Manga
Bijo ga Yajuu
- Beauty is the Beast
- 美女が野獣
Kiedy mamy piękność i bestię, niemal na pewno dostaniemy i happy end. Co się stanie jednak gdy to piękność jest bestią?
Recenzja / Opis
Zawiedzie się ten, kto pomyśli, że ta manga może mieć z Piękną i bestią coś wspólnego poza samą grą słowną. Nie dociekam, skąd dziwna tendencja u Japończyków do gwałcenia bardzo klasycznych skojarzeń zachodniego świata, której nie ustrzegła się ta szkolna seria shoujo. Tytuł jest zdecydowanie nietrafiony, nie można jednak zaprzeczyć, że zapada w pamięć. Jeśli taki był zamysł autorki, to udało się cel osiągnąć. Na obronę tytułu powiem tylko, że opowieść na pewno zawiera piękność i swego rodzaju bestię, a na pewno nietypową jednostkę ludzką. Ale to by było wszystko, jeśli chodzi o podobieństwa, bo i piękność i bestia są tą samą osobą płci męskiej.
Główna bohaterka, Eimi Yamashita, uczennica drugiej klasy prywatnego liceum Seikei, z powodu przeprowadzki rodziców musi przenieść się do internatu. Od razu zgadza się na swego rodzaju otrzęsiny, które mają sprawdzić odwagę świeżej członkini internatowej społeczności. Nowe koleżanki wprowadzają ją w tajniki zabawy. Każda nowa mieszkanka internatu musi wypełnić misję, przygotowaną przez resztę grona uczniowskiego. Eimi przypadło zakradnięcie się do męskiej części internatu. O ustalonej godzinie w efektownym stylu udaje się jej przedostać do męskiego budynku. Przypadek chce, że trafia do pokoju Wanibuchiego – tytułowej bestii i tajemniczego chłopaka, wokół którego krąży w szkole mnóstwo plotek i legend. Eimi, która nie żywi uprzedzeń do żadnych istot, dopóki ich sama nie pozna, przekonuje się, że nie taka bestia straszna.
Zawiązanie fabuły nie jest specjalnie oryginalne. Ona spotyka jego, on ma złą sławę, ona się tym nie przejmuje. Cała magia tej mangi polega na tym, jak w takiej sytuacji reagują postaci. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Sam początek historii wywołał na mojej twarzy ironiczny uśmiech. Kolejna naiwna dziewczyna, niepotrafiąca się oprzeć wyzwaniu rzuconemu przez nową grupę, w której łaski chce się wkraść. Jednak było to mylne wrażenie. Przekonałam się o tym już niebawem, widząc, jak Eimi zachowuje się wobec kolegów i koleżanek. Trudno powiedzieć co nią kierowało, kiedy się zgadzała na całe otrzęsinowe przedsięwzięcie, jednak nie da się jej zarzucić chęci przypodobania się grupie. Przez całą mangę to, co myśli Eimi, pozostaje dla czytelnika zagadką. Uważam to za jeden z wielu plusów Bijo ga Yajuu. Mam dosyć rozmamłanych przemyśleń płytkich bohaterek, które nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Eimi ma swój świat, swój sposób na życie i nie daje nikomu wytrącić się z równowagi. Sprawia wrażenie nieprzystosowanej społecznie, jednak rozwój głównego wątku romantycznego dowodzi, że doskonale wie, co zrobić w kluczowych momentach. Nie stara się nikomu przypodobać, żyje swoim życiem, ale jest na tyle elastyczna, żeby brać pod uwagę rady innych. Ujęła mnie przy tym jej osobowość: Eimi ma niesamowity talent do bycia zwierzątkiem zupełnie ślepym. Cecha ta jest bardzo urocza, ale bywa nadużywana w mangach shoujo i bardzo łatwo tu popaść w niebezpieczną skrajność, która zamieni bohaterkę w karykaturę. Autorce mangi udało się tym razem nie zepsuć postaci. Tytułowa bestia to osobnik bardzo tajemniczy. Wszyscy się go boją, krąży o nim mnóstwo plotek, nikt jednak nigdy nie sprawdzał empirycznie, kim jest Takami Wanibuchi. Bardzo trudno go rozgryźć, bo bardzo trudno jest się do niego w ogóle zbliżyć – udaje się to jedynie głównej bohaterce. Oprócz tej dwójki mamy jeszcze koleżanki Eimi z internatu, bardzo sympatyczne dziewczyny, każdą z własnym „zboczeniem” na jakimś tle, przedstawiono też bliżej towarzystwo z męskiego internatu. Jest oczywiście „ten trzeci” i „ta czwarta”, ale fabuła obywa się bez dzikich scen zazdrości i podkładania sobie nawzajem mniejszych lub większych prosiaków. Jak na tak prestiżową szkołę, jestem tylko zaskoczona ilością dziwaków na metr kwadratowy, jednak może w Japonii to reguła. Wszak każdy geniusz podobno jest wariatem.
Manga nie posiada właściwie wątku głównego i składa się z krótkich epizodów. Zdarzają się rozdziały, w których króluje Eimi, bywają też i takie, w których pierwsze skrzypce grają postaci poboczne. Nie poznajemy ich aż tak dobrze, jak bym sobie tego życzyła, ale można to traktować jako wielki plus, ponieważ autorce udaje się utrzymać zainteresowanie czytelnika. Na dobrą sprawę można by zamienić kolejność niektórych rozdziałów i nie wpłynęłoby to znacząco na odbiór całości. Taka konwencja mi zupełnie nie przeszkadzała, ponieważ dla mnie tak naprawdę fabuła nie stanowi głównej atrakcji. Kluczowym elementem są ludzie, którzy się pojawiają w danym utworze.
Cały urok mangi kryje się w postaciach i ich relacjach. Dotyczy to szczególnie głównych bohaterów. Jestem wdzięczna, że zarówno poznanie się, jak i późniejsze wydarzenia obeszły się bez niewiarygodnych zbiegów okoliczności. Autorce udało się uchwycić niesamowitą chemię pomiędzy Takamim a Eimi. Nie musimy wierzyć autorce na słowo, że tak jest, to po prostu się czuje. Czytam sporo mang shoujo i często zdarza się, że nie zgadzam się z pokazywanym rozwojem relacji romantycznej, bo zwyczajnie nie dostrzegam uczucia między postaciami (nawet jeśli autorka wmawia nam, że ono istnieje). W Bijo ga Yajuu widzę sama, że te dwie osoby są dla siebie stworzone. Takami to bardzo charyzmatyczna bestia, która fascynuje i intryguje, Eimi jest dziwadłem z niesamowitym urokiem osobistym, a razem tworzą wybuchową mieszankę. Bardzo mnie cieszył brak scen w rodzaju „o rany dotknął mojej ręki, zaraz umrę z podniecenia/zażenowania”. W przypadku Eimi nie ma mowy o takich sytuacjach, co dla mnie stanowiło sporą ulgę: nie znoszę takich przesadzonych reakcji. Nie mówię jednak, że w ogóle się nie zdarzały, jednak biorąc pod uwagę osobę, w wykonaniu której obserwujemy takie zachowanie, nie sposób nie docenić kunsztu autorki. Sama główna bohaterka sprawia, że niektóre schematyczne wątki mają dość nieoczekiwane rozwiązanie. Manga jest też pełna niedopowiedzeń, które zwykle mnie drażnią, tu jednakże podnosiły w moich oczach ocenę, między innymi dlatego, że doskonale pasowały do charakterów postaci i sposobu prowadzenia historii.
Opisanie grafiki okazało się dla mnie nieco kłopotliwe. Z jednej strony autorka bardzo dobrze umie rysować ciała, z drugiej – te nosy… Coś zdecydowanie mi nie odpowiadało w rysowaniu twarzy. Były bez wyrazu, bez emocji. Jak maski. Wersje chibi bardzo mi się podobały, jednak normalne twarze miejscami wydawały mi się przerażające. Generalnie jednak przystojni panowie faktycznie są przystojni i nie mam tu nic do zarzucenia. Płeć żeńska nie zwala z nóg, ale jest narysowana bardzo ładnie. Ucieszyło mnie bardzo, że z Eimi nie zrobiono ukrytej piękności, której wystarczy tylko okulary zdjąć i rozpuścić włosy. Eimi umie wyglądać słodko, chociaż wcale nie czuje po temu potrzeby, ale nie jest seksbombą. Ponadto rzecz niespotykana w mangach shoujo: proszę państwa, mamy tu tła! Nic szczególnego, ale nie raziły mnie puste kadry czy wszechobecne bąbelki. Akcja ma miejsce głównie w internacie, więc nie są to tła bardzo zróżnicowane, ale są.
Nie lubię pisać podsumowań, ale jestem pewna, że istnieje więcej ludzi takich jak ja, którzy czytają tylko pierwszy i ostatni akapit, więc postaram się rzecz zarekomendować, nie wnikając w szczegóły. Manga jest przeznaczona zdecydowanie dla wielbicieli romansów szkolnych. Zawiera bardzo sympatyczne postaci, nie znajdziemy tu rumieniących się dziewczątek czy panów, którym jądra szaleją na widok biustu koleżanki. Niecodzienni główni bohaterowie i równie dziwni bohaterowie poboczni czynią z Bijo ga Yajuu mangę naprawdę wyróżniającą się na tle innych dzieł tego gatunku. Zwłaszcza jeśli ktoś jest zmęczony głupotą bohaterek i perfekcyjnością samców.
Recenzje alternatywne
-
Enevi - 13 marca 2012 Ocena: 7/10
Czy przeprowadzka do internatu może być początkiem nowego życia? Jak najbardziej! więcej >>>
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Hakusensha |
Autor: | Tomo Matsumoto |