyny), jest wytrwały i prawie nigdy się nie poddaje (a biorąc pod uwagę, jak doświadczyło go życie, można go tylko podziwiać), ale z pewnością nie stanowi modelu rycerza w lśniącej zbroi bez jakiejkolwiek rysy na charakterze. Do zestawu dołączono sporą ilości arogancji, temperamentu, braku cierpliwości, lekkomyślności i oślego uporu. Przesadna pewność siebie może być denerwująca, ale zdecydowanie nie w tym przypadku. Gorou często popełnia błędy, czasem wyciąga z nich wnioski, a czasem nie, przez co podejmowane przez niego decyzje nierzadko mają opłakane skutki. Wszystko ma swoją cenę i autor nie waha się o tym przypomnieć w najbardziej kluczowych momentach. Bohater jest niezbyt inteligentny, bardzo prostolinijny i ma problem z wyrażaniem samego siebie inaczej niż za pomocą baseballu (to tak uroczo – choć nie zawsze – przedstawione upośledzenie społeczne, na które cierpią ludzie utalentowani, oddani całym sobą jednemu hobby), co często prowadzi do nieporozumień w kontaktach z innymi ludźmi. W przypadku Gorou sport to nie tylko pasja, a wręcz sposób na życie, nie można jednak powiedzieć, że jest ślepo zapatrzony w baseball i gdy wymaga tego sytuacja, potrafi spojrzeć na wszystko bardzo trzeźwym okiem
Major, mimo dominującej roli protagonisty, nie jest teatrem jednego aktora i może się pochwalić bogatą i odpowiednio zróżnicowaną obsadą. Z powodu dynamiczności osobowości Gorou, która każe mu cały czas przeć naprzód i szukać nowych wyzwań, jego najbliższe otoczenie często ulega drastycznej zmianie, jednak pomimo tych przetasowań można wyróżnić tzw. „długodystansowców”, którzy towarzyszą bohaterowi przez większość jego życia. Oprócz najbliższej rodziny, zawsze obecnej w jego życiu, zaliczyć do nich można dwie postaci. Toshiya Satou to pierwszy przyjaciel Gorou, który pasją do sportu zostaje zarażony jeszcze w przedszkolu. Dosłownie siłą wyciągnięty z domu malutki kujonek z czasem odkrywa w sobie zamiłowanie do baseballu i mimo początkowego sprzeciwu rodziców realizuje swoje marzenia. Co prawda jego charakter oparto na tym, że przeciwieństwa się przyciągają, jednak on i Gorou mają również sporo cech wspólnych. Od przyjaciela odróżnia go przede wszystkim większe opanowanie, inteligencja, ale z drugiej strony mniejsza pewność siebie – owszem, ma talent, ale sukces w znacznej mierze zawdzięcza ciężkiej pracy (nie, żeby protagonista nie pracował nad sobą, ale jednak nie w aż takim stopniu). Toshiya gra strategicznie i niezwykle rzadko daje ponieść się emocjom, chociaż zdarzają się i takie momenty.
Drugim filarem wiernie wspierającym Gorou jest Kaoru Shimizu – wieloletnia przyjaciółka, którą spotkał jeszcze w podstawówce i również przeciągnął na „ciemną stronę mocy”. Biorąc pod uwagę liczbę postaci płci żeńskiej, które kręcą się wokół bohatera, można się spodziewać, w jakim kierunku pójdą ich relację, jednak wszystko przedstawiono bardzo realistycznie. Kaoru nie jest bezmózgą kluchą zapatrzoną w Gorou jak w obrazek i będącą na każde jego skinienie. O nie, dziewczyna zdecydowanie ma charakter, a także własne problemy i pasje, które zarysowują się stopniowo w miarę rozwoju akcji. Główną inspiracją dla bohatera, oprócz ukochanego ojca rzecz jasna, staje się również pewien amerykański zawodnik, Joe Gibson, który z czasem również otrzymuje odpowiednią ilość miejsca w historii. Na wzmiankę zasługuje też Momoko Hoshino, która od momentu pojawienia się w życiu Gorou stanowi jeden z czynników decydujących o dalszych losach chłopca. Pomimo młodego wieku jest osobą naprawdę odważną i niezwykle zaradną, a przy tym niesamowicie ciepłą i kochającą. Obserwując ją i Kaoru doszłam do wniosku, że przedstawicielki płci pięknej, mimo że zgodnie z regułami shounenów nie grają pierwszych skrzypiec, stanowią rzadkie klejnoty w szkatułce silnych kobiecych indywidualności w zestawieniu z niepokojąco popularnymi słabymi dziewojami, które wiecznie trzeba ratować z mniejszych lub większych tarapatów.
Naturalnie to nie wszyscy, ale wyliczanie kolejnych postaci zajęłoby za dużo czasu, ograniczę się więcej do zbiorowego opisu. Młody Honda spotyka na swojej drodze różne osoby – kolegów i koleżanki ze szkoły, rywali i przyjaciół ze świata baseballu. Zwłaszcza u tych drugich zauważyć można tendencję do dość dramatycznych przeszłości (co jak co, ale pan Mitsuda zgotował niektórym niezły bieg z przeszkodami, które mają służyć jako mobilizacja), ale z drugiej strony sporo tu też osób w całkiem normalnej sytuacji. Wszystkich łączy jedno – gdzieś, kiedyś, na którymś z etapów ich życia pojawił się Gorou, który zdołał porwać ich mniej lub bardziej skutecznie nurtem rzeki zwanej Baseball. Większość postaci dostaje swój czas, nieważne jak mały, i mimo pojedynczych przypadku jednoznaczności i przejrzystości, znaczna ich liczba nie daje się podsumować jednym słowem.
Po czwarte, ale już nie takie oczywiste – kreska. Ta stanowi najsłabszy, choć nie aż tak zły element układanki. Nie jest ani szczególnie charakterystyczna, ani dokładna: ot, całkiem przyzwoita rzemieślnicza robota, która na przestrzeni lat nieco się wygładziła. Projekty postaci, mimo niejakiej przeciętności są w miarę realistyczne i proporcjonalne anatomicznie. Tutaj też warto wspomnieć o realizmie – spora część męskiej obsady prezentuje się całkiem całkiem, ale żadnego z nich nie można nazwać typowym mangowym przystojniakiem. Chyba Toshiyi najbliższej do miana bishounena, ale to nadal nie jest to samo, co znamy z większości tytułów. Takuya Mitsuda wyraźnie daje do zrozumienia, że wątłe, prawie kobiece piękności nie mogłyby uprawiać sportu, jakim jest baseball, czego efektem jest solidna budowa ciała zawodników. A poza tym – to jest shounen, więc postawienie na jak największe stężenie testosteronu (pomijając pojedyncze przypadki…) powinno być zrozumiałe. Jedyny szkopuł, który zwrócił moją uwagę, to charakterystyczna, nieco „druciana” czupryna Gorou, która niepokojąco zmienia położenie w zależności od ujęcia – widać to zwłaszcza w wersji animowanej… Miłym akcentem jest może nieszczególnie bogata, ale względnie zróżnicowana garderoba i odpowiednia ilość fałd na ubraniach.
Tła? Jak najbardziej występują i potrafią być naprawdę dopracowane, choć z biegiem tomów w oczy rzuca się coraz częstsze zastępowanie rysunków przerobionymi zdjęciami (dotyczy to zwłaszcza wypełnionych widzami trybun na stadionach) i choć zabieg ten nie jest aż tak widoczny jak np. w Shiki, można się zacząć zastanawiać, czy to z powodu lenistwa, czy może czegoś zupełnie innego… Cieniowanie jest niezbyt wyszukane – to głównie zbiór prostych kresek pod różnym kątem, czasem przemkną jakieś rastry – czy to w pustce za bohaterami, czy na ubraniach, ale jest to zestaw dość standardowy. Jak wypadły bardziej dynamiczne sceny? Oczywiste jest, że w ukazaniu rozgrywek znaczną przewagę ma animacja, za pomocą której znacznie łatwiej przedstawić ruch. Manga pod tym względem sporo traci, jednak nie można nazwać tych scen nieczytelnymi: trochę kresek dynamiczności, odrobina rozmycia i już dostajemy upragniony efekt – raczej typowa metoda, ale od lat skuteczna. Osoby zaznajomione z ekranizacją, a pragnące poznać pierwowzór, powinny wiedzieć, iż papierowa wersja zawiera nieco więcej przemocy (ale nadal w zdrowej dawce) i okazjonalny, ale strawny fanserwis dla czytelników płci męskiej, którego „ofiarą” pada na początku Momoko, a potem Kaoru. Jednak wszystko utrzymane zostało w ryzach, tak że nie powinno szczególnie razić (nie, to jeszcze nie jest ecchi…).
Major, zarówno manga jak i anime, mają szansę zaspokoić oczekiwania wygłodniałych fanów historii sportowych, którzy jednak cenią sobie również warstwę obyczajową. Komiks Takuyi Mitsudy to bez wątpienia jedna z lepszych mang, jakie miałam okazję przeczytać, głównie z powodu wyczerpującego wykorzystania sportowej tematyki, ale również osadzenia w solidnych ramach realizmu. Samo podejście do sportu nie jest może szczególnie nowe, jednak miłośnicy zdrowej, może nieco zbyt poważnie potraktowanej rywalizacji powinni być usatysfakcjonowani. Schematy łączą się tu z całkiem oryginalnymi elementami i tworzą mieszankę idealną. Mimo widocznych cech typowych dla gatunku shounen, opowieść ta wyróżnia się dojrzałością i konsekwentnym prowadzeniem fabuły przez kolejne tomy. Obdarzony niesamowitą charyzmą i na pewno nieidealny główny bohater, przepisowo narwany, ma szansę porwać niejednego czytelnika, ale równie dobrze może zniechęcić – kwestia gustu. Również objętość mangi może dla niektórych stanowić problem: w końcu siedemdziesiąt osiem tomów to nie lada wyzwanie, ale gwarantuję, że jeśli już ktoś się wciągnie, spokojnie doczyta do końca. Jakieś poważniejsze wady? Chyba tylko taka, że po tak udanych lekturze i seansie trudno znaleźć coś równie dobrego…
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Shogakukan |
Autor: | Takuya Mitsuda |