Manga
Ikemen-kun to Saenai-kun
- イケメン君とさえない君
Subtelny trójkąt romantyczny z duchem, nieudacznikiem i introwertycznym przystojniakiem w rolach głównych.
Recenzja / Opis
Kentarou Shinohara jest bardzo przeciętnym studentem, wiodącym jeszcze bardziej przeciętne życie. Wystarczy wspomnieć, że ostatni widowiskowy sukces odniósł w przedszkolu, broniąc koleżankę przed dokuczającym jej kolegą. Obecnie jałowa egzystencja Kentarou ogranicza się do chodzenia na wykłady, spania i jedzenia, do czasu oczywiście. Pewnego dnia nasz szary bohater obrywa piłką w głowę i traci przytomność – od tamtej pory nagłe utraty świadomości zdarzają mu się coraz częściej. Uszkodzenie mózgu? Otóż nie. Prawda wychodzi na jaw, kiedy budzi się on w obcym mieszkaniu. Jego lokator, młody i przystojny chłopak, wyjaśnia mu, że najprawdopodobniej padł ofiarą jego zmarłej dwa tygodnie wcześniej dziewczyny. Zakochana panna postanowiła pożyczyć sobie ciało Kentarou, by dalej przebywać ze swoim ukochanym. Cóż, nie mając wielkiego wyboru, bohater musi prowadzić podwójne życie. Szkopuł w tym, że do tej pory samotny chłopak szybko zaczyna się przywiązywać do nowego znajomego…
Wbrew pozorom Ikemen‑kun to Saenai‑kun to nie szalona komedia ani podlany łzami melodramat, a niezwykle wyciszone i leniwe okruchy życia. Mimo fantastycznego założenia, autorka – Yoshiko Hide, zadbała, by wszelkie potencjalne niedorzeczności w miarę sensownie wyjaśnić. Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: dlaczego duch dziewczyny wybrał chłopaka? Otóż dlatego, że nie jest w stanie opętać dowolnej napotkanej osoby, natomiast bierny Kentarou jest idealnym „medium” i zwyczajnie nawinął się jako pierwszy. Generalnie duch może kontrolować ciało chłopaka tylko wtedy, gdy jest on nieprzytomny i co istotne, nie pamięta on, co się dzieje z jego ciałem w tym czasie. Tak naprawdę nie dowiaduje się tego również czytelnik, gdyż mangaczka zupełnie pomija ten wątek, skupiając się jedynie na relacjach między Kentarou a bezimiennym chłopakiem. O dziwo nie wypada to źle, zwłaszcza że nie mamy do czynienia z przypadkiem zazdrosnej zjawy, która przywłaszcza sobie cudze życie, a wręcz przeciwnie. Zresztą bohater szybko przechodzi do porządku dziennego nad tym dziwnym układem, głównie dlatego, że dzięki niemu może przerwać codzienną rutynę i wreszcie ma kogoś, z kim może spędzać czas. Fabuła pełznie powoli, niczym wielki ślimak, na którego drodze brak jakichkolwiek przeszkód. Panowie powoli się poznają i przyzwyczajają do siebie, aż w pewnym momencie czytelnik zauważa, że duch dawno temu zszedł na drugi plan. Mimo to nie znajdziemy w mandze wyznań, jasnych deklaracji czy jednoznacznych sytuacji – związek panów jest szalenie intymny i subtelnie zarysowany. Wyróżnik shounen‑ai odnosi się bardziej do ogólnego nastroju niż rzeczywistych wydarzeń, także spragnione płomiennych uczuć fanki mogą poczuć się zawiedzione.
Chociaż podoba mi się ciepłe i urocze zakończenie jak również delikatność, z jaką autorka kreśli opowieść, nie sposób pozbyć się wrażenia, że całość jest jednak zbyt monotonna. Jeden tom czyta się w miarę szybko i przyjemnie, ale te same sytuacje powtarzane w każdym rozdziale w pewnym momencie zaczynają nudzić. Sytuację pogarsza fakt, że dialogów jest niewiele, a opisy dotyczą głównie przemyśleń Kentarou. Siłą rzeczy z powodu jednostronnej narracji praktycznie nie mamy okazji poznać pozostałych bohaterów, którzy pozostają ładnymi cieniami na ścianie, efektownymi wizualnie, ale pozbawionymi indywidualnych cech. Co gorsza, w zestawieniu z niepozbieranym i przeciętnym do bólu Kentarou, tworzą niesamowicie rozmamłaną obsadę, która może i wzbudza sympatię, ale nic ponadto. Owszem, dzieło pani Hide czyta się dobrze, ale nie zmienia to faktu, że jest ono mdłe i nie zapada na długo w pamięć.
Równie nijako prezentuje się warstwa wizualna, chociaż doceniam fakt, iż główny bohater to normalny chłopak, a nie kolejny książę z bajki. Co prawda jego kolega już może się pochwalić przystojną twarzą, ale nadal nie mamy do czynienia ze spędem bishounenów. Kreska Yoshiko Hide jest bardzo oszczędna i rozedrgana, wręcz szkicowa, przez co całość nie wygląda jak końcowy produkt, a zaledwie wstęp do takiego. Twarze są proste, narysowane za pomocą kilku kresek, pozbawione szczegółów i cieniowania. O dziwo, mimo takiego minimalizmu są szalenie plastyczne i wyraziste, co uważam za największą zaletę oprawy graficznej. Reszta to niestety przykry standard, czyli dużo bieli i pustych przestrzeni, nijakie tła rysowane od wielkiego dzwonu oraz smutne rastry, pełniące rolę taniego wypełniacza. Szału zdecydowanie nie ma, za to jest poczucie, że już gdzieś się to widziało i to nie raz, nie dwa. Inna sprawa to obiecująca, śliczna kompozycyjnie i kolorystycznie okładka, która oferuje znacznie więcej doznań estetycznych niż ubogie wnętrze komiksu. Szkoda, że mangaczce starczyło pary tylko na „pierwsze wrażenie”, acz stawiam za nie dużego plusa.
Mam problem z tą mangą, głównie dlatego, że publikacje niewyróżniające się w żaden sposób dużo trudniej ocenić niż te, które posiadają wyraźne zalety lub wady. Ikemen‑kun to Saenai‑kun to rzecz ciepła i na swój sposób urocza, ale niesatysfakcjonująca zarówno pod względem fabuły, jak i charakterów postaci. Zabrakło jakiegoś mocniejszego akcentu, który mógłby przykuć uwagę czytelnika. Naturalnie nadal jest to komiks wart lektury, jednak nie należy się nastawiać na coś, co nas wciągnie i przynajmniej na jakiś czas pozwoli zapomnieć o otaczającym świecie. Udana ciekawostka, ale nic więcej.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Ichijinsha |
Autor: | Yoshiko Hide |