Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Mój drogi bracie...

Tom 1
Wydawca: J.P.Fantastica (www)
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-7471-337-5
Liczba stron: 540
Okładka
Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja

Podejrzewam, że każdy z was ma jakąś mangę, o której myśli sobie „Ech, gdyby kiedyś to w Polsce wydano… Ale tak się pewnie nigdy nie stanie”. Cóż, ja od wielu lat w podobny sposób myślałem o jednym z moich ulubionych tytułów, jakim było Mój drogi bracie…. A jednak marzenia się czasem spełniają, bo wydawnictwo J.P. Fantastica, ostatnio sukcesywnie dopieszczające bardziej wymagających fanów japońskiego komiksu, zrobiło mi niezwykle miłą niespodziankę, publikując w Polsce jedną ze sztandarowych pozycji autorstwa Riyoko Ikedy, nie bez kozery nazywanej „królową mangi”.

Losy polskiego wydania tego komiksu były dość pogmatwane. Najpierw J.P. Fantastica zapowiadało wydanie dwutomowe, potem pojawiła się informacja, że w drugim tomie znajdzie się także horror Ayako, następnie stanęło jednak na wydaniu jednotomowym, zawierającym wszystkie trzy tomiki oryginalnej mangi. Później wynikła sprawa z okładkami, które początkowo miały być nieco bardziej stylowe, a ostatecznie postawiono na alternatywną wersję oryginalnej okładki, zaś pierwotny projekt powędrował pod obwolutę – acz w wersji kolorystycznie uboższej niż pierwowzór.

A skoro już o okładce mowa – trafiła tu zmodyfikowana wersja obrazka z japońskiego wydania. W oryginale tło było białe, zaś półprzezroczyste plamy – w kolorze morskiego błękitu. Polski wydawca zdecydował się na zastąpienie bieli sepią, zaś błękitu – zielenią. W rezultacie okładka nabrała nieco bardziej stonowanego, jesiennego klimatu, jednocześnie dobrze komponując się z wiekiem samej mangi, która ma już, jakby nie patrzeć, prawie czterdzieści lat. Obrazek przedstawiający Nanako został niestety nieco przycięty w stosunku do pierwowzoru, w efekcie czego nie widzimy na nim ani jej nadgarstka, ani drugiej części kołnierzyka. W zamian za to wydawca zdecydował się na nieco bardziej intensywną barwę włosów i cery. Logo to już twórczość własna polskiego wydawcy – i nie oceniam jej negatywnie. Prezentuje się stylowo i elegancko, choć z dwóch uzupełniających je kwiatowych motywów prawy górny jakoś mniej mi się podoba.

Z drugiej strony obwoluty znalazł się skrótowy opis fabuły, dobrze oddający jej treść. Warto odnotować też fakt, iż na okładkach Mega Mangi nie ma ograniczeń wiekowych – ciekawe, jakie należałoby dać temu komiksowi? Na właściwej okładce umieszczono szare (niestety…) sylwetki dwóch bohaterek – Rei „Saint Just” Asaki i Fukiko Ichinomiyi. Po postawieniu na półce obok innych tytułów wydanych w ramach cyklu Mega Manga zwraca uwagę biały obrazek z Rei – do tej pory grafiki tego rodzaju pojawiały się na grzbietach okazjonalnie. Imię i nazwisko autorki są na tej samej wysokości, co w przypadku mang Moto Hagio. Ciekawostką jest natomiast fakt, że logo wydawnictwa zachowało tu swoje tradycyjne barwy, podczas gdy zwykle w przypadku mang wydawanych w tym cyklu mieliśmy do czynienia z kolorystycznymi wariacjami. Grzbiet jest klejony – co prawda do tej pory żadna z mang wydanych w tej serii nie pękła mi, więc muszę przyznać, że nie jest to duży problem. Owszem, wolałbym twardy grzbiet i szycie, ale można się spodziewać, że cena mangi skoczyłaby wówczas dwukrotnie.

Po otwarciu mangi można zauważyć brak spisu treści – a wszak składa się z trzech wydanych w oryginale osobno tomów. Nota bene, z 466 stronami jest to jedna z najgrubszych pozycji mangowych, jakie do tej pory ukazały się w Polsce. Warto odnotować natomiast, że wszystkie strony są ponumerowane, aczkolwiek czasami, aby dostrzec numer, należy dość mocno otworzyć mangę. Niezależnie od tego, zakładka będzie tu przyjaciółką czytelnika, gdyż raczej nie jest to komiks, który każdy przeczyta „na jeden raz” – z drugiej jednak strony historia należy do wciągających, więc kto wie? Przyznaję bez bicia, sam zaliczyłem ów tytuł na jednym posiedzeniu, ale w moim przypadku należy wziąć poprawkę na bardzo silny sentyment względem tej mangi. Boli natomiast trochę brak jakichkolwiek kolorowych grafik, szczególnie po efektownym wydaniu Było ich jedenaścioro, gdzie takich stron było bardzo dużo. Można było chociaż okładki oryginalnych tomików wstawić w kolorze…

Mój drogi bracie… jest mangą stawiającą na dialogi i przemyślenia bohaterów, zatem tłumacz miał tu sporo roboty, o wiele więcej niż w przypadku np. mang z gatunku shounen. Inna sprawa, że poradził sobie całkiem nieźle, czytając komiks nie znalazłem niczego, co by mi specjalnie zgrzytało lub wywołało jakieś nieprzyjemne odczucia, a proszę wziąć poprawkę na fakt, iż tekst ten pisze człowiek, który nie zamierza ukrywać swojej wielkiej sympatii do tego tytułu. Język komiksu jest zresztą specyficzny – z jednej strony mamy tu sporo stylizowanych, podniosłych i poetyckich fraz, z drugiej – dość swobodne, młodzieżowe rozmowy między bohaterkami. Ta swoboda nie oznacza jednak przesady – autorka (a za nią tłumacz) dbają, by był to nadal język panienek z dobrego towarzystwa, mających o sobie wysokie mniemanie, dlatego nawet w chwilach wzburzenia (a takich tu przecież nie brak) nie pojawiają się w ich rozmowach wulgaryzmy lub bardziej dosadne stwierdzenia. O ile czasami tego rodzaju język drażni (np. w przypadku mang shounen), tu sprawdza się zaskakująco dobrze. Aczkolwiek z drugiej strony – to dość szczególna, nieco teatralna konwencja (wyrażająca się tak w słowach, jak i gestach postaci), która nie każdemu musi przypaść do gustu, bo osoby nieprzygotowane może rozbawić. Pozostając jeszcze przy tłumaczeniu – osobną sprawą są przydomki niektórych bohaterek. Tłumacz zdecydował się na ich konsekwentny przekład, co zrozumiałe, acz dla kogoś, kto wcześniej miał np. tylko kontakt z wersją animowaną, zamiana „Kaoru no kimi” na „Książę Kaoru” będzie brzmiała pewnie nieco dziwnie. Niemniej to detal, do którego można się szybko przyzwyczaić.

Dodatkiem, który oceniam bardzo wysoko, jest trzystronicowy tekst poświęcony autorce, zatytułowany Japonka, która pokochała Europę. Jest on bogaty w informacje, aczkolwiek znalazł się w nim błąd merytoryczny – „Od tego momentu, praktycznie w każdym następnym tytule będziemy mieć do czynienia z Europą XVI i XVII wieku”, podczas gdy historyczne mangi Ikedy obejmowały głównie końcówkę XVIII i początek XIX wieku.

Oceniając ogólnie polskie wydanie Mój drogi bracie… na tle innych tytułów wydanych w ramach cyklu Mega Manga, dałbym mu szkolną czwórkę, może z plusem przez wzgląd na sentyment do tego tytułu. Gdyby znalazły się tu kolorowe strony, pewnie byłaby i piątka. Niezależnie od wszystkiego, cieszy, że ten jeden z najważniejszych tytułów shoujo­‑ai w dziejach ukazał się w języku polskim. Pozostaje nadzieja, że polscy czytelnicy przyjmą go z wystarczającym zainteresowaniem, aby J.P. Fantastica zdecydowało się sięgnąć po kolejne tytuły „królowej mangi”.

Grisznak, 29 czerwca 2014
Recenzja mangi

Tomiki

Tom Tytuł Wydawca Rok
1 Tom 1 J.P.Fantastica 5.2014